
Jak mysz pod miotłą

W XV wieku w Niderlandach rozwinęło się wyjątkowe malarstwo – tak zwana „nowa sztuka“ (ars nova), charakteryzująca się między innymi niesamowitą precyzją szczegółów i efektami iluzjonistycznymi. Mówi się, że malarstwo niderlandzkie to „lustro swoich czasów“, co dotyczy zarówno dzieł religijnych jak i świeckich: na obrazach odnaleźć można ówczesną architekturę, przedmioty codziennego użytku, uzbrojenie i stroje. Można prześledzić życie człowieka tamtych czasów od narodzin do śmierci, poprzez ważne wydarzenia (chrzest, ślub), pracę, odpoczynek i różne formy pobożności. Jednym z bardzo ważnych zagadnień sztuki niderlandzkiej jest fakt, że ów „realizm szczegółów“ ma prawdopodobnie charakter symboliczny – to znaczy że te precyzyjnie ukazane przedmioty mają symboliczne znaczenia.
Nie wiadomo pod czyim pędzlem narodziło się to nowe malarstwo, nie wykluczone, że zalążkiem był warsztat braci van Eycków (badacze się spierają i to jest osobna, skomplikowana kwestia). Dziś jednak przyjrzymy się dziełu, które wiązane jest z tak zwanym Mistrzem z Flémalle, działającym w pierwszej połowie XV wieku w Tournai.
Ów Mistrz był przez wiele lat utożsamiany ze znanym ze źródeł malarzem Robertem Campinem. Grupa dzieł wiązana z tym artystą jest spora, historycy sztuki spierają się w tej materii intensywnie, lecz aktualnie przeważa pogląd, iż nie można owych dzieł przypisać Robertowi Campinowi, są one bowiem bardzo różne. Mówiąc w skrócie: wygląda na to, że powinniśmy traktować określenie “dzieło Mistrza z Flémalle” w znaczeniu “dzieło malarza z warsztatu Roberta Campina”. Malarzy w tym warsztacie było kilku (między innymi Rogier van der Weyden czy Jacques Daret), no i malowali oni w sposób zróżnicowany. Nie wiadomo ostatecznie, kto namalował tryptyk będący tematem niniejszego wpisu – prawdopodobnie zresztą jest to dzieło dwóch różnych malarzy, powstałe około 1430 r. (może nawet środek powstał najpierw, a skrzydła domalowano później). Przechowywany jest dziś w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku.
Tryptyk Mérode, bo o nim mowa, to jedno z najsłynniejszych dzieł malarstwa niderlandzkiego, a także przedmiot zażartych dyskusji badaczy. W części centralnej ukazane jest Zwiastowanie, na lewym skrzydle – para fundatorów, zaś na skrzydle prawym – święty Józef w warsztacie. I na Józefie się teraz skoncentrujemy.
W sumie on tutaj nawet nie sprawia wrażenia świętego. Ot, starszy człowiek przy pracy – żadnego nimbu wokół głowy, żadnych promieni czy złotego tła. Ukazany jest we wnętrzu piętnastowiecznego warsztatu, z detalicznym przedstawieniem okiennic i lady, oraz rynku za oknem. Na stole leżą narzędzia i drewniany przedmiot… czyżby pułapka na myszy?
Część badaczy popiera hipotezę o ukrytym symbolizmie, według którego przedstawione przedmioty mają nieść za sobą określone teologiczne treści; część natomiast uważa, że realistyczne przedstawianie przedmiotów codziennego użytku miało pozwalać wiernym na lepszą kontemplację przedstawionych scen i na utożsamianie się z ich bohaterami. W 1945 roku Meyer Schapiro dokonał analizy owej pułapki na myszy w kontekście kazań św. Augustyna – odniósł się do stwierdzenia, że krzyż Pański jest „pułapką na myszy“ dla diabła (M. Schapiro, „Muscipula Diaboli“: the symbolism of the merode altarpiece, The Art Bulletin 27, 1945). Ciekawsza dyskusja, zresztą naukowa, rozpętała się w roku 1966. Otóż, badacze wymienili artykuły na łamach czasopisma „The Burlington Magazine”: najpierw Irving Zupnick podważył tezę, że to w ogóle jest pułapka na myszy. W odpowiedzi na jego artykuł John Jacob wykonał replikę tego obiektu w rzeczywistości i – jak zapewniał w swojej publikacji – udało mu się złapać w to mysz. Trzeba przyznać, że jak na badania z zakresu historii sztuki, to wyjątkowo empiryczne podejście… Sprawę domknął Helmut Nickel, publikując artykuł zawierający inne przykłady podobnie wyglądających pułapek na myszy w malarstwie XV-wiecznym.
Dlaczego jednak pułapka na myszy ma się odnosić do diabła? Ano dlatego, że sama mysz może symbolizować szatana. W średniowieczu popularne były tak zwane Bestiaria (miniatura powyżej pochodzi z takiego tekstu), czyli księgi opisujące zwierzęta i ich symbolikę. Mysz to szkodnik, należy zatem do kategorii tych stworzeń, które wiązano z siłami zła. Zwiastowanie, ukazane w środkowej części tryptyku Mérode, to moment Wcielenia Zbawiciela, początek klęski szatana. Nie jest to przypadek, że w przedstawieniach Zwiastowania czasem pojawia się kot, który jest przecież żywą pułapką na myszy!
Czy jednak możemy skojarzyć pułapkę na diabła z osobą Józefa? Oczywiście, że tak! Otóż: diabeł wiedział, że Mesjasz narodzi się z dziewicy. Józef, będący mężem Marii, stanowił zatem swego rodzaju „zasłonę dymną“ – no bo skoro Maria była mężatką, to niejako „wypadała“ z kręgu podejrzenia. Diabeł został oszukany, złapał się w pułapkę… Tylko czy sam Józef był z tego układu w pełni zadowolony? Wspomniany już wcześniej Meyer Schapiro w sposób ekstremalny zinterpretował pracę Józefa na tym tryptyku – mianowicie w oparciu o teorie Freuda wysnuł wniosek, że Józef wierci dziury w desce, aby dać upust frustracji, spowodowanej narzuconą mu wstrzemięźliwością…
Sądzę jednak, że mimo wszystko nieznany autor skrzydeł tryptyku Mérode nie uważał świętego Józefa za frustrata. Myślę, że bardziej odpowiadałby mu wizerunek z wiersza Andrzeja Bursy:
Ze wszystkich świętych katolickich
najbardziej lubię Józefa
bo to nie był żaden masochista
ani inny zboczeniec
tylko fachowiec
zawsze z tą siekierą
bez siekiery chyba się czuł
jakby miał ramię kalekie
i chociaż ciężko mu było
wychowywał Dzieciaka
o którym wiedział
ze nie jest jego synem
tylko Boga
albo kogo innego
a jak uciekali przed policją
nocą
w sztafażu nieludzkiej architektury Ramzesów
(stąd chyba policjantów nazywają faraonami)
niósł Dziecko
i najcięższy koszyk.
***
Tym, którzy chcieliby zgłębić temat malarstwa niderlandzkiego, polecam znakomitą książkę Antoniego Ziemby: “Sztuka Burgundii i Niderlandów 1380-1500. Tom II. Niderlandzkie malarstwo tablicowe 1430-1500” (Warszawa 2011).