
Zakazany owoc smakuje najlepiej

W roku 2000 w czasie renowacji Palazzo dell’Abbondanza w toskańskim miasteczku Massa Marittima dokonano zaskakującego odkrycia. W znajdujących się pod pałacem dawnych studniach (Fonti dell’Abbondanza, miejskie źródła wody, budynek otwarty w 1265 roku) zachował się, choć w kiepskim stanie, fresk. Pochodzi on najprawdopodobniej z XIII wieku i przedstawia kobiety pod drzewem. Kobiety te zrywają z drzewa owoce, dwie z nich nawet biją się o nie… a owoce te, co nie ulega żadnej wątpliwości, to po prostu penisy.
Okazuje się, że motyw “fallusowego drzewka” możemy odnaleźć także w innych średniowiecznych dziełach sztuki. Drewniana skrzynka z XV wieku, zdobiona przedstawieniem damy zrywającej “owoce”, przechowywana jest na przykład we franciszkańskim muzeum w Villingen-Schwenningen (Badenia-Wirtembergia). I nie ma co ukrywać, poważni naukowcy łamiąc sobie nad tym głowy nie wymyślili przekonującego wyjaśnienia tego typu wizerunków. Bywa stosowane określenie “drzewo płodności”, pojawiają się także interpretacje negatywne (przedstawienie grzechu, czy wręcz czarownic), chociaż wydaje się, że mamy tu do czynienia po prostu z obrazami o charakterze frywolnych żartów, być może odnoszących się do problemów impotencji i niezaspokojonych kobiecych apetytów. W niemieckim Nordlingen zachowały się informacje o tym, że “fallusowe drzewko” było elementem procesji karnawałowych w roku 1510. A my narzekamy, że to w dzisiejszych czasach otacza nas przeerotyzowany przekaz wizualny…
Najsłynniejsze jednak są przedstawienia na marginesach rękopisu “Powieści o Róży”, powstałym w Paryżu w połowie XIV wieku, przechowywanym w Bibliothèque Nationale de France pod sygnaturą MS. Fr. 25526. Dekoracje marginalne na kartach 106, 111 i 160 ukazują zakonnice zbierające owoce z “fallusowych drzewek”, oraz po prostu uprawiające seks z zakonnikami. “Powieść o Róży” jest poematem o miłości, zawierającym treści erotyczne, ale jednak nie ma tam scen romansów w klasztornych murach.
Można by było stwierdzić, że te obrazki są dziełem jakiegoś niepoważnego młodzieńca; w końcu zwykliśmy kojarzyć przedstawienia penisów na marginesach z zeszytami gimnazjalistów. Nic bardziej mylnego – te akurat sprośne dekoracje najprawdopodobniej wykonała kobieta! Rękopis ten powstał bowiem w świeckim warsztacie, prowadzonym przez małżonków Richarda i Jeanne de Montbaston. Po śmierci męża w 1353 roku Jeanne sama prowadziła warsztat; to zapewne ona namalowała interesujące nas dekoracje.
Dlaczego więc zakonnice? Nie wiadomo, ale można pospekulować. Wydaje się, że w ludowej kulturze średniowiecza funcjonowały opowieści odnoszące się do rzekomo wybujałych apetytów seksualnych kobiet żyjących w klasztorach. Znakomity przykład odnajdziemy w “Dekameronie” Giovanniego Boccaccia. Pierwsza historia Trzeciego Dnia opowiada o tym, jak niejaki Masetto da Lamporecchio najął się jako ogrodnik do żeńskiego klasztoru, udając niemowę – sądził bowiem, że w ten sposób uda mu się uwieść którąś z mniszek. Nie przewidział jednak, że wkrótce wszystkie zakonnice będą chciały mieć z nim romans – ponieważ zakładały, że się nie wygada… Po pewnym czasie biedak był tak wykończony, że zdecydował się odegrać scenę cudownego odzyskania mowy za sprawą modłów. Jak stwierdził, “jeden kogut na dziesięć kur starczy, ale dziesięciu mężów zaledwie jedną białogłowę ukontentować może.”
Skąd wzięły się takie poglądy odnośnie zakonnic? Mniszki oczywiście są szczególnie kuszące, jako “owoc zakazany”. Przede wszystkim jednak musimy pamiętać, że życie w klasztorze bardzo często wówczas nie było związane z powołaniem… Z jednej strony wiele kobiet przywdziewało zakonny welon na mocy decyzji rodziców, z drugiej strony młode wdowy bardzo często decydowały się na życie w klasztorach aby uniknąć kolejnego zamążpójścia, zgodnego interesami rodziny. Takie niewiasty były w najtrudniejszym położeniu – nakładały na siebie zobowiązanie do życia w czystości bez wewnętrznego przekonania, a przecież wcześniej miały mężów, ich seksualność została rozbudzona, mogły zdefiniować swoje potrzeby i wiedziały, jak się je realizuje… Efektem tego są takie przedstawienia, jak poniższa grafika z 1555 roku: zakonnica daje kotu rybę, aby w zamian otrzymać męskie przyrodzenie.
Podpis ” Flaisch macht Flaisch” można rozumieć jako “mięso za mięso”, a gdybyśmy mieli ten obrazek ubrać w przysłowie, powiedzielibyśmy zapewne “Jak kot pragnie ryby, tak zakonnica pożąda penisa”. Niewątpliwie jej obiekt pożądania jest czymś, co naprawdę czci, sądząc po kształcie jej różańca.
Haha, po raz kolejny mam wrażenie, że wcale nie żyjemy w czasach wizualnej rozpusty. Średniowiecze bije nas na głowę :D Przekaz prosty, dosadny, bezpośredni – nikt się nie krygował. :D
Bardzo ciekawy artykuł. Cały czas uświadamia mi Pani, że odniesienie do cielesności wcale nie bylo przed XVIII wiekiem karane paleniem na stosie. Jakoś zawsze towarzyszy temu wspomnienie ‘Imienia Róży’ i problem choćby ze śmiechem. Zastanawia mnie nazwa pałacu dell’Abbondanza. Brzmi trochę jak opuszczony z angielskiego. Można gdzieś znaleźć coś więcej o tym miejscu?
Cieszę się, że udaje mi się odrobinę odkłamać średniowiecze – tak naprawdę najbardziej pruderyjny był wiek XIX, a my zbyt często patrzymy na przeszłość przez jego pryzmat. “Abbondanza” to po włosku “obfitość”. “dostatek”, po angielsku zresztą “abundance”. Przypuszczam, że jest jakaś monografia tego pałacu, chociaż ja na nią nie trafiłam; sama nazwa ta pojawia się w różnych włoskich miastach – na przykład główna ulica w Pompejach to była właśnie Via Dell’Abbondanza.