
Czas na grilla

Lato w pełni, z wielu ogródków codziennie unoszą się kłęby dymu i zapachy smażonych na grillach kiełbasek. Jest to zatem znakomita okazja, żeby zwrócić uwagę na liczne przedstawienia świętego, który w dłoni trzyma charakterystyczną kratę, czyli ruszt.
Jest to mianowicie święty Wawrzyniec, diakon i męczennik wczesnochrześcijański. Jak w większości przypadków takowych świętych, informacji historycznych na jego temat nie ma w zasadzie żadnych. Przyjmuje się, że był jednym z czterech diakonów, którzy ponieśli śmierć męczeńską wraz z papieżem Sykstusem II w roku 258. Oczywiście w późniejszym czasie powstały legendy, które znacząco rozbudowały opowieść o świętym Wawrzyńcu i jego śmierci. Pisał o tym między innymi rzymski poeta pochodzący z Hiszpanii, Prudencjusz (zm. po 405 r.). Otóż: Wawrzyniec miał także pochodzić z Hiszpanii, i sprawować przy papieżu pieczę nad majątkiem kościelnym. Z tego powodu według legendy nie zabito go od razu wraz z papieżem – namiestnik rzymski liczył bowiem na to, że wymusi na diakonie oddanie skarbów Kościoła. Ten jednak w ciągu kilku dni (gdy miał zebrać owe skarby) zgromadził biedaków z Rzymu i wskazując na nich rzekł: “oto są skarby Kościoła”. Prawdziwe zaś skarby zdołał uratować, a wśród nich kielich z Ostatniej Wieczerzy, czyli Świętego Graala, którego odesłał do Hiszpanii. Wściekły cesarz Walerian miał skazać wówczas Wawrzyńca na okrutną śmierć.
Męczennicy wczesnochrześcijańscy mieli to do siebie, że (wedle legend) wyjątkowo trudno było ich wykończyć. Znosili bez słowa kolejne męki i dłuższy czas nie oddawali ducha. Również Wawrzyniec sporo przeszedł – jak mówi tradycja, był biczowany drutem, a następnie wyłamywano mu kończyny ze stawów. Wreszcie rzucono go na żelazny ruszt i upieczono na ogniu. I stąd właśnie atrybut, po którym rozpoznajemy przedstawienie świętego Wawrzyńca: trzyma on w dłoni narzędzie swojej męki, jak zresztą większość świętych męczenników. Trzeba tu od razu podkreślić, że owe męki nie są udokumentowane historycznie – mało tego, istnieje prawdopodobieństwo, że cała historia jest efektem literówki. Niewykluczone bowiem, że pierwotna notka “passus est” (ucierpiał, w znaczeniu: został umęczony) po “zgubieniu” pierwszej litery zamieniła się w “assus est” (został upieczony). A dalej już legenda potoczyła się jak śniegowa kula.
Oczywiście poza przedstawieniami świętego z atrybutem, mamy także liczne przedstawienia samego momentu męczeństwa. Wśród mozaik w Mauzoleum Galli Placydii w Rawennie (V w.) zobaczymy na przykład świętego Wawrzyńca, który tanecznym krokiem radośnie zmierza ku męczeństwu. Prawdę powiedziawszy, legenda mówi, że nawet w trakcie pieczenia Wawrzyniec nie stracił poczucia humoru – miał w pewnym momencie powiedzieć do jednego ze swych oprawców: “widzisz że moje ciało jest już dosyć przypieczone – obróć je teraz na drugą stronę!”. Wspomnijcie zatem świętego Wawrzyńca, gdy będziecie obracać na drugą stronę smakołyki pieczone na wakacyjnym grillu.
Dla zainteresowanych: istnieje na Facebooku strona Święty Wawrzyniec zbierająca wizerunki tego męczennika :)
Legenda legendą, ale Daniel Olbrychski przez tydzień trenował wiszenie na sznurach, by osobiście dać się przypiekać jako Kmicic – na brzuchu miał azbestową płytkę.
Pozdrawiam.