
Oryginalny falsyfikat

Dzieła sztuki wykonane przez dawnych mistrzów, szczególnie tych o słynnych nazwiskach, potrafią osiągać zawrotne ceny. Od czasu do czasu udaje się “odnaleźć” nieznane arcydzieło, przechowywane przez stulecia w prywatnych kolekcjach, a bardzo często po prostu ukryte pod przemalowaniami. Oczywiście zawsze znajdą się tacy, co będą chcieli nieuczciwie dorobić się na handlu sztuką – mianowicie fałszerze. Dziś będzie o jednym z najsłynniejszych, którego wiele nierozpoznanych dzieł może wciąż wisieć w muzeach i galeriach.
Han van Meegeren, bo o nim mowa, urodził się w roku 1889 w Holandii. Był on wielkim miłośnikiem holenderskiego malarstwa Złotego Wieku, czyli XVII stulecia – sam wbrew woli swego ojca został malarzem i pragnął malować dzieła nawiązujące do owych tradycji: precyzyjne w detalu, iluzjonistyczne, bawiące się światłem i emocjami. Niestety Han narodził się w złych czasach dla takiej twórczości – w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku Europa żyła awangardami. Nikt nie chciał już malarstwa kojarzącego się z akademizmem, nawiązującego do tradycji sztuki dawnej. Chcesz odtworzyć świat – zrób zdjęcie! Van Meegeren miał poczucie, że nikt już wówczas nie cenił pradawnego warsztatu malarza, a jednocześnie za prawdziwe dawne obrazy dawano niewyobrażalnie dużo pieniędzy. Jego niesamowite fałszerstwa były zatem w pewnym sensie zemstą niedocenionego artysty – malował tak, jak chciał, zarabiając na tym jak na dawnych mistrzach.
Han van Meegeren wcielił się w Jana Vermeera z Delft – wcielił się, bo nie kopiował jego obrazów, ale malował całkiem nowe! Jan Vermeer (1632-1675) to jeden z najważniejszych holenderskich mistrzów, twórca wspaniałych nastrojowych obrazów rodzajowych – był on jednak zapomniany przez stulecia i został “odkryty” w wieku XIX, a jego dzieł zachowało się stosunkowo niewiele (wiąże się z nim trzydzieści kilka obrazów). Charakteryzują się nastrojowością i ciszą, a także świetlistymi zestawieniami błękitów i żółci.
Największą luką w zestawie dzieł Vermeera jest wczesny okres jego działalności – sygnowany przez Vermeera obraz Chrystus w Domu Marii i Marty (powyżej; National Gallery of Scotland w Edynburgu) wskazuje, że w latach 1650-tych Vermeer podejmował nietypowe dla siebie tematy religijne. Tego właśnie uczepił się Han van Meegeren: postanowił stworzyć nieistniejące wczesne religijne dzieła Vermeera! “Wczesność” dodatkowo usprawiedliwia nieco mniej wprawny pędzel – fałszerstwo doskonałe jest wtedy, kiedy obraz wydaje się być nie dość charakterystyczny dla typowych dzieł danego malarza. Van Meegeren namalował zatem w 1936 roku “Chrystusa z Uczniami w Emaus” – ceniony znawca twórczości Vermeera, Abraham Bredius, uznał dzieło za autentyczne! Zostało ono zakupione za okrągłą sumkę 520 000 guldenów i przekazane do Museum Boijmans Van Beuningen w Rotterdamie.
Jak takie fałszerstwo jest możliwe w XX wieku? Han van Meegeren przygotował się bardzo starannie. Kupował stare obrazy i zeskrobywał warstwy malarskie – tak, że zostawało mu oryginalne, XVII-wieczne płótno, które nie wykazywało wcześniejszych kompozycji w prześwietleniu. Przygotowywał barwniki zgodnie ze starymi recepturami – nie korzystał z farb współcześnie mu produkowanych, technicznie tworzył rzeczywiście obrazy XVII-wieczne. Największym problemem jednak było postarzenie obrazu – uzyskanie twardości farby, która wytrzyma test alkoholowy (wacik z alkoholem rozpuszcza warstwę malarską, która schła krócej niż kilkadziesiąt lat – to był popularny wówczas test na oryginalność obrazów). Dodatkowo najważniejsze były krakelury – siateczka spękań, która powstaje na obrazach w przeciągu kilkuset lat. Po wielu eksperymentach van Meegeren opracował niesamowitą metodę – do farb dodawał fenol i formaldehyd, a następnie suszył obraz w specjalnym piecu. W efekcie osiągał autentycznie postarzone dzieło, wytrzymujące wszystkie testy (bo nikomu nie przyszłoby do głowy sprawdzać obecności w farbie akurat fenolu i formaldehydu!).
Van Meegeren zaczął zatem wygodne i dostatnie życie, zarabiając krocie na kolejnych “odkrywanych” dziełach. Na przeszkodzie jednak stanęła mu historia… oto bowiem w 1945 roku odkryto, że w rękach Hermanna Göringa znalazł się kolejny nieznany Vermeer: “Chrystus i Jawnogrzesznica”. Śledztwo doprowadziło do van Meegerena – został on oskarżony o zbrodnię kolaboracji, o sprzedaż wrogowi holenderskiego skarbu narodowego. W tej sytuacji van Meegeren zdecydował się na jedyny możliwy ratunek: przyznał się do fałszerstw. W ramach procesu zgodził się namalować publicznie kolejnego “nowego Vermeera” – “Młodego Chrystusa wśród doktorów”. W efekcie uniknął kary za kolaborację, jako fałszerza skazano go jedynie na rok więzienia. Zbankrutował jednak w wyniku roszczeń oszukanych nabywców jego płócien, oraz wezwania do wyrównania niezapłaconych podatków od ukrywanych przez lata dochodów.
Tak naprawdę jednak sprawa nie jest zakończona – wiele “van Meegerenów” wciąż wisi w muzeach, bo fałszerz nie przyznał się do wszystkich podróbek. Zapłacono za nie wielkie sumy, często obrazy te były w dobrej wierze podarowywane przez kolekcjonerów różnym muzeom, teraz zatem niezręcznie jest doszukiwać się prawdy. Z drugiej zaś strony dziś “oryginalny van Meegeren” zaczyna mieć swoją wartość – w przypadku prostych kopii dawnych mistrzów te fałszerstwa mogą być właściwie niemal cenniejsze niż “prawdziwe” kopie z XVII wieku! Jedno jest pewne: van Meegeren udowodnił zawodność najważniejszego czynnika w świecie sztuki, czyli tak zwanej “opinii eksperta”. Dziś nikt już chyba nie zaufa samemu “oku”, techniczne badania wyparły koneserstwo. Co tak naprawdę zatem cenimy w dziele sztuki? Unikalny temat i wizję artystyczną mistrza? Technikę i warsztat dawnego malarza? Historyczną wartość starego płótna? To wszystko przecież oferował van Meegeren. Tylko nie cieszyło się to powodzeniem, gdy chciał działać jako malarz pod własnym nazwiskiem.
***
Historia van Meegerena ujęta jest w książce F. Wynne, To ja byłem Vermeerem (2007); ponadto polecam odcinek programu “Fake or Fortune”, w którym badany jest obraz podejrzany o bycie jednym z meegerenowskich falsyfikatów: http://www.bbc.co.uk/programmes/profiles/2r60JJtpKg07SzyZ9FTpSZP/han-van-meegeren-1889-1947
Bardzo ciekawie przedstawiony proceder fałszowania dzieł malarskich.
Dziękuję :)
Czytalam ta ksiazke i tez bardzo ja polecam.
I dziekuje za “Fake or fortune” , nie znalam tego wcale a zapowiada sie interesujaco!
Cieszę się, że mogłam polecić coś nowego – uważam, że to świetny program, a na szczęście kolejne odcinku dostępne są bez problemu na YouTube :)
Postać van Meegerena i jego historia jako fałszerza Vermeera (dość dokładne opisy powstawania obrazów) pojawiła się również w powieści Robertsona Davisa “Czym skorupka…” (ang. What’s Bred in the Bone).
Dzięki za komentarz!
niesamowicie ciekawy temat. Stwarza znakomitą możliwość poznawania malarstwa również od technicznej strony. Właśnie czytam “To ja byłem Vermeerem” i przyznam , że nieczęsto chce się by książka nie skończyła się nigdy. Pozostaje oczarowanie sztuką mistrzów.
Bardzo się cieszę – dziękuję za komentarz, pozdrawiam!
Na ten interesujący wpis trafiłam dokładnie w dzien otwarcia wystawy “Falza? Falza!” w Národní galerie Praha, gdzie jednym z głównych eksponatów jest ów “Chrystus i Jawnogrzesznica” van Meegerena. Co za zbieg okoliczności :-) Trzeba się chyba będzie wybrać do Pragi. Wystawa potrwa do 1 maja 2022.
O tak! Wybieram się – i zupełnym przypadkiem dokładnie dzisiaj (!) wrzuciłam info o tej właśnie wystawie do “mojego” działu Mamy na Oku w serwisie Herito (https://herito.pl/en/exhibitions/forgeries-forgeries-exhibition-at-the-national-gallery-in-prague/).
Z moich Moraw do Pragi można podjechać dość szybko.
Dziękuję bardzo za komentarz i serdecznie pozdrawiam! :)
Zakładam, że dziś numer z żywicą fenolowo-formaldehydową by nie przeszedł, i w ogóle współczesne możliwości analizy chemicznej i struktury fizycznej znacząco podniosły próg wymagań dla fałszerzy. Równocześnie jestem ciekaw, czy w ramach badania spękań (niech będzie mądrze: krakelur), bada się również to, co zgromadziło się w powstałych przestrzeniach. Spodziewałbym się, że inny osad zgromadzi się w przestrzeni niedawno wypalonej, a inny w pęknięciach spokojnie powstających przez stulecia: w tym drugim przypadku, może dałoby się nawet śledzić poszerzanie się tych spękań?
A może już dawno na to wpadli i w darknecie można kupić porcję dawnego kurzu (zamkowego, pałacowego, kościelnego, wiejskiego, z XIV, XV w. itd.)?