Salwator nieoryginalny? Część pierwsza.
W listopadzie 2017 r. w domu aukcyjnym Christie’s w Nowym Jorku padł rekord cenowy przy sprzedaży obrazu Chrystus Salvator Mundi, czyli Zbawiciel Świata – dzieło datowane ok 1500, wiązane z Leonardem da Vinci, zostało sprzedane za niewyobrażalną sumę ponad 450 milionów dolarów i ostatecznie trafiło do Abu Dhabi, do tamtejszego “Luwru”.
Bendor Grosvenor napisał na swoim blogu Art History News, że dom aukcyjny Christie’s mistrzowsko wypromował obraz Salvator Mundi – to prawda, reklama była naprawdę niezła. Chwytliwy tytuł “Ostatni da Vinci” zachęcał do przeczytania artykułu o obrazie na stronie Christie’s. Tekst jest nie najgorszy, ale kilka drobnych uwag w nim zawartych mnie osobiście lekko zirytowało.
Oczywiście dziś wszyscy oczekują, że arcydzieło wielkiego mistrza będzie unikatowe pod wszystkimi względami: nie tylko chodzi tu o wysoką klasę artystyczną, ale także na przykład o oryginalność kompozycji. W tekście na stronie Christie’s przeczytamy, że Chrystus Leonarda podąża za dawniejszym typem Pantokratora, czyli władcy wszechświata, ale jednocześnie da Vinci ukazał Zbawiciela w sposób na wskroś ludzki i nietypowo, jak na tamte czasy: bez nimbu i bez korony. Następnie opisany jest kryształowy glob w dłoni Chrystusa, również w sposób sugerujący, że iluzjonistycznie malowana, szklana (czy też kryształowa) kula zamiast tradycyjnego złotego globu jest autorską koncepcją Leonarda. Powyższe stwierdzenia są o tyle fałszywe, że wprowadzają sugestię oryginalności kompozycji omawianego Salvatora – a tymczasem ten obraz po prostu powtarza niesłychanie popularny u progu XVI wieku typ ikonograficzny! Szkopuł w tym, że ów typ ma pochodzenie północnoeuropejskie, a konkretniej: niderlandzkie; a ja mam wrażenie, że miłośnicy sztuki włoskiej nie lubią przyjmować do wiadomości, że wielcy artyści Renesansu powielali schematy wykształcone na północ od Alp w sztuce, którą jeszcze nazywamy późnogotycką.
Najprawdopodobniej typ ikonograficzny Salvator Mundi powstał w Niderlandach w XV w. – większość badaczy za najstarszą zachowaną do dziś realizację tego tematu w malarstwie tablicowym uznaje wizerunek Chrystusa z Tryptyku Braque Rogiera van der Weydena (ok. 1450, Paryż, Luwr).
Stało się to w wyniku połączenia przedstawień w typie Maiestas Domini (czyli Chrystusa tronującego, z globem w dłoni i w koronie na głowie) z Vera effigies, to znaczy “prawdziwym wizerunkiem”. To ostatnie to były “portrety” Chrystusa, wywodzące się z tradycji przedstawień z Chusty św. Weroniki: w ujęciu frontalnym, kameralnym, zazwyczaj ukazujące jedynie głowę (bez korony!) i ramiona Jezusa. Warsztat Jana van Eycka produkował takie “portrety” niemal taśmowo.
Czyli można to tak podsumować, że Salvator Mundi miał ukazywać połączenie boskiej i ludzkiej natury Chrystusa: to Zbawiciel z globem, lecz bez korony, w ujęciu frontalnym, rzekomo “portretowym”. Glob już w XV wieku miewał formę albo metalowego jabłka królewskiego, albo kryształowej sfery.
Półpostaciowe przedstawienia Chrystusa Salvatora Mundi były bardzo popularne w malarstwie niderlandzkim 2 poł. XV wieku, choć tak naprawdę punktem wyjścia były najprawdopodobniej wizerunki całopostaciowe. Prototypem było zapewne przedstawienie Boga Stworzyciela jako Chrystusa błogosławiącego, trzymającego kulę świata, w inicjałach I [n Principio] niderlandzkich Biblii iluminowanych ok. r. 1400. Te przedstawienia całopostaciowe zostały spopularyzowane przez niemieckie odbitki graficzne, szczególnie dzięki wielkiej popularności tekstu Fasciculus temporum Wernera Rolevincka (1425-1502), wydawanego wielokrotnie od lat siedemdziesiątych XV wieku (do r. 1525 ukazało się aż 50 wydań!).
Biorąc pod uwagę znaczącą ilość całopostaciowych przedstawień Salvatora w sztuce północnoeuropejskiej z 2 połowy XV wieku, badacze wysunęli hipotezę, że być może istniały dwa niezachowane do dziś pierwowzory, wywodzące się z warsztatów słynnych malarzy niderlandzkich: Jana van Eycka i Rogiera van der Weydena. Pierwowzór “eyckowski” mógł ukazywać Chrystusa w błękitnej szacie i czerwonym płaszczu, z kryształowym globem w dłoni (może z Ziemią w “szklanej kuli”?). Natomiast wersja “weydenowska” miałaby przedstawiać Chrystusa w prostej szarej sukni, z metalowym globem. Hipotezy na temat tych wzorców wywodzą się z analizy zachowanych dziś innych obrazów, które mogły owe wzorce powielać.
Z tych całopostaciowych przedstawień miały się także wywodzić popularne na przełomie XV i XVI wieku wersje półpostaciowe.
Już z tego pobieżnego przeglądu stanu badań już wynika, że wokół obrazu sprzedanego w Christie’s eksperci zbudowali otoczkę wyjątkowości, która w wielu punktach mija się z prawdą. Uczciwie należałoby napisać, że Salvator Mundi wiązany z Leonardem da Vinci to obraz powielający popularny około 1500 typ ikonograficzny, oparty być może na pierwowzorze z kręgu Jana van Eycka, a więc osadzony w ponad półwiekowej tradycji ówczesnej sztuki sakralnej. Nic odkrywczego, nic unikatowego… A z drugiej strony w ramach krytyki atrybucji obrazu sprzedanego w Christie’s pojawiały się głosy, że przecież genialny Leonardo nie namalowałby Chrystusa w sztywnym, frontalnym ujęciu, przywodzącym na myśl archaiczne kompozycje bizantyńskich ikon! Takie stwierdzenie znów świadczy o braku wiedzy na temat tego określonego typu ikonograficznego, jakim był Salvator Mundi. Nawiasem mówiąc, wspomniany przeze mnie na początku artykuł na stronie Christie’s zawiera gruby błąd w zdaniu, w którym autor próbował “usprawiedliwić” archaiczność kompozycji obrazu: pojawiło się tam bowiem porównanie do Ołtarza Peruzzi z warsztatu Giotta: “If the format of the painting is deliberately archaic in its symmetrical frontality — Syson and other authors have noted Leonardo’s dependence here on the blessing figure of Christ from the central panel of a 15th-century polyptych by Giotto and his workshop (North Carolina Museum of Art, Raleigh) — the execution of Christ’s face and hands is entirely new in the history of painting and unique to the peculiar genius of Leonardo.” Po pierwsze, Giotto to oczywiście początek XIV wieku, a nie wiek XV – trochę wstyd tak się pomylić, a w języku angielskim nie ma w tej kwestii pola do szukania wymówki w literówce, skoro stuleci nie zapisują cyframi rzymskimi. Po drugie, błogosławiący Chrystus z księgą z początków XIV wieku to jest jednak mniej prawdopodobne źródło inspiracji dla obrazu Salvatora ok. 1500, skoro funkcjonowały tego typu konkretne przedstawienia w sztuce XV wieku – no ale żeby to zauważyć, to trzeba znać nieco więcej przykładów sztuki średniowiecznej niż tylko zabytki Trecenta znajdujące się w amerykańskich zbiorach. Leonardo nie wykreował “Salvatora” inspirując się błogosławiącym Chrystusem z ołtarza sprzed 200 lat, skoro otaczały go Salvatory współczesne, pojawiające się w tamtym czasie w obrazach, rękopisach i grafikach.
Co prawda w przypadku obrazu sprzedanego w Christie’s kwestia autorstwa to osobny problem, a kontrowersji jest sporo – ale na ten temat będzie następny wpis na blogu.
Nie jestem historykiem sztuki, ani znawcą, ale kiedy pierwszy raz zobaczyłem zdjęcie tego obrazu, wiedziałem (!), że to nie da Vinci.
Przecież Leonardo nie namalowałby chyba tak prosto (prostacko) tej kuli. On przecież studiował wszystko do końca, więc pewnie optykę by też trochę poznał. A tu ta sfera nie ma właściwości szkła lub kryształu, jest jak bańka mydlana. No i te odbicia światła na niej…
Albo ja przeceniam mistrza Leonarda i wyszła mu chała, albo to nie jego robota.
P.S. Dziękuję z bloga. Czyta się z przyjemnością. Dobra robota i proszę o jeszcze.
Panie Pawle, dziękuję za komentarz i gratuluję spostrzeżeń na temat kuli ;) to jest poważna sprawa, na którą znawcy zwrócili uwagę (polecam: http://artwatch.org.uk/how-the-louvre-abu-dhabi-salvator-mundi-became-a-leonardo-from-nowhere/) i o tym (między innymi) będzie następny wpis! Pozdrawiam! :)
Te trzy jasne punkciki (i inne, ledwie widoczne bąbelki) to inkluzje, czyli właśnie jedyna naprawdę “krystaliczna” właściwość kuli trzymanej przez Zbawiciela. To co w niej poza tym widać jest oczywiście dalekie od realizmu. Co z tego wynika, dowiemy się zapewne w drugim odcinku, na który również czekam. Jak zresztą na każdy nowy wpis na tym blogu.
Bardzo mi miło :) W kwestii światła w kuli mogę polecić ten sam artykuł, który podlinkowałam w odpowiedzi do Pana Pawła, a szczególnie tę ilustrację: http://artwatch.org.uk/wp-content/uploads/2018/09/no-13-015-orbs.jpg. Coś z takimi pojedynczymi punktami jest jednak nie tak…
Artykuł rzeczywiście ciekawie i dogłębnie lustruje rzeczony obraz, przy czym wątkiem może jeszcze bardziej interesującym od analizy samego malowidła pod kątem jego wewnętrznych cech jest historia “hodowania proweniencji” – proceder powszechny, jeśli chodzi o sztukę dawną, gdzie proweniencja jest wszystkim, a na naszym gruncie znany chociażby z afery z Kolekcją im. Jana Pawła II. W tym ostatnim przypadku na koniec, o ile pamiętam, skazano historyka sztuki za oszczerstwo. Mam nadzieję, że tutaj nic podobnego się nie wydarzy ;)
Ech, kolekcja Porczyńskich to osobny temat… ;)