
Zarośnięta święta – raz jeszcze.

Dawno temu (już ponad cztery lata temu!) napisałam wpis o przedstawieniach włochatej Marii Magdaleny (dostępny TU). W sztuce późnośredniowiecznej artyści wielokrotnie ukazywali Marię Magdalenę na pustyni, która jest unoszona przez aniołów, a całe jej ciało porośnięte jest włosami. W tamtym wpisie podałam najpopularniejsze wyjaśnienie tego kuriozum: uważa się bowiem, że włochatość Magdaleny jest elementem przejętym z legendy innej świętej, czyli Marii Egipcjanki, która miała tak długo przebywać na pustyni, że jej ubrania rozpadły się, a jej ciało osłaniały jedynie długie włosy.
Dziś jednak, po namyśle oraz po przeprowadzeniu pewnych badań, postanowiłam opublikować wpis korygujący. Aktualnie uważam bowiem, że dla średniowiecznego odbiorcy włochatość Marii Magdaleny miała zupełnie inne znaczenie i nie wynikała jedynie z pomieszania jej żywota z żywotem innej świętej o tym samym imieniu!
Po pierwsze należy podkreślić, że u schyłku średniowiecza (w XV i w początkach XVI w.) w Środkowej Europie, a więc tu, gdzie najpopularniejsze były przedstawienia kosmatej Magdaleny, naprawdę rozróżniano tę świętą od Marii Egipcjanki. Przykładowo, w Krakowie istniały osobne świątynie poświęcone obu tym świętym (tylko że żadna z nich się do dziś nie zachowała): wiemy, że była kaplica Marii Egipcjanki na Wawelu, oraz był kościół Marii Magdaleny, po którym dziś został jedynie plac przylegający do ulicy Grodzkiej. Maria Egipcjanka była świętą czczoną przede wszystkim w Kościele Wschodnim, ale jej postać pojawiła się na skrzydle ołtarza św. Jana Jałmużnika, ufundowanego przed 1504 r. przez Mikołaja Lanckorońskiego z Brzezia dla Augustianów na Kazimierzu (dziś nastawa ta znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie). Nie można zatem zakładać, że w owych czasach tutejsi odbiorcy utożsamiali ze sobą Marię Magdalenę i Marię Egipcjankę.
Włochata Maria Magdalena jest naprawdę porośnięta na całym ciele – zazwyczaj przy tym ma nagie kolana (od klęczenia przy modlitwie?) oraz czasami… nagie piersi! I to jest właśnie kluczowy element, który może naprowadzić nas na właściwy trop interpretacji tego typu przedstawień.
W sztuce późnośredniowiecznej, szczególnie w tapiseriach, w dekoracjach wnętrz czy na marginesach rękopisów, często pojawiały się przedstawienia tak zwanych Dzikich Ludzi. Owłosieni na całym ciele mężczyźni ukazywani byli jako agresywni: walczący ze sobą (często za pomocą maczug) lub uganiający się po lesie za jakąś niewinną panną.
Nieokiełznane popędy Dzikich Ludzi mają zapewne swoje korzenie w starożytnych postaciach mitologicznych satyrów oraz bożka Pana: to były hybrydy ludzko-zwierzęce o wiecznie niezaspokojonych apetytach seksualnych. Głównym ich zajęciem było gonienie nimf po lesie w celach zdecydowanie nieprzyzwoitych (a jak nimfa nie nie trafiła, to łapali, co się nawinęło…).
W sztuce wieków średnich dzicy ludzie i ich nieokiełznane popędy symbolizowały grzeszną naturę ludzkości – ale uwaga! Od czasu do czasu w późnośredniowiecznej sztuce trafiały się także Dzikie Kobiety: ich główną cechą był z kolei popęd seksualny skierowany na rozmnażanie. Ukazywane często z potomstwem, owe Dzikie Kobiety miewały nieowłosione piersi – był to zapewne motyw zarówno seksualny jak i powiązany z płodnością i macierzyństwem. Dziś jestem przekonana, że średniowieczny odbiorca patrząc na włochatą Marię Magdalenę widział w niej przede wszystkim Dziką Kobietę!
Maria Magdalena to niezwykła święta-grzesznica: nie żadna dziewica czy męczennica, ale – wedle legendy – była prostytutka. Jej grzech krył się w cielesności, a jednocześnie jej zbawienie wynikło z miłości do Chrystusa. Doznająca mistycznej ekstazy, unoszona przez aniołów włochata Magdalena to po prostu nawrócona nierządnica: w późnogotyckiej sztuce jej przedstawienia bardzo trafnie ukazują zatem paradoks grzesznej świętości. Sądzę, że owe wizerunki ekstazy włochatej Magdaleny można porównać z popularnymi w XV wieku, lecz dziś dla nas enigmatycznymi przedstawieniami Dzikiej Kobiety z Jednorożcem. Istnieją przykłady takich kompozycji (m.in. w grafikach, albo tapiseriach) i jedyne, co badacze o nich dzisiaj potrafią powiedzieć to to, że zestawiają one w sposób nieco paradoksalny symbole pożądania i rozpusty (Dzika Kobieta) oraz czystości (jednorożec). Uważa się, że może to być przedstawienie idei miłości czystej, ale interpretacja tych wizerunków pozostaje w sferze spekulacji.

http://www.metmuseum.org/art/collection/search/364585
Maria Magdalena to święta zmysłowa, nie czysta i nie dziewicza, ale jednocześnie kobieta, która była chyba najbliżej samego Chrystusa. Jej kult, niezwykle wieloaspektowy i popularny na przełomie średniowiecza i nowożytności, został znacząco zmodyfikowany w czasach kontrreformacji. Wówczas Magdalena zmieniła się z doznającej ekstazy mistyczki w pokutującą na pustyni grzesznicę – co zresztą nie zabrało wcale jej wizerunkom charakteru erotycznego. To chyba jednak nie jest przypadek, że wraz z zanikiem popularności średniowiecznego motywu Dzikich Ludzi wygasła również tradycja ukazywania Magdaleny jako porośniętej włosami. Może zresztą dalsze badania przyniosą nam jakieś nowe tropy do interpretacji tych niezwykłych późnogotyckich wizerunków?
***
Polecam także archiwalny wpis: Ciężarna Maria Magdalena?
Szerzej na temat erotycznych aspektów przedstawień Magdaleny pisałam w Tygodniku Powszechnym w artykule “Kosmate myśli”.
To bardzo ciekawe! Swego czasu zajmowałam się tematem Marii Magdaleny i nigdy nie wpadłam na taką interpretację, ale po przeczytaniu czuję się całkiem przekonana. Na pewno dobry trop do badań :)
Bardzo się cieszę i pozdrawiam! :)
Zastanawiam się, czy przeniesienie pewnych cech z jednej świętej na drugą musi wynikać wyłącznie z pomieszania tychże. Może Marię Egipcjankę traktowano jako swego rodzaju figurę Marii Magdaleny albo widziano symboliczne pokrewieństwo obu postaci, usprawiedliwiające takie świadome zapożyczenia? Obie były w młodości prostytutkami (ME od początku, MM – odkąd tak orzekł papież Grzegorz I), a potem pustelnicami (MM w Prowansji, w grocie Saint-Baume) i obie doznawały mistycznych ekstaz. Z tym futrem natomiast to dziwna sprawa, bowiem w ikonografii wschodniej ME jest przedstawiana przeważnie jako osoba bez szczególnie obfitego owłosienia, za to przeraźliwie wychudzona i owinięta byle jaką wprawdzie, ale tkaniną. W anglojęzycznej Wikipedii pod hasłem “Mary of Egypt” reprodukowana jest wprawdzie miniatura ME w samej złotej sierści – nie wytartej na kolanach i porastającej również pierś – jak przyjmuje od Zosimosa odzienie, jednak pochodzi ona (ta miniatura, znaczy) z Francji, z XV w. Jeszcze Rutebeuf opisuje ME jako nieowłosioną, choć o skórze czarnej jak u łabędzia i piersi “mossue” od ciągłego smagania deszczami (skąd te deszcze na pustyni? ;). Mnie się to kojarzy z moussue=omszała, ale widzę, że we współczesnych parafrazach dają gercée=spierzchnięta, a Francuzi na pewno czują to lepiej, więc się nie spieram. Tak czy inaczej, nie znajduję (prawda, że mam ograniczone możliwości) w przedstawieniach ME charakterystycznej cechy późnośredniowiecznej, zachodnio- i środkowoeuropejskiej MM, czyli tych jakby celowo odsłoniętych i zdecydowanie młodych, potencjalnie karmiących piersi, które za to występują u anonimowych Dzikich Kobiet – często ukazywanych właśnie z dzieckiem.
Czyli wygląda na to, że MM zawdzięcza swoją kosmatość raczej Dzikim Kobietom niż ME. Ale jak w ogóle doszło do tej przedziwnej hybrydy? Trafiłem na studium Katherine L. Jansen “Like a Virgin: The Meaning of the Magdalen for Female Penitents of later Medieval Italy” (dostępne na academia.edu), skądinąd nie traktujące o interesującym nas zagadnieniu. Są tam jednak trzy ciekawe ilustracje, jedna po drugiej. Pierwsza i druga przedstawia MM z poliptyku i tryptyku Paolo Veneziano – w wyprostowanej pozycji orantki, unoszoną przez anioły, które dodatkowo trzymają przed jej piersią portret Chrystusa (coś jak Mandylion). Otóż te MM mają zakrywające je szczelnie odzienie z własnych włoów, wprawdzie sięgających do kostek, ale wyrastających normalnie z głowy, jak u (nie przymierzając) Anny Csillag. Trzecia ilustracja to ten sam motyw z opactwa Hautecombe, tym razem autorstwa jakiegoś malarza ze Sieny, ale MM tym razem została uniesiona z pozycji klęczącej.
Tu mam własną hipotezę “ewolucyjną”. Powiedzmy że Mistrz Sieneński miał kłopot z naturalnie rosnącymi długimi włosami. Nie dość, iż zwisałyby pod Świętą, to jeszcze odsłaniałyby jej łydki. Poowijał je więc (tak to wygląda na tej kiepskiej reprodukcji) wokół kończyn i skudłacił, tak że zaczęły przypominać gęste futro. Piersi i kolana są jeszcze zakryte – niby dlaczego miałyby nie być – ale stąd już tylko krok do “skrzyżowania” się motywu MM z Dziką Kobietą, z dalszymi konsekwencjami ikonograficznymi.
A że MM-pustelnica jest znów młoda, to nic dziwnego. W niebiosach, dokąd unosi się parę razy dziennie, wszyscy będziemy młodzi ;)
Rozgadałem się trochę, co mam nadzieję zostanie mi wybaczone.
Dziękuję za kolejny fantastyczny komentarz! Bardzo zainteresował mnie artykuł o motywie “odzyskanej cnoty” w średniowiecznym kulcie Marii Magdaleny – to swoją drogą dobrze wpisuje się w założenie, że Magdalena mogła występować w roli Ecclesii, tradycyjnie przypisywanej Matce Boskiej. W tym właśnie kontekście ciekawie prezentują się przykłady Magdaleny z medalionem z głową Chrystusa, niczym Matka Boska z ikon w typie „Znamenie”.
W sztuce włoskiej Magdalena, jeśli była włochata, to raczej rzeczywiście przykryta “płaszczem z włosów” – to prędzej wpisuje się w legendy o wieloletnim pobycie na pustyni (aż ubrania się rozpadły, a włosy urosły aż do stóp). Natomiast na północ od Alp mamy ten “kombinezon” z włosów i to moim zdaniem, mimo podobieństwa, jest jednak innego rodzaju przedstawienie (nawiązanie do Dzikich Ludzi).
Co ciekawe, najpopularniejsze źródło hagiograficzne średniowiecza, czyli Złota Legenda, nie mówi o włosach w przypadku Marii Egipcjanki, lecz opisuje ją jako poczerniałą od słońca. Dla mnie też bardzo interesujące jest porównanie przyczyn przebywania na pustyni w przypadku obu tych świętych w Złotej Legendzie. Maria Egipcjanka “zwana grzesznicą, przez lat 47 wiodła życie niezwykle umartwione na pustyni” (przekład J. Pleziowa), podczas gdy Maria Magdalena “chciwa niebiańskiej kontemplacji udała się do dzikiej pustyni, gdzie pozostała nieznana nikomu przez przez 30 lat w miejscu przygotowanym dla niej rękoma aniołów […] aniołowie unosili ją w powietrze i wtedy własnymi uszami słyszała pochwalne śpiewy niebiańskich zastępów”. Czyli o ile Egipcjanka pokutuje, o tyle Magdalena nie tylko nie cierpi, ale właściwie doznaje zbawienia za życia – to jest zupełnie inny kontekst dla tego przebywania na pustyni!