
Mniej znane legendy świętych ze smokami

Niedawno pisałam o tym, że zachodnie wejście do katedry na Wawelu zostało ozdobione wtórnie umieszczonymi po bokach płaskorzeźbami ukazującymi św. Małgorzatę i św. Michała Archanioła (wpis dostępny TU). Tych dwoje to – obok św. Jerzego – najpopularniejsi święci, których atrybutem był smok, ale nie są oni jedyni! Dziś chciałabym zatem przyjrzeć się kilku mniej znanym świętym, którzy także występowali ze smokami.
Postać smoka jest mocno osadzona w kulturze europejskiej – w średniowieczu smoki pojawiały się niemal wszędzie: w dekoracjach architektury i rękopisów, w świeckich romansach oraz w żywotach świętych. Najczęściej smok symbolizował zło, szatana i grzech, toteż nie najgorzej radzili sobie z nim duchowni.

Rituale ad usum ecclesiae Rothomagensis, 15th c., Archevéché de Rouen.
Przykładowo, św. Romanus, biskup Rouen, który zmarł ok. 640 r., rozprawił się ze smokiem, który żył w nurtach Sekwany, czy też w przyrzecznych bagnach. “Na wabia” św. Romanus użył skazańca, a gdy smok sięgnął po swą zdobycz, biskup miał go błyskawicznie okiełznać znakiem krzyża i zawiązać mu obrożę ze swej stuły. Następnie smok został zabity, a jego ciało spalone – oprócz głowy i szyi, które zawieszono na ścianie kościoła. Ów smok zwał się Gargulec (Gargouille) i stąd właśnie miała wziąć się nazwa gotyckich rzygaczy, często przyjmujących formę smoczych paszczy.
Trzeba jednak przyznać, że ta dość późna legenda (z końca XIV wieku) prawdopodobnie przejęła motyw z wcześniejszej legendy o św. Klemensie, pierwszym biskupie Metz (III/IV w.), który miał pokonać smoka żyjącego w lokalnym rzymskim amfiteatrze. Smok ów zwał się Graoully czy też Graouilly. Przez kolejne stulecia (począwszy od XI wieku) mieszkańcy Metzu urządzali pochody ze smokiem, który stał się symbolem miasta.

Le “Graoully” de Metz, Dembour et Gangel, 1840-1851, Bibliothèques-Médiathèques de Metz
Smok pojawił się również w żywocie św. Sylwestra papieża (zm. 31 grudnia 335 r.). Jak napisał Jacopo da Voragine w słynnej “Złotej legendzie”, w Rzymie w podziemiach żył smok, który zabijał swym oddechem więcej niż trzysta osób dziennie – lecz, co ciekawe, nie krzywdził chrześcijan, a jedynie pogan. Sylwester postanowił ujarzmić smoka, ale najpierw poszukał siły w modlitwie: ukazał mu się sam św. Piotr i poradził mu, aby przemówił do smoka odwołując się do imienia Chrystusa i rozkazał mu pozostać w jaskini aż do powtórnego przyjścia Zbawiciela. Aby smoka nie kusiło pożeranie kolejnych ludzi, Sylwester miał zawiązać jego paszczę nicią i zapieczętować. Tak też się stało – legenda ta została zilustrowana między innymi przez Maso di Banco, wśród czternastowiecznych fresków w kościele Santa Croce we Florencji. Smok zabijał oddechem, co zapewne odnosi się do zionięcia ogniem, ale z fresku możemy raczej wywnioskować, że po prostu cuchnęło mu z paszczy – oto gdy św. Sylwester zaszywa pysk bestii, stojący obok duchowni zatykają sobie nosy.
Nie wszystkie jednak legendy ukazywały smoki jako samo zło – ciekawym i chyba bardzo mało znanym przykładem jest fragment z Vitae Patrum (wczesnochrześcijańskie Żywoty Ojców Pustyni), poświęcony św. Symeonowi Stylicie (Słupnikowi). Oto pewnego razu do kolumny, na której mieszkał Symeon, przyczołgał się na wpół ślepy smok: wichura wbiła w jego oko olbrzymią drzazgę. Symeon tę drzazgę wyciągnął, a smok nikogo nie skrzywdził; przez dwie godziny dziękował za ratunek, a potem spokojnie wrócił do swego legowiska. Ta niezwykle rzadka scena znalazła się na skrzydle krakowskiego poliptyku św. Jana Jałmużnika (przed 1504, Muzeum Narodowe w Krakowie).
Nawet smoka można zatem ujarzmić, jeśli się do niego podejdzie z uprzejmością.
***
Szerzej na temat świętych ze smokami napisałam na blogu serwisu Wirtualne Muzea Małopolski.
Piękna jest ta historia o św. Szymonie Słupniku, przynosząca powiew Orygensowego optymizmu co do możliwego odkupienia nawet największego zła pośród wszelkiego stworzenia, jak pisze Dominic Alexander w “Saints and Animals in the Middle Ages”. Smok występuje tutaj – chyba jedyny raz w chrześcijańskiej symbolice – jako boże stworzenie zasługujące na współczucie. Jeśli coś lub kogoś symbolizuje, to nie demona, lecz grzesznika, cierpiącego i zadającego cierpienie bliźnim z powodu belki w oku, którą można i należy usunąć.
Zastanawiam się jednak, czy obraz z krakowskiego poliptyku rzeczywiście odnosi się do tego wydarzenia, opisanego w X rozdziale “Vita s. Simeonis Stylitæ” Pseudo-Antoniego. Bardziej mi tu pasuje rozdział VIII o następującej treści:
“Słysząc zatem o jego sławie, przybył do niego Basilicus, król Saracenów. Kiedy zaś patrzył nań stojącego i modlącego się, nagle upadł robak z ciała świętego. (Król) podbiegł do niego i pochwycił go pełen wiary, i podniósł powyżej swoich oczu. Co widząc, rzekł Szymon: “Czemuś to uczynił, mężu znakomity, zawstydzając mnie; robak jest bowiem z mojego nieczystego ciała”. A gdy to usłyszał król Basilicus, otwarłszy dłoń znalazł w niej najcenniejszą perłę. I rzekł do błogosławionego Szymona: “To nie robak nieczysty, lecz perła najcenniejsza”. na co ów odpowiedział: “Człecze, według wiary twojej dano ją tobie, i niech będzie błogosławiona w dłoniach twoich przez wszystkie dni twego żywota”. Za czym odszedł ów człowiek pełen wiary” (oryginał tutaj: http://www.mlat.uzh.ch/download_pl/?lang=0&dir=/var/www/Corpus2_PL/&file=073_Antonius-discipulus-Simeonis-Stylitae_Vita-S.-Simeonis.xml&xml=1).
Co ma do tego smok, owinięty ogonem wokół kolumny, nie umiem powiedzieć.
Dziękuję za komentarz!
Ma Pan rację, kwatera z poliptyku Jana Jałmużnika ukazuje dwa epizody: ten wspomniany przez Pana z królem Saracenów i zamianą węża w klejnot, oraz jednocześnie smoka z innego fragmentu żywotu. Ja w tym wpisie świadomie skupiłam się tylko na smoku – ale o tym, że ta kwatera ukazuje także inną scenę wspominałam już kiedyś w audycji poświęconej temu ołtarzowi: http://www.radiokrakow.pl/audycje/wielka-sztuka-malopolski/swieci-ze-smokiem-wlochaci-pustelnicy-i-przygody-z-diablem/
Pozdrawiam serdecznie!
Wysłuchałem z zainteresowaniem i przyjemnością. Mówi Pani w audycji i pisze tutaj o wężu pochwyconym przez króla, zgodnie z tym, co widać. Ciekawy jest temat ewolucji zwierząt rekonstruowanych przez wyobraźnię artysty malarza na podstawie przekazu literackiego czy tradycyjnego. Tekst legendy jest całkiem realistyczny. Robaki wypadające z wrzodów świętego to jakieś małe larwy, bo król zrazu nie bardzo wie, co złapał i trzyma w zaciśniętej dłoni. Malarz poliptyku zrobił z nich wężowate monstra być może dla uczytelnienia przekazu (w tej skali larwa byłaby nie do rozpoznania przez widza), ale możliwe, że to przejaw średniowiecznych wyobrażeń na temat tego, co może wylęgnąć się z nieczystego, ludzkiego ciała – jak w “Martwych kochankach” Grünewalda. Smok, w oryginale draco lub po grecku drakon, mógł być pierwotnie rozumiany jako wielki wąż – nawet w polszczyźnie jest obecne to znaczenie, np. u Kochanowskiego: “tak więc smok, upatrzywszy gniazdko kryjome, słowiczki liche zbiera”. W każdym razie “Żywot św. Szymona” nie podaje jego żadnych specyficznie smoczych cech, jak skrzydła czy zionąca ogniem paszcza. Ten tutaj jest jakby stadium przejściowym: ma już łapy z pazurami i wyraźnie wyodrębniony korpus, ale skrzydeł i rogów brak. Pozdrawiam również.