
Kopia, imitacja, czy fałszerstwo?

Miałam ostatnio przyjemność zwiedzić – w sumie w ostatniej chwili – wystawę „Falza? Falza!” („Fałszerstwo? Fałszerstwo!”) w Galerii Narodowej w Pradze. Na wystawę tę zostały wypożyczone m.in. słynne fałszerstwa pędzla Hana van Meegerena (o nich kiedyś pisałam TU).

https://www.ngprague.cz/udalost/3185/ngp-on-air-vystavy-falza-falza-pohled-ze-zakulisi/5125
Wystawa prezentowała różne, w pewnym sensie powiązane zagadnienia: kopii, imitacji i fałszerstw. My dziś często myślimy, że dzieło sztuki albo jest „oryginałem”, albo nie – tymczasem dawniej nie było to takie oczywiste. Malarze często produkowali kopie własnych najlepiej sprzedających się kompozycji; nie było też rzadkością, że możni mecenasi zamawiali sobie kopie słynnych dzieł (i nikt nie uważał, że to narusza prawa autorskie, ani nie postrzegał takich kopii jako czegoś o mniejszej wartości). Znakomitym przykładem (akurat nie z tej wystawy) może tu być Ołtarz Miraflores Rogiera van der Weydena (przechowywany w Staatlichen Museen w Berlinie), którego kopia, wykonana kilkadziesiąt lat później (przechowywana w formie trzech oddzielnych obrazów: dwa znajdują się w Granadzie w Capilla Real, jeden w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku) różni się od orginału na pierwszy rzut okaz jedynie skalą i odcieniami kolorów. Mało tego; przez wiele lat badacze uważali, że to obrazy w Granadzie i Nowym Jorku są oryginałami, zaś w Berlinie znajduje się kopia; dopiero badania technologiczne (m.in. dendrochronologiczne: datujące wiek desek, a na których namalowano obrazy) ostatecznie dowiodły, że jest na odwrót! (szerzej o tych badaniach pisali Katrin Dyballa i Stephan Kemperdick, artykuł dostępny TU)

Rogier van der Weyden, Ołtarz Miraflores, przed 1445, Gemäldegalerie der Staatlichen Museen zu Berlin

Juan de Flandes lub Michel Sittow (?), kopia Ołtarza Miraflores, ok. 1500, Granada, Capilla Real / New York, Metropolitan Museum of Art
Kartuzja Miraflores koło Burgos została ufundowana przez króla Jana II Kastylijskiego w 1441; z dokumentów wynika, że król podarował tam ołtarz w 1445 roku. Tymczasem kopia została namalowana na zlecenie córki Jana II Kastylijskiego, Izabeli Kastylijskiej, około roku 1500. Po jej śmierci w 1504 r. nastawa trafiła do w Capilla Real w Granadzie.

https://jhna.org/articles/a-look-back-johannes-taubert-and-the-investigation-of-the-miraflores-altarpiece/
Taka sytuacja nie liczy się jako fałszerstwo; zresztą w ogóle dawniej nie funkcjonowało pojęcie prawa autorskiego w naszym rozumieniu, a kopiowanie słynnych dzieł sztuki traktowano jako wyraz uznania. Chociaż zdarzały się wyjątki – jednym z pierwszych artystów poirytowanych faktem, że ktoś zarabia na ich nazwisku, był Albrecht Dürer. Sygnował on swoje obrazy i grafiki charakterystycznym monogramem (litera „D” wpisana w literę „A”), a był na tyle sławny, że ów monogram znacząco podnosił na rynku cenę każdej grafiki. Niejaki Marcantonio Raimondi (ok. 1480-przed 1534) robił niezły biznes, sprzedając kopie grafik Dürera (poza tym Raimondi tworzył też m.in. erotyczne grafiki, o których pisałam już kiedyś TU, ale to inna historia). Nic dziwnego, że Dürer się denerwował: nie dosyć, że nie miał z tych kopii żadnych zysków, to jeszcze w dodatku pod jego nazwiskiem wypuszczane były w świat grafiki, które często po prostu były słabsze artystycznie. Grafiki Raimondiego i Dürera pokazano także na wystawie w Pradze.

Albrecht Dürer, Zwiastowanie, ok. 1503, https://www.metmuseum.org/art/collection/search/387879

Marcantonio Raimondi wg Albrechta Dürera https://sbirky.ngprague.cz/dielo/CZE:NG.R_116182
W 1511 roku Dürer uzyskał od cesarza Maksymiliana I specjalny przywilej, zabraniający kopiowania jego grafik i sprzedawania tych kopii. Niestety, brakowało wówczas narzędzi prawnych do egzekwowania tego przywileju. Dürer pozostał najczęściej kopiowanym (i podrabianym) artystą – nie tylko za życia, ale także po śmierci. Na przełomie XVI i XVII wieku pojawiło się nawet zjawisko, które nazywamy „Renesansem Dürerowskim” – wówczas tworzono wiele kopii i fałszerstw dzieł tegoż artysty. Miało to związek z faktem, że cesarz Rudolf II (1552-1612) oraz książęta bawarscy Wilhelm V (1548-1626) i Maksymilian I (1573-1651) zaangażowali się w pewnego rodzaju wyścig: kto zbierze więcej „Dürerów” do swojej kolekcji. Stąd wielka popularność dzieł Dürera na dworach w Pradze i w Monachium w tamtym czasie – i oczywiście znaleźli się też tacy, którzy ten popyt wykorzystywali, by sprzedać podróbki. To właśnie przypadek jednego z obrazów z Galerii Narodowej w Pradze: „Naigrawanie Chrystusa” najprawdopodobniej autorstwa Hansa Hoffmanna (zm. 1591/92), opatrzone sygnaturą Dürera oraz datą 1520 – jest to ewidentne, świadome fałszerstwo.

https://sbirky.ngprague.cz/en/dielo/CZE:NG.DO_4185
Popyt na podróbki (i imitacje) dawnych mistrzów szczególnie wzrósł w XIX wieku, w związku z modą na historyzmy; wielu władców zafascynowanych kulturą średniowieczną budowało sobie siedziby stylizowane na rycerskie zamki, i chętnie dekorowali je zarówno imitacjami gotyckich obrazów, jak i oryginałami (albo – nierzadko – „ oryginałami”). Część wystawy w Pradze była także poświęcona takim właśnie dziełom, stworzonym na zlecenie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda d’Este (zm. 1914 – to był ten arcyksiążę, którego zabójstwo w Sarajewie stało się przyczyną wybuchy I wojny światowej). Szczególnie lubił on przedstawienia św. Jerzego, czyli patrona rycerzy, jako że sam się za rycerza uważał. Trudno powiedzieć, na ile arcyksiążę był świadomy, które z zakupionych przez niego dzieł są współczesnymi mu, stylizowanymi na sztukę gotycką imitacjami – zapewne przynajmniej część z nich kupił wierząc, że to naprawdę średniowieczne obrazy.

Fragment wystawy w Pradze (poświęcony kopiom), https://www.facebook.com/NGPrague/photos/10159259311525225
Dawniej o tym, czy dane dzieło jest oryginałem, czy podróbką, decydowało jedynie oko eksperta. Dziś na szczęście mamy narzędzia technologiczne – badanie składu pigmentów czy wieku desek podobrazia czasami pozwala ujawnić fałszerstwo, którego nie widać „gołym okiem”.
W kolekcjach większości muzeów znajdują się liczne kopie i imitacje, a czasem nawet fałszerstwa; zazwyczaj jednak te obrazy pozostają poza ekspozycją. Tymczasem wystawa takich właśnie dzieł może być niesłychanie interesująca; to właśnie one w szczególny sposób prezentują mody minionych epok (w końcu kopiuje się lub nawet fałszuje to, co cieszy się aktualnie największym zainteresowaniem odbiorców).
Mam zatem nadzieję, że i inne muzea także przestaną chować takie obiekty w magazynach – czasami wszakże namalowanie dobrej podróbki jest nawet trudniejsze, niż stworzenie oryginału. Dlaczego zatem uważamy, że kopie, imitacje i fałszerstwa to dzieła bez wartości?
Bardzo interesujące!
Czy zatem kopie, imitacje i fałszerstwa różnią się jedynie intencjami i umiejętnościami kopiującego?
Pozdrawiam!
Bardzo dziękuję!
Jeśli chodzi o to rozróżnienie (kopia/imiatacja/fałszerstwo) to umiejętności artysty w sumie nie mają znaczenia. Intencje – owszem.
Kopia jest powieleniem wcześniej istniejącej kompozycji. W przypadku malarstwa sprawa jest dość prosta: jest jeden oryginał, a reszta to kopie. Nie ma tu intencji oszustwa; szczególnie wizerunki kultowe są do dziś kopiowane masowo (w ilu kościołach znajdziemy Matki Boskie Częstochowskie? W ilu obrazy “Jezu Ufam Tobie”?). W przypadku grafik rzecz jest bardziej skomplikowana: autor oryginału sam wszakże wypuszcza na rynek wiele odbitek z jednej matrycy. Ważne są zatem sygnatury – dodanie do grafiki monogramu Dürera (bez żadnej innej informacji, kto i kiedy tę grafikę rzeczywiście wykonał) sprawia, że kopia staje się fałszerstwem. Wystarczy jednak do takiej skopiowanej grafiki (nawet z monogramem Dürera) dodać podpis lub monogram kopisty, oraz właściwą datę wykonania, i już taka kopia staje się “uczciwa”, bo nie udaje oryginalnego dzieła (o takim przypadku pisałam kiedyś w artykule dotępnym tu: https://www.academia.edu/29522738/Virgin_and_Child_on_a_Grassy_Bench_by_Albrecht_D%C3%BCrer_and_five_copies_after_it_in_the_collection_of_the_Polish_Academy_of_Arts_and_Sciences_in_Cracow).
Natomiast imitacja to dzieło stylizowane na pracę jakiegoś artysty, albo pochodzącą z minionej epoki, ale znów – bez intencji oszukania odbiorcy. Wiele dzięwiętnastowiecznych neogotyckich ołtarzy zdobionych było detalami architektonicznymi czy rzeźbami znakomicie imitującymi sztukę średniowieczną. Były to jednocześnie oryginalne kompozycje, a nie kopie czegoś już istniejącego. No i wszyscy wiedzieli, kiedy zostały wykonane.
Fałszerstwo natomiast to sprawa kryminalna: świadoma próba wprowadzenia w błąd odbiorcy poprzez dodanie podrobionej sygnatury, fałszywej daty, czy też przez sztuczne “postarzanie” dzieła.
Myślę, że do tych tematów będę jeszcze wracać, bo to naprawdę kopalnia ciekawostek. Przy okazji także pozwolę sobie polecić mój dawny artykuł w Tygodniku Powszechnym: https://www.tygodnikpowszechny.pl/zemsta-geniusza-146572
Pozdrawiam najserdeczniej!
Witam serdecznie. Dobre kopie są super, odtworzenie orginału to wielka praca i wiedza.
Taka praca powoduje wielkie zainteresowanie prawdziwym, orginalnym dziełem.
Zrobienie czegoś prawie tak dobrze jak mistrz, który żył wieki temu to jest gratka..
Pozdrawiam, brakuje mi Pani w krakowskim radio..
Wielkie dzięki za ten komentarz – dokładnie jest tak, jak Pan pisze. Pozdrawiam najserdeczniej (a zamiast audycji radiowych polecam podkasty)
:)
Mamy w Warszawie wspaniałą kolekcję, w której, wśród kilkuset malowideł sygnowanych nazwiskami artystów światowej klasy, podobno jeden jest oryginałem. A mimo to żadne inne polskie muzeum nie miało takiego hype’u. Przynajmniej na początku, bo dzisiaj trudno nawet ustalić, czy warto fatygować się na Plac Bankowy, żeby nacieszyć wzrok dziełami Picassa, Rubensa, Rembrandta, Caravaggia, Poussina, Tycjana, Dürera i innych. Czy też “Picassa”, “Rubensa” itd. Na Mapach Google informują, że otwarte, ale na ich stronie (fejsbukowej, innej nie mają), ostatni post z 2019 roku jest o zamknięciu galerii dla indywidualnych zwiedzających do odwołania. Może ten wpis Autorki zachęci kogoś do ponownego przemyślenia sprawy, tylko tym razem już z chłodną głową. ;)
Ha, to prawda! Myślę, że kolekcja kopii i podróbek mogłaby się cieszyć niemałym zainteresowaniem, gdyby tylko wreszcie przyznać otwarcie, co zawiera ;) W tym przypadku było wszakże inaczej…
Myślę, że ciekawym przykładem zmiany myślenia o wartości fałszerstw może być odcinek programu “Fake or Fortune” poświęcony obrazowi z kolekcji Courtauld Gallery – badania miały rozstrzygnąć, czy jest to dzieło Van Meegerena, czy też kopia pochodząca z XVII wieku; kuratorzy nie ukrywali, że woleliby, żeby się okazało, że to jednak Van Meegeren :D
Jak zawsze bardzo dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam!
Obejrzałem rekomendowany film. Bardzo ciekawy i zabawny przypadek. Obraz kupiony w dobrej wierze jako “autentyczny falsyfikat” pędzla najsłynniejszego fałszerza mógł okazać się mało interesującym, choć dużo starszym zabytkiem, co sugerowała jakaś wcześniejsza ekspertyza. Całkowicie rozumiem niepokój i nadzieje kuratorów. Na szczęście artysta od podróbek zostawił niepodrabialny ślad swojego autorstwa. Swoją drogą, czy ktoś po van Meegerenie powtórzył tę sztuczkę z bakelitową farbą, tak żeby nie odpadała? Bo panu odtwarzającemu proces na filmie nie do końca to się udało.
Moje doświadczenie z rynkiem sztuki jest niewielkie i dość przypadkowe, ale tyle zdążyłem się nauczyć, że w przypadku sztuki dawnej sama dawność znaczy mniej, niż się na ogół uważa.
Równie serdecznie pozdrawiam Autorkę i współczytelników bloga.
Pani Magdo
Dzięki za ten tekst.
Czy jest taka kopia, falsyfikat lub imitacja (z tąchyba najłatwiej), która Pani subiektywnym zdanie jest lepsza niż oryginał?
O, trudne pytanie! Pomyślę i jak mi coś przyjdzie do głowy, to odpowiem… ;)