
W oczekiwaniu na Słońce

25 grudnia chrześcijański świat świętuje dzień narodzin Zbawiciela – nie ma jednak żadnych przekazów, które potwierdzałyby, że Jezus urodził się właśnie tego dnia. Decyzję o wyznaczeniu Bożego Narodzenia na 25 grudnia Kościół podjął dopiero w IV wieku! Decyzja ta była starannie przemyślana, a dużą rolę odegrało w niej Słońce.
Według kalendarza juliańskiego przesilenie zimowe (czyli najkrótszy dzień w roku) wypadało właśnie 25 grudnia. Od tego dnia kolejne są już coraz dłuższe – jest to zatem moment “odradzania się Słońca”, świętowany w wielu kulturach starożytnych. Bóstwa solarne były czczone we wszystkich chyba religiach – w starożytnym Rzymie owych kultów było wiele; ze Słońcem kojarzymy przede wszystkim greckich Heliosa i Apolla, a także indoirańskiego Mitrę. W czasach późnego cesarstwa powstał synkretyczny kult Słońca Niezwyciężonego (Sol Invictus) – w 274 roku cesarz Aurelian zatwierdził go jako oficjalny wśród rzymskich wierzeń. W rzymskim kalendarzu w roku 354 pojawia się święto “Natalis Invicti” – “Narodziny Niezwyciężonego” – właśnie pod datą 25 grudnia.
Oczywiście chrześcijanie korzystali z funkcjonujących już w społeczeństwie elementów religijnych oraz dostosowywali do nich własny kult Chrystusa. Dlatego właśnie w sztuce wczesnochrześcijańskiej odnajdziemy przedstawienia Chrystusa jako Apolla-Heliosa, czy też jako Słońca Niezwyciężonego. Warto przy tym zauważyć, że w takich okolicznościach Chrystus ukazany jest nie tylko z promieniami i na rydwanie, ale także – jak Apollo – jest młodzieńcem o gładko ogolonej twarzy. Wbrew pozorom wcale nie tak rzadko ukazywano Chrystusa bez zarostu – mówimy wówczas o typie tak zwanego “Chrystusa Apollińskiego”.
Słońce wiąże się także z osobą Zbawiciela przy dacie 25 marca – okolice równonocy wiosennej to w starorzymskiej tradycji początek nowego roku, zaś dla Chrześcijan – początek historii zbawienia: to Zwiastowanie, czyli moment poczęcia Chrystusa, czego konsekwencją oczywiście jest świętowanie jego narodzin dokładnie 9 miesięcy później. Solarna symbolika powracała wielokrotnie w sztuce chrześcijańskiej; ciekawym przykładem może tu być grafika Albrechta Dürera, ukazująca Chrystusa jako Sol Iustitiae (Słońce Sprawiedliwości). Jako Sprawiedliwość w dłoniach trzyma atrybuty: miecz i wagę, oraz zasiada na lwie, który kojarzyć się może z tronem starotestamentowego Salomona, najsprawiedliwszego z władców. Lew to także zwierzę o symbolice solarnej – w końcu jest złocistego umaszczenia, a jego otoczony grzywą pysk przypomina otoczoną promieniami tarczę Słońca. Co ciekawe, mamy tu dodatkowy motyw płonącego wzroku (nie są to bowiem okulary ani karnawałowa maska) – jest to nawiązanie do Syna Człowieczego opisanego w wizji Apokalipsy: “a oczy Jego jak płomień ognia” (Ap 1,14).
Na koniec warto jeszcze wspomnieć, że Konstantyn Wielki (czczony w Kościele jako święty!) ustanowił niedzielę, jako Dzień Słońca, ogólnorzymskim dniem wolnym od pracy. Nazwa tego dnia w językach germańskich do dziś odwołuje się właśnie do “dnia Słońca” (ang. Sunday, niem. Sonntag, skandynawskie Søndag, Söndag). W językach romańskich mamy bardziej ogólny “dzień Pański” (łac. dies Domino dicata, wł. Domenica, fr. Dimanche, hiszp. Domingo), a w językach słowiańskich po prostu dzień, w którym się nie pracuje (od “ne dělatĭ” – czyli nie działać, nie pracować). Wygląda zatem na to, że w krajach śródziemnomorskich stawia się na ogólne aspekty religijne o silnych korzeniach chrześcijańskich, podczas gdy germańska Europa Północna przechowuje pogańskie tradycje – zresztą uwielbienie dla Słońca nie dziwi w tych rejonach, gdzie przez dużą część roku owego Słońca bardzo wszystkim brakuje. A nasza słowiańska Europa Środkowa? Cóż, tu najwyraźniej najbardziej liczy się po prostu niedzielne nieróbstwo. I tak też, na słodkim słowiańskim lenistwie, najprzyjemniej można spędzać wszelkie święta – czego i sobie i Państwu życzę.
Bardzo ciekawy materiał porównawczy.
Dziękuję!
Bardzo interesujące!
Dziękuję!