Matka Boska od grzeszników
Wśród rękopisów, które szczególnie lubię, są tak zwane Godzinki Taymouth, datowane na drugą ćwierć XIV wieku, dziś przechowywane w British Library (Yates Thompson MS 13). Nazwa ich wywodzi się od szkockiego zamku Taymouth, w którym rękopis znajdował się w czasach nowożytnych (zachowane notki w dialekcie świadczą o tym, że do Szkocji modlitewnik ten trafił w XVI wieku). Był to luksusowy modlitewnik Godzinek, stworzony najprawdopodobniej w Londynie, na dworze królewskim; zamówiony przez królową (zawiera kilka przedstawień koronowanych niewiast). Różne są hipotezy odnośnie jego fundatorki; ostatnia monografia, pióra Kathryn A. Smith (“The Taymouth Hours: Stories and the Construction of the Self in Late Medieval England”, 2012) dowodzi, że fundatorką mogła być królowa Filipa de Hainault, żona króla Anglii Edwarda III, zaś sam rękopis mógł być prezentem zaręczynowym dla królewskiej siostry, Eleonory Woodstock, która w 1331 roku zaręczyła się z hrabią Geldrii Renaldem II.
Tak czy inaczej, te przepiękne i bogato dekorowane Godzinki były niewątpliwie przeznaczone dla kobiety. Bardzo interesujące są treści przedstawień zdobiących bas-de-page, czyli dolne marginesy kolejnych kart. W przedziwny sposób pomieszane są tam sceny biblijne, sceny ze świeckich romansów rycerskich, oraz sceny z legend i żywotów świętych.
Sądzę, że do tych Godzinek będę wracać na blogu jeszcze wielokrotnie. Dziś chciałabym przyjrzeć się kilku wyjątkowym legendom maryjnym zilustrowanym w tym rękopisie. Podstawą tych przedstawień był zapewne zbiór Les Miracles de Nostre-Dame („Cuda Matki Boskiej”), spisany przez Gautiera de Coincy, benedyktyna żyjącego na przełomie XII i XIII wieku. Większość z tych opowieści znalazła się później w Cantigas de Santa Maria, czyli zbiorze 420 pieśni w języku galicyjsko-portugalskim, napisanych w drugiej połowie XIII wieku na dworze króla Kastylii Alfonsa X Mądrego, a także w innych kompilacjach, krążących po całej Europie. Są to opowieści o cudownych interwencjach Matki Boskiej, która miała ratować grzeszników w opałach. Często fizycznie pokonując diabła.
Wśród tych historii jest legenda o „diabelskim dziecku”, przeklętym z powodu poczęcia w grzechu, a uratowanym przez Matkę Boską – o tej legendzie pisałam już we wpisie „Matka Boska Pałująca” (dostępny TU).
Tymczasem w historiach zilustrowanych w Godzinkach Taymouth mamy inną fascynującą „macierzyńską” opowieść: o ksieni, która urodziła dziecko. Otóż pewna ksieni, bardzo pobożna i otaczająca czcią Matkę Boską, niestety w chwili słabości uległa zarządcy klasztoru, no i zaszła w ciążę. Zakonnice doniosły o tym do biskupa, ale Maria ratowała ksienię: sama odebrała poród i zabrała dziecko, zostawiając je w opiece pewnemu pustelnikowi. Gdy biskup postanowił sprawdzić, czy faktycznie ksieni urodziła, okazało się, że Madonna w cudowny sposób przywróciła dziewictwo kobiety. W Godzinkach Taymouth mamy cykl przedstawień: Maria zabiera (z pomocą anioła) nowonarodzone dziecko, anioł zaś dostarcza je do pustelnika. Następnie widzimy, jak biskup sprawdza, czy piersi ksieni nie produkują mleka, co powinno mieć miejsce po porodzie. Tymczasem dziecko pozostawione u pustelnika, było w rzeczywistości karmione przez samą Matkę Boską.
Ogólnie trzeba zauważyć, że dość często w tych średniowiecznych legendach maryjnych Madonna interweniuje w sposób moralnie dwuznaczny, chroniąc grzeszników przed skądinąd słuszną karą. Wpisuje się to oczywiście w topos miłosiernej matki (w zestawieniu ze sprawiedliwym ojcem: grzesznicy są zatem dziećmi, które wiedząc, że powinny spodziewać się słusznej kary od Boga Ojca za swe przewinienia, uciekają się pod opiekę Matki, gotowej ochronić dzieci nawet jeśli kara im się należała). Wyjątkowo często w tych opowieściach Maria ratuje kobiety lub zakonników; kolejnym ciekawym przykładem jest seria ilustracji opowieści o mnichu i zamężnej damie, którzy mieli romans. Zostali oni przyłapani i zakuci w dyby, ale Maria przybyła im na pomoc prowadząc parę diabłów, których zakuła w miejsce uwolnionych grzeszników. Mnich szybciutko schował się do klasztoru, dama wróciła do domu, a opat, który przyszedł by zobaczyć przyłapanego na gorącym uczynku mnicha, musiał uznać oskarżenie za niesłuszne.
Wygląda zatem na to, że Matka Boska w średniowiecznych legendach występowała jako pomocnica cudzołożników (!), oraz ostatnia deska ratunku dla łamiących przysięgi (w tych przypadkach: głównie śluby czystości i przysięgi wierności małżeńskiej). Zastanawiające są swoją drogą takie właśnie treści w dekoracji rękopisu zamówionego przez jedną kobietę (już zamężną), dla drugiej (która właśnie będzie wychodzić za mąż).
Przy tej okazji pozwolę sobie zauważyć, że średniowieczne traktaty medyczne (na przykład „De curis mulierum” z XII wieku, przypisywany lekarce Trocie z Salerno) zawierały przepisy na „odzyskiwanie” oznak dziewictwa, ale nie przewidywały one wznoszenia modłów do Madonny – najskuteczniejsze miały być pijawki przyłożone w odpowiednie miejsce przed nocą poślubną, które zapewniały opuchlinę i krwawienie, oczekiwane przy okazji defloracji. Wynika z tego, że już w średniowieczu jednak wiele kobiet bardziej ufało medycynie, niż Matce Boskiej – przynajmniej kiedy chodziło o oszukanie męża.
A do kogo mieli się modlić ci nieszczęśni mężowie? Zapewne do świętego Józefa.
Ale dlaczego “nieszczęśni”, skoro o niczym nie wiedzieli lub ich podejrzenia się nie potwierdziły? Może raczej wszyscy mężowie z zasady powinni modlić się do św. Tomasza Apostoła, żeby ten oduczył ich przesadnej dociekliwości.
No, z jednej strony tak, ale z drugiej akurat św. Tomasz źle na swojej dociekliwości nie wychodził. Na przykład dostał pasek Matki Boskiej. ;)
Jeśli chodzi o “nieszczęsnych” mężów – o ile dali się oszukać tylko w sprawie dziewictwa żony, to nie ma tragedii; gorzej jeśli pierworodne dziecię przyszło na świat nieco za wcześnie, licząc od nocy poślubnej…
Ale ogólnie w rzeczy samej, dla spokoju ducha oraz dla ogólnego szczęścia w małżeństwie, “Powieść o Róży” zaleca mężom:
“Gdy na gorącym ją uczynku
przyłapie, niech jej nie wypędza,
raczej niech w stronę tę nie patrzy.
I niech udaje, że jest ślepy,
albo że głupszy jest od wołu,
tak, aby ona uwierzyła,
że nie mógł wprost nic zauważyć.
Gdy ona jakiś list otrzyma,
niech on do tego się nie wtrąca,
nie czyta, nawet nie dotyka,
sekretów poznać nie próbuje.”
(jak zwykle cytuję w tłum. M. Frankowskiej-Terleckiej i T. Giermak-Zielińskiej)
Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie! :)