
Obraz znany i podpisany, ale i tak nic nie wiemy

Jan van Eyck to najsłynniejszy z niderlandzkich malarzy XV wieku. Jego najbardziej chyba znanym dziełem jest portret mężczyzny i kobiety, zwany “Małżonkowie Arnolifni”, lub “Małżeństwo Arnolfinich”. Rzecz w tym, że to chyba nie małżeństwo, i wcale niekoniecznie Arnolfini.
Obraz przechowywany w National Gallery w Londynie (malowany farbami olejnymi na desce) nie ma wielkich rozmiarów – raptem 82.2 x 60 cm. Przedstawia mężczyznę i kobietę w mieszczańskim wnętrzu, ukazanych w całych postaciach. Za nimi w lustrze odbijają się sylwetki dwóch świadków tej sceny, zaś ponad lustrem na ścianie widoczny jest podpis Johannes de eyck fuit hic / 1434 (Jan van Eyck był tutaj / 1434). Wyjątkowa sprawa – mamy i datę i podpis artysty nie na ramie, ale w samym środku dzieła. Samo lustro zdobione jest medialionami z przedstawieniami Męki Pańskiej.
Cały pokój pełen jest różnych przedmiotów, bardzo precyzyjnie malowanych – Jan van Eyck był przedstawicielem niderlandzkiej Ars Nova, mistrzowsko tworzył iluzję malowanych detali, a zarazem możemy założyć, że przedmioty te mają symboliczne znaczenie. Łoże odnosić się może do małżeńskiego pożycia, owoce na parapecie mogą nieść symbolikę płodności, pies symbolizuje wierność, a zdjęte buty oznaczają przestrzeń uświęconą – ważny moment, być może obietnicy czy przysięgi, zapewne wobec Boga, którego symbolizuje zapalona jedna świeca w żyrandolu. Zresztą interpretacja znaczenia detali na tym obrazie to osobny temat, badacze wysuwają tu różne propozycje. Najprawdopodobniej ukazani w lustrze ludzie są tutaj świadkami. Tylko świadkami czego?
Najstarsze odniesienie do tego obrazu mamy z roku 1516 (inwentarz kolekcji Małgorzaty Austriackiej) – stwierdzenie, że postać na obrazie określana jest jako Harnoul le Sin z żoną. W 1523/4 natomiast zapisano, że obraz przedstawia osobę zwaną Arnoult Fin. Przyjęło się identyfikowanie ukazanaego na obrazie mężczyzny z Giovannim di Arrigo Arnolfinim, choć Arnolfinich, włoskich kupców i bankierów, działających także w Niderlandach, było więcej. Giovanni di Arrigo był najbardziej znany w Brugii, gdzie mieszkał – pamiętano tam o nim jeszcze w XIX wieku. Zmarł w 1472, jego żona, Giovanna Cenami zmarła w 1480. Ta identyfikacja była powszechnie przyjmowana do czasu aż okazało się (nie tak dawno, w 1997 roku), że wzięli oni ślub dopiero w 1447 roku. Poza tym czy gdyby chodziło o tę znaną w mieście parę, zmarłą w 2 połowie XV wieku, inwentarz z roku 1516 użyłby określenia “zwani Harnoul le Sin”? Ten zapis sugeruje, że twórca inwentarza nie był już w stanie odtworzyć pewnego nazwiska sportretowanych – gdyby chodziło o Giovanniego di Arrigo Arnolfiniego, raczej nie byłoby takich problemów.
W tej sytuacji badacze skłonili się ku innej opcji: może to być w takim przypadku inny Arnolfini, kuzyn poprzedniego, a mianowicie Giovanni di Nicolao Arnolfini, urodzony w końcu XIV wieku, a zmarły w 1452. Jego żoną była z kolei Constanza Trenta, którą poślubił w 1426 roku, gdy miała 13 lat. Niestety, z zachowanych listów wynika, że w 1433 roku Constanza już nie żyła, i to zapewne od jakiegoś czasu… a tu na obrazie widnieje data 1434. Nie mamy żadnych źródeł, które by wskazywały, że Giovanni di Nicolao Arnolfini ożenił się po raz kolejny.
Propozycje odnośnie tematu obrazu były różne. Inwentarz hiszpańskiej kolekcji królewskiej z roku 1700 podaje, że obraz przedstawia ciężarną niemiecką damę z mężczyzną, za którego ona wychodzi za mąż nocą (bo świeczka się pali). W XIX wieku pojawiła się propozycja, że to sam Jan van Eyck z żoną. Tylko że mamy zachowany portret żony van Eycka i nie jest ona podobna do tej pani w zielonej sukni… Potem uznano, że to faktycznie moment zaślubin – może miałoby to być małżeństwo sekretnie, niesakramentalne.
Wobec faktu, że mógłby to być Giovanni di Nicolao Arnolfini, a jego żona w 1434 już nie żyła, pojawiła się nawet propozycja, że ukazano tu wizerunek pośmiertny Constanzy – dlatego miałaby być blada, wyidealizowana (podczas gdy mężczyzna jest ukazany bardziej realistycznie), a świeca nad mężczyzną miałaby ukazywać, że on jeszcze żyje. Mało to prawdopodobna interpretacja, podobnie jak coraz częściej odrzuca się twierdzenie o zaślubinach. Przyjrzyjmy się gestom, które wykonują postacie.
Ewidentnie jest to moment ważny, gest mężczyzny wskazuje na przysięgę. Małżeństwo od starożytności związane jest ze wzajemną przysięgą i z gestem chwycenia się przez narzeczonych za ręce. Jednakże jest drobny szczegół: małżonkowie zawsze podają sobie prawe dłonie. Tak jest nie tylko dziś – było tak w Starożytności, a potem w Średniowieczu, o czym świadczą zachowane przedstawienia momentu zaślubin.
Co zatem może przedstawiać słynny obraz van Eycka? Edwin Hall proponuje bardzo przekonującą opcję: to mogą być po prostu zaręczyny! Istnieją bowiem miniatury w rękopisach “Dekameronu”, dotyczące opowieści o romansie Teodora i Violanty (poniżej po prawej, rękopis z 1432 r., BNF Arsenal 5070, fol. 204), oraz o Lizie, która została wydana za niejakiego Perdicona (poniżej po lewej, rękopis z pocz. XIV w., Biblioteca Apostolica Vaticana, Pal. lat. 1989, fol. 304), gdzie przypuszczalnie narzeczeni wykonują taki właśnie gest – dotykają się dłońmi, i prawa ręka niewiasty leży na lewej dłoni mężczyzny.
Zaręczyny były traktowane jako poważne zobowiązanie, mogły być “kontraktem” zawartym przy świadkach. Być może zatem to rzeczywiście Giovanni di Nicolao Arnolfini, wdowiec, który mógł w 1434 roku zaręczyć się z jakąś kobietą – niewykluczone, że dama z obrazu też może być młodą wdową (nakrycie głowy, które nosi, raczej zakładały mężatki). Jeśli z jakiś przyczyn do małżeństwa potem nie doszło, to wyjaśnia brak informacji o kolejnym ożenku Giovanniego w dokumentach źródłowych. A obraz pozostał.
Jest także jeszcze inna propozycja: Margaret D. Carroll zaproponowała, że jest to moment, w którym mąż przekazuje żonie przy świadkach upoważnienie do reprezentowania go w sprawach biznesowych. Tylko że znów wracamy do problemu braku informacji, jakoby Giovanni Nicolao Arnoflini miał jakąś drugą żonę. Chyba, że to w ogóle nie on.
I na koniec jeszcze jedna kwestia – pani na obrazie wbrew pozorom nie jest w ciąży. Ma ona po pierwsze charakterystyczną gotycką sylwetkę – jest smukła, ma wąskie ramiona, drobne piersi i wypukły brzuszek, który na obrazach XV-wiecznych mają w zasadzie wszystkie niewiasty, nawet święte dziewice, a więc na pewno nie ciężarne. Przede wszystkim jednak dama ma na sobie bardzo długą suknię z grubego materiału – lewą dłonią podtrzymuje ona przed sobą pokaźną fałdę tejże sukni i to ten nagromadzony materiał sprawia, że w pierwszej chwili myślimy, iż niewiasta jest przy nadziei.
A konkluzja? O najsławniejszych obrazach wiemy bardzo często najmniej. Tak czy inaczej jest to piękne dzieło, w wyjątkowy sposób ukazujące relację między mężczyzną a kobietą. Szkoda tylko, że mężczyzna tak bardzo przypomina Władimira Putina.
***
Zainteresowanym polecam książkę E. Hall, “The Arnolfini Betrothal. Medieval Marriage and the Enigma of Van Eyck’s Double Portrait” (1997).
Na temat przedstawień ciężarnych kobiet w sztuce XV wieku pisałam także w tym WPISIE.
a czemu nie poleca Pani Tryumfu Luny i Wenus – ?
Interpretacji tego obrazu jest wiele – ja polecam subiektywnie te publikacje, które mnie najbardziej przekonują.
A. Boczkowska podaje bardzo interesującą interpretację – i dużo bliższą – jeśli brać przedmioty przedstawione na obrazie – za nieprzypadkowe…nie w wymiarze suchej symboliki – ale mistyki miłości – i jakiejś siły pchającej ludzi ku sobie…
‘Harnol le sin’? co to może właściwie oznaczać? Nazwisko? Ten obraz w pewien sposób nawiązuje do średniowiecznego ideału miłości (Tristan Izolda), tajemnica. Ale właśnie te podanie ręki – lewej – czemu nie podrążyć – bo on nie podaje – a podtrzymuje jej dłoń – IDEŁ MIŁOŚCI – nobiiltacji * – Boczkowska pisze, że taki gest lewą ręką wiąże się z niższym stanem małżonki (ale może być po prostu zainscenizowana) – i podanie lewej ręki – pasuje do kompozycji – po prostu…a wówczas mamy do czynienia z obrazem o treści symbolicznej – dworskiej – i osobistej – jak wyznANIE miłości.wiary. Bo Pani właściwie nie idzie dalej – z tymi dłońmi – czemu tak, i czemu lewa ? I ona na niego spogląda, on – Nie. Znamy portret Arnolfiniego – to raczej ten sam – małżeństwo – Zaślubiny Arnolfinich – nawiązuje do tematów religijnych (Zwiastowania – tych z północy: Campin, Weyden) i TA KOMPOZYCJA – MĘŻCZYZNA – LUSTRO – RÓŻANIEC – KOBIETA. I ŚWIECZNIK (ŻYRANDOL) – DLA MNIE TO ODBICIE i manifest – nowego człowieka: Renesansu (ale jeszcze ze średniowieczną wrażliwością) – i za Boczkowską – tryumf Miłości –
* miłości (która przynosi ukojenie i spełnienie) dwojgu ludziom poszukującym swej połowy – średniowiecze. Symbolika obrazu jest nie tylko dworska – nawiązująca do Zamożności. ale przede wszystkim gęsta od symboliki religijnej – światło przenika Różaniec – jak boski duch – i świeczka zapalona – żyrandol: duch święty. Lustro – Bóg patrzy…a mimo to on decyduje się na małżeństwo z kobietą-osobą, którą kocha (wbrew panującym zakazom) – z niższego stanu. A, że to Giovanni Arnolfini – przemawia też fakt, że van Eyck żył na dworze książęcym, a Giovanni zaopatrywał książeta – w atrybuty swej władzy, drogie i rzadkie tkaniny, i inne towary, które pomagały im w doczesnym życiu. świadczące o ich (książąt) zwyczajach i boskim pochodzeniu (błękitnej krwi) – kupiec stawał się w dobie renesansu kimś stanowiącym o własnym losie – podobnie jak Malarz…to pewne odbicie losu samego van Eycka – w zgodzie z boskimi prawami… zamożność właściwie nic nie znaczy…bez miłości (hymn o miłości św. Pawła) – tak to czuję (w kościach)
— obraz ma więc też pewną wymowę polityczną — choć powstał w intymnej atmosferze kupieckiego domu.
krasnal101.wordpress.com – po części moja intepretacja – pozdraawima