
To nie jest Wenus!

Obraz Tycjana, zwany “Wenus z Urbino”, namalowany w 1538 roku i przechowywany dziś w galerii Uffizi we Florencji, to jeden z najsłynniejszych aktów w dziejach malarstwa europejskiego. Jest to także jeden z najśmielszych pod względem erotycznym obrazów, który w kwestii interpretacji do dziś budzi spory badaczy.
Wzorcem dla obrazu Tycjana była niewątpliwie ukazana powyżej “Śpiąca Wenus” Giorgione’a – dzieło to nie zostało przez autora dokończone (Giorgione zmarł w 1510 r.), i to właśnie Tycjan miał dopiąć kompozycję domalowując pejzaż. Dodał także u stóp śpiącej Wenus postać kupidyna, później zamalowaną, która jednoznacznie identyfikuje kobietę jako boginię miłości. Śpi ona w plenerze, jest nierozerwalnie związana z naturą, ale i odrealniona – nawet w XVI wieku na trawie nie zalegały nagie kobiety… co innego w komnacie, w łóżku – tam naga niewiasta rzeczywiście może się trafić. Dlatego właśnie obraz Tycjana jest znacznie bardziej przepojony erotyką niż obraz Giorgione’a: Wenus jest umowna, mitologiczna, i w dodatku śpi. Dłoń położona na łonie śpiącej Wenus leży bezwładnie – jesteśmy skłonni uznać, że jest to nieświadomy senny gest. Tymczasem Wenus z Urbino leży sobie na łóżku, jest absolutnie przebudzona, patrzy wprost na widza i dotyka swego łona – świadomie i bez zawstydzenia. Mimo podobieństw kompozycji obu obrazów, różnica w przekazie jest bardzo wyraźna.
Dzieło Tycjana funkcjonuje jako “Wenus”, ale jest to tytuł nadany w czasach późniejszych – w rzeczywistości nic nie wskazuje jakoby artysta miał zamiar odnieść się w tym dziele do mitologii. Wiemy, że obraz ten został zakupiony przez Guidobaldo della Rovere, późniejszego księcia Urbino w maju 1538, po 3-miesięcznych zażartych negocjacjach. Nie wydaje się zatem, aby książę zamówił ten obraz, raczej zapragnął go kupić, gdy był on już namalowany. W korespondencji opisuje on dzieło jako “naga kobieta” – określenia Venus pierwszy użył w 1568 r. w odniesieniu do tego obrazu Giorgio Vasari, który widział go w książęcej komnacie w Pesaro. Niewykluczone, że modelką była wysoko postawiona kurtyzana wenecka Angela del Moro – Tycjan znał ją i wiemy, że ucztował w jej towarzystwie.
W 1 połowie XVI w. w Italii temat miłości był szczegółnie popularny w filozofii i literaturze, oraz sztuce. Akty kobiece miały pozytywną symbolikę: piękna, prawdy, geniuszu, duszy, przyjaźni. Sporo także powstawało wówczas przedstawień po porstu erotycznych. Józef Grabski uznał, że Wenus z Urbino jest dziełem odnoszącym się do poezji jednej z największych poetek renesansu, Vittorii Colonny, która w 1538 roku wydała wiersze o miłości, odnoszące się do jej zmarłego męża, Ferdinando Francesco d’Avalos, księcia Pescary. W tej interpretacji kolory i przedmioty na obrazie miałyby nieść symbolikę miłości i śmierci, wierności i nadziei.
Najczęściej jednak badacze uważają, że obraz ten miał być prezentem od Guidobalda della Rovere dla jego młodej żony, Giulii Verano, którą poślubił w 1534 roku, gdy miała 10 lat. To by się zgadzało o tyle, że w XVI wieku uznawano, iż dojrzałość osiągana jest w wieku lat 14, zatem w 1538 roku małżeństwo to mogło być skonsumowane. Co ciekawe, w takiej interpretacji obraz staje się “nauką” dla młodej żony: alegorią małżeńskiej miłości (do której odnoszą się róże i akcenty czerwieni), połączonej z czystością serca (biel), wiernością (pies) i nadzieją (zieleń), w oprawie erotycznej. No i wreszcie najbardziej drażliwa kwestia – czy to możliwe, że kobieta na obrazie dotyka się w geście autoerotycznym? Owszem, to możliwe.
Przede wszystkim pojawia się pytanie, czy gest dotykania dłonią łona jest gestem skromności, zasłaniania się, czy też przeciwnie – jest to gest właśnie autoerotyczny. Za opcją skromności przemawiałaby tradycja przedstawień zasłaniającej się, zawstydzonej Wenus – tzw. Venus Pudica. Popularne w starożytności przedstawienie było oczywiście powielane także w sztuce renesansowej. Jednakże czym innym jest zasłanianie łona otwartą dłonią, a czym innym takie dotykanie. Czyżby zatem, mówiąc wprost, Tycjan przedstawił tu akt masturbacji? Wbrew pozorom ta opcja nie jest niemożliwa.
Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, gender czy nie gender – kultura inaczej ocenia te same z pozoru zachowania u kobiet i mężczyzn. Paradoksalnie onanizm w męskim wykonaniu był zawsze postrzegany negatywnie, ponieważ stanowi marnowanie nasienia, ejakulację nie doprowadzającą do powstania nowego życia. Już sama nazwa wskazuje na biblijnego Onana, który nawiasem mówiąc stosował stosunek przerywany – ale rzecz w tym, że godne potępienia jest czerpanie przyjemności z działań erotycznych przy jednoczesnym unikaniu płodzenia potomstwa! Inaczej ma się sprawa z kobietami. W XVI wieku w Italii temat miłości i erotyki był szeroko dyskutowany w literaturze i sztuce, wiemy także, że uważano, iż spełnienie erotyczne w czasie aktu miłosnego w przypadku kobiety właśnie wspomaga zapłodnienie. Oznacza to, że kobieta pownna znać swoje ciało i powinna potrafić je pobudzić, aby możliwe było przyniesienie mężowi na świat potomstwa.
Zalecano nawet kobietom działania autoerotyczne przed stosunkiem, bo – jak wiadomo – nie każdy mąż da radę wytrzymać tak długo z własnym spełnieniem, aby zdołać doprowadzić żonę do orgazmu “w trakcie”. A tymczasem przyniesienie mężowi na świat potomstwa to jedna z najważniejszych ról żony… W takim kontekście jest możliwe, że obraz podarowany młodej Gulii naprawdę miał ukazywać kobietę, która dotykając się rozbudza swoje zmysły – i co więcej, ta młoda małżonka miała po prostu brać z niej przykład! Czy Gulia Verano podjęła tę naukę – tego nie wiemy. Jeśli nawet tak, to skutek nie był spektakularny – jedyna córka, którą Guila urodziła Guidobaldowi, przyszła na świat dopiero sześć lat później.
***
Bardziej złożoną analizę “Wenus z Urbino” (i zarazem bardziej naukową) pod kątem jej ewentualnych działań autoerotycznych dociekliwi odnajdą w rozdziale książki Kelly Denis “Art/Porn. A History of Seeing and Touching” (2009 r.) – w dużej mierze dostępnej on-line w serwisie Google Books.