
Nikt nie lubi poniedziałków

Ci, którzy czytują moje teksty albo bywają na moich wykładach wiedzą, że jednym z moich ulubionych stwierdzeń jest: “wszystko już było w średniowieczu!”. Tym razem będzie o… niechęci do poniedziałku! Już w średniowieczu bowiem poniedziałek nie był specjalnie lubianym dniem, a szczególnie nie lubiły go dusze w czyśćcu cierpiące.
W późnym średniowieczu najpopularniejszymi modlitewnikami dla osób świeckich były tak zwane godzinki, oparte na zakonnej tradycji liturgii godzin. Zawierały one modlitwy na różne pory dnia, na różne dni, czy wreszcie na różne okresy w roku. Rękopisy godzinek traktowano także po prostu jako luksusowe przedmioty, których posiadaniem można się było chlubić. Najmożniejsi zamawiali bogato dekorowane modlitewniki, których wartość materialna była naprawdę gigantyczna. Te, które przetrwały do dziś, są teraz najcenniejszymi skarbami światowych bibliotek. Jednym z najwspanialszych niderlandzkich rękopisów są Godzinki Katarzyny de Clèves (po 1434, The Morgan Library and Museum w Nowym Jorku, dwa tomy: M.917 i M.975), które zawierają aż 157 miniatur. Ich dekoracje wiąże się z anonimowym Mistrzem Katarzyny de Clèves, który działał w Utrechcie w drugiej tercji XV wieku.
Ten rękopis zawiera wiele wspaniałych ciekawostek, ale mnie dzisiaj interesuje wątek poniedziałku. Otóż na ten dzień tygodnia zostały w tym modlitewniku zaplanowane modlitwy za dusze czyśćcowe, dekorowane niezwykle ciekawymi miniaturami. Cykl zaczyna się od sceny śmierci jakiegoś człowieka: otacza go rodzina, żona wkłada mu w dłoń gromnicę, a stojący za łóżkiem umierającego lekarz bada jeszcze jego mocz w butelce. Wiemy już jednak, że ten pacjent nie wyzdrowieje – na pierwszym planie modlą się za niego osoby duchowne. Naprawdę ciekawa scena odbywa się jednak z boku – w pobliżu drzwi widzimy młodzieńca (to zapewne syn umierającego), oraz jakiegoś innego człowieka, który wydaje się tego młodzieńca do czegoś namawiać.
Wyjaśnienie tej sytuacji odnajdziemy na dolnym marginesie karty: oto syn umierającego zdecydował się sięgnąć do skrzyni po bogactwa ojca, prawdopodobnie zanim jeszcze ojciec porządnie umarł!
A skoro ojciec zgromadził bogactwa, to pojawia się pytanie, czy aby uczynił to uczciwie… Już na kolejnej karcie możemy zobaczyć, co czeka większość dusz zwykłych grzeszników: nagie duszyczki płoną w ogniu w straszliwej paszczy Lewiatana. Nie jest to jednak piekło, lecz czyściec – modlitwy żyjących mogą zatem przynieść owym duszom ulgę.
I tę właśnie koncepcję przedstawiają nieco dalej umieszczone, kolejne miniatury. Na jednej widzimy mszę, zapewne za dusze zmarłych; na tę mszę ktoś przyniósł ofiarę: to chleby (i wino) składane przez starszego mężczyznę na ołtarzu. Na następnej miniaturze te same chlebki zostają przez anioła przyniesione na posilenie dla dusz czyśćcowych. Najwyraźniej nawet w czyśćcu mają przerwę obiadową.
Nauka o czyśćcu rozwijała się stopniowo, pojęcie to ukształtowało się w XII wieku, a z czasem bardzo mocno wpłynęło na kulturę i społeczeństwo Europy; w końcu z nauki tej wyniknął nie tylko nacisk na modlitwy za dusze zmarłych, ale także koncepcja handlu odpustami. Dziś jednak pozostańmy przy tych modlitwach – bardzo ważne jest bowiem, dlaczego to właśnie poniedziałek jest w Godzinkach Katarzyny de Clèves poświęcony modłom za zmarłych. Otóż te nieszczęsne duszyczki czyśćcowe najbardziej cierpiały właśnie w poniedziałki, a to dlatego, że niedziela, jako święto, była w czyśćcu także dniem wolnym – w tym wypadku oczywiście był to dzień wolny od mąk! Zatem po przyjemnej przerwie tym ciężej było duszyczkom znieść powrót do przypalania diabelskim ogniem. Właśnie z tego powodu uważano, że zmarli najbardziej potrzebują naszej modlitwy w poniedziałki.
Kulminacją cyklu poniedziałkowego jest optymistyczna miniatura, na której anioł uwalnia tych, którzy odsłużyli już swoją czyśćcową pokutę. Czyli można by podsumować: byle do emerytury!
20 lat temu (sic!), w poniedziałek, na pewnej lekcji, w pewnym liceum, trafiłam na taki tekst: “Jak ja nie lubię poniedziałków… a lutowych poniedziałków po prostu nie znoszę” (Garfield)…. to mówisz, że już w średniowieczu tak mieli? Jedyna pociecha w tym, że, jakby nie było, jesteśmy te 20 lat bliżej emerytury niż wtedy… p.s. lekcja też była jakby lutowa ;)
O rany, te lutowe lekcje… dwadzieścia lat minęło, a czyśćcowa wprost trauma pozostała ;)