
Kariera małych ludzi w dawnych wiekach

Miałam niedawno przyjemność uczestniczyć w konferencji w Ostrawie, poświęconej zagadnieniu postrzegania “innych” w późnym średniowieczu i początkach nowożytności [“Visualizing the Other in Late Medieval and Early Modern Art (1300–1550)”], dzisiaj zatem będzie o innych… w rozmiarze – nie tylko w średniowieczu.
Ale oczywiście od średniowiecza zacznę – ponieważ również jestem teraz w trakcie prowadzenia corocznego kursu paleografii łacińskiej na warsztatach ABC Skryby. Gdy opowiadam o piśmie zwanym teksturą, to zawsze pokazuje taki oto gotycki żarcik kaligraficzny:
Tekstura to specyficzne pismo, bardzo kanciaste, w którym litery “m”, “n”, “v”, “u” oraz “i” złożone są z niemal identycznych laseczek – powyższy tekst, choć na pierwszy rzut oka wygląda jak jakiś płotek, odczytać należy następująco:
Mimi numinum nivium minimi munium nimium vini muniminum imminui vivi minimum volunt.
Jest to, można powiedzieć, łacińska gra słów, która z grubsza mówi, że bardzo mali mimowie (aktorzy) nie chcą, aby za ich życia został zmniejszony ciężar rozdawania wina z winnic w okolicach murów, i jest to fragment petycji złożonej do rzymskiego senatu. Tłumacząc to na prostszy język można powiedzieć, że owi mimowie po prostu prosili o utrzymanie przywileju, na mocy którego dostawali jakąś ilość wina z miejskich winnic. “Bardzo mali” mimowie zapewne odnoszą się do osób z niedoborem wzrostu, czyli karłów.
Nie tak dawno Peter Dinklage odbierał swoją czwartą nagrodę Emmy za rolę Tyriona Lannistera w serialu “Gra o tron”. Aktor cierpiący na achondroplazję (karłowatość objawiającą się m.in. skróceniem długości kończyn) powiedział przy tej okazji, że uważa się za szczęściarza ze względu na przynależność do społeczeństwa tolerancyjnego i ceniącego odmienność, bo w przeciwnym wypadku nigdy nie mógłby stanąć na takiej scenie. (I count myself so fortunate to be a member of community that is nothing but all about tolerance and diversity, because no other place could I be standing on a stage like this).
Częściowo to niestety prawda – w wielu opracowaniach można przeczytać, że w dawnych wiekach osoby cierpiące na karłowatość miały status bliższy zwierzątka domowego niż człowieka, pełniąc rolę ozdobno-rozrywkową na królewskich i magnackich dworach, ale będąc także towarem do kupienia albo kosztownym prezentem. Na szczęście jednak nie było tak źle w każdym przypadku.
Na początek sięgnijmy do starożytnego Egiptu – chociaż akurat generalnie w tamtejszej kulturze osoby karłowate nie były dyskryminowane, lecz uważane za obdarzone szczególną mocą od bogów, funkcjonowały zresztą nawet karłowate bóstwa. Szczególnym przypadkiem był niejaki Seneb – jego rzeźbiony portret, w towarzystwie żony i dwójki dzieci, znajduje się dziś w Muzeum Egipskim w Kairze.
Seneb żył w połowie trzeciego tysiąclecia przed naszą erą i miał wysoką pozycję na królewskim dworze, a poza tym był kapłanem. Kapłanką była także jego żona Senetites, a dzieci mieli w sumie troje. Byli bogaci (mieli dużo bydła i liczne pałace), a wiemy to wszystko dlatego, że w 1926 roku został odkryty ich grobowiec w słynnej nekropolii w Gizie, obok piramid faraonów. To właśnie z tego grobowca pochodzi ich rzeźba, a o wysokiej pozycji Seneba mówią nam odkryte w grobowcu reliefy.
Niestety nie zawsze udaje się nam dotrzeć do informacji na temat postaci zachowanych w dziełach sztuki. Takim przypadkiem jest karzeł Turold, przedstawiony w słynnej Tkaninie z Bayeux. O tej tkaninie zapewne napiszę kiedyś osobno, a teraz tylko w największym skrócie: jest to haftowane płótno z XI wieku, przedstawiające historię podboju Anglii przez normańskiego księcia Wilhelma Zdobywcę i kluczową bitwę pod Hastings z 1066 roku.
W sumie w tkaninie ukazanych zostało ponad 600 postaci (!), lecz tylko 15 osób jest opisanych z imienia. W większości są to przedstawiciele elit, łatwi do zidentyfikowania główni bohaterowie tamtej wojny; ale jest też kilka postaci enigmatycznych. W tym także karzeł Turold.
Nie ma wątpliwości, że to postać cierpiąca na karłowatość: ma nieproporcjonalnie dużą głowę oraz krótkie kończyny; jest to jednak dorosły mężczyzna, ponieważ ma brodę i wąsy. Trzyma dwa konie – jest zatem dość silny; nad jego głową znajduje się jego imię, a podpis jest tak obniżony, że nie możemy zakładać, że dotyczy którejś z postaci stojących obok. Turold jest ukazany w scenie, w której posłańcy Wilhelma przybywają do hrabiego Ponthieu Gwidona I, czyli rzecz się dzieje na terenie dzisiejszej północnej Francji. Niestety tak się składa, że imię Turold było bardzo popularne wśród jedenastowiecznych Normanów i nie sposób tego jednego zidentyfikować wśród licznych Turoldów przewijających się w zachowanych źródłach z tamtych czasów. Większość badaczy uważa, biorąc pod uwagę m.in. strój Turolda z tkaniny, że był on nadwornym artystą, jednym z tak zwanych jongleurs – mógł to być akrobata, pieśniarz, muzyk, aktor, poeta. Pozycja takiego artysty na dworze mogła być naprawdę niezła; zresztą sam Wilhelm Zdobywca cenił sobie dostarczycieli rozrywki. Zachował się zapis o tym, że jongleur o imieniu Berdic otrzymał od księcia Wilhelma aż trzy wsie w Walii! W średniowiecznych romansach rycerskich pojawiają się informacje o karłach poetach i pieśniarzach, których występy miały na zawsze zapadać w pamięć. Czy Turold z tkaniny z Bayeux także był muzykiem i poetą? Tego nie wiemy, ale może warto zauważyć, że słynna “Pieśń o Rolandzie” w dwunastowiecznym anglonormandzkim rękopisie przechowywanym w Bodleian Library w Oksfordzie określona jest jako dzieło… jakiegoś Turolda! Utwór ten jest przez badaczy datowany na ostatnie dekady XI wieku i zakłada się, że powstał na terenach północnej Francji, lub ewentualnie w Anglii już po podboju normańskim, a autorem jego był Francuz. Czyżby zatem nasz karzeł z Tkaniny z Bayeux był twórcą jednego z najsłynniejszych dzieł średniowiecznej literatury? Z pewnością osiągnięcia Turolda musiały być ponadprzeciętne, skoro jego imię pojawia się jako jedno z niewielu w tym dziele sztuki.
Na koniec wreszcie muszę wspomnieć o wyjątkowej karlicy, której wizerunek niestety nie zachował się w żadnym dziele sztuki. Chodzi o Dorotę, zwaną Dosią lub Dosieczką. Na nazwisko miała zapewne Ostrolska (choć pojawiają się różne zapisy tego nazwiska) i była jedną z wielu karlic na dworze królowej Bony. W 1562 roku wraz z królewną Katarzyną Jagiellonką wyjechała do Finlandii, jako że Katarzyna poślubiła księcia Jana Wazę. Gdy małżonkowie zostali uwięzieni na zamku Gripsholm przez króla Szwecji Eryka XIV, Dosia pozostała z nimi, i piastowała narodzone w niewoli dzieci książęcej pary. Los Katarzyny i Jana w końcu się odmienił – odsunięty od władzy Eryk XIV skończył w więzieniu, zaś Jan III Waza i Katarzyna Jagiellonka zasiedli na szwedzkim tronie. Dosia doczekała się prestiżowego stanowiska ochmistrzyni i wychowawczyni królewicza Zygmunta (naszego przyszłego króla Zygmunta III Wazy), ale także prowadziła korespondencję z przedstawicielami ówczesnych elit; można zatem powiedzieć, że była nieformalnym sekretarzem królowej Katarzyny. Dzięki temu, że zachowały się listy Dosi do Zofii Jagiellonki, księżnej Brunszwiku, znamy ciekawe kulisy rozgrywek o szwedzki tron – i wiemy, że w Europie Środkowej w czasach Jagiellonów kobieta (i w dodatku karlica) mogła zrobić całkiem niezłą karierę na królewskim dworze. Szkoda, że nie wiemy, jak wyglądała nasza Dosieczka – myślę, że nosiła się równie dumnie, jak Maria Bárbola, karlica z hiszpańskiego dworu, sportretowana przez Diego Velázqueza wśród panien otaczających infantkę Małgorzatę.
Choć z korespondencji Dosi wynika, że nie zawsze udawało jej się zachować pełną godności postawę; w jej liście do Zofii Jagiellonki z 20 kwietnia 1573 czytamy: “Księżno, W. Ks. M. się uskarżam na Królewicza J. M.: bo mię Królewicz J. M. zmoże: bo jest większy nademną, że mu ja teraz jest po szyję; i kiedy mię Królewicz J. M. goni, tedy ja muszę przed nim uciekać: bo kiedy mię dogoni, tedy mię zmoże; ale ja mam fortel na Królewicza J. M.: kiedy mnie goni, tedy ja zaraz na ziemi usiądę, tedy mi nic nie uczyni.”
Tak to się nasz siedmioletni Zygmunt III Waza bawił ze swoją piastunką.
***
Bardzo polecam powieść Anny Brzezińskiej “Córki Wawelu: opowieść o jagiellońskich królewnach”, której bohaterką jest właśnie karlica Dosia. Zainteresowanym tematem postaci z Tkaniny z Bayeux mogę zaproponować artykuł “Turold the Dwarf” w serwisie erenow.net.
A ponadto jako dodatek do tego wpisu polecam piosenkę “Řiditel autobusu” czeskiego zespołu The Tap Tap. Piosenka ta powstała na bazie doświadczeń perkusisty zespołu (który tutaj śpiewa), Marka Valenty: ze względu na swoją budowę używa on specjalnego niewielkiego roweru, aby sprawniej poruszać się po mieście. Niestety w Czechach nie wolno wsiadać do autobusów z rowerami, i wielokrotnie zdarzało mu się, że kierowca autobusu (cz. řiditel) odmawiał mu możliwości przejazdu pomimo że w tym wypadku rowerek ma charakter sprzętu wspomagającego, tak jak wózek inwalidzki (który jak najbardziej jest w czeskiej komunikacji akceptowany). A piosenka jest po prostu znakomita:
[DODATEK z 17.12.2022]:
Dopiero teraz trafiłam na współczesne dzieło sztuki, które jak mi się zdaje powinno być tutaj wspomniane, bo w zaskakujący sposób koresponduje z materiałami zawartymi w tym wpisie. Otóż w 2004 (na Whitney Biennial) Eve Sussman zaprezentowała video zainspirowane wspomnianym na końcu tego wpisu obrazem “Las Meninas” Diego Velázqueza. Praca Sussman, zatytułowana “89 Seconds at Alcázar,” to artystyczna wizja momentu poprzedzającego scenę uchwyconą na obrazie, gdy rodzina królewska i członkowie dworu zbierają się i ustawiają w konfiguracji z obrazu Velázqueza. I zgadnijcie, kto zagrał tu rolę Marii Bárboli? Wierzcie lub nie – był to Peter Dinklage.