
Fake news z międzywojnia?

Przygotowując ostatnio audycję o Bitwie pod Grunwaldem Jana Matejki (do posłuchania TU) natrafiłam na interesującą informację odnośnie historii tego obrazu. Informacja ta pochodziła z bardzo wiarygodnego źródła, jakim jest blog konserwatorów Muzeum Narodowego w Warszawie (“Muzeum w białych rękawiczkach”). Otóż wpis o historii “Bitwy” (z 15.09.2011) dość lakonicznie informował o tym, że w 1928 roku obraz został zaatakowany przez jakiegoś mężczyznę – do tego we wpisie znalazła się ilustracja źródłowa, czyli fragment z Tygodnika Ilustrowanego z tegoż 1928 roku, wraz ze zdjęciem uszkodzenia oraz fotografią sprawcy.
Zaintrygowana, szukać zaczęłam dokładniejszych informacji i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że żadne z dostępnych mi źródeł nie mówi nic więcej. Informacja o ataku z 1928 roku, wraz z odwołaniem do Tygodnika Ilustrowanego, pojawiła się w eseju Ewy Micke-Broniarek, “Bitwa pod Grunwaldem – historia i mit”, w książce “Jana Matejki Bitwa pod Grunwaldem: nowe spojrzenia”, pod red. Katarzyny Murawskiej-Muthesius, Warszawa 2010, s. 43-65. Do tego źródła odwołał się Jerzy S. Majewski w swoim artykule “Bitwa pod Grunwaldem”: Obraz kochany i ukrywany (Gazeta Wyborcza z 15.07.2010). Napisał wprost: “Ewa Micke-Broniarek w swoim szkicu o historii obrazu zwraca uwagę, że prasa na to zdarzenie nie zwróciła aż tak wielkiej uwagi. Warszawski “Tygodnik Illustrowany” zamieścił jedynie krótką notkę z fotografią rozbawionego wandala. Łatwo się z niej przekonać, że był to osobnik niespełna rozumu.”
Kolejne publikacje internetowe, na przykład artykuł w serwisie “Rynek i Sztuka”, albo film opublikowany na kanale “Historia bez cenzury” najprawdopodobniej odnosiły się już tylko do notki z muzealnego bloga. Wszyscy tylko podają informację, że ktoś zaatakował obraz i pokazują to jedno zdjęcie z gazety z 1928 roku. Bardzo mi się to wydało dziwne.
No bo jakże to tak: ktoś zaatakował “Bitwę pod Grunwaldem” i tylko jeden tygodnik o tym wspomniał? A przede wszystkim – dlaczego nikt nie podaje informacji, o co chodziło: co kierowało sprawcą, jak się ta sprawa zakończyła? Skoro zamieszczono jego zdjęcie, to chyba został ujęty? I co właściwie napisano w tej gazecie?
Naukowiec zawsze musi w miarę możliwości sięgać do źródeł – na szczęście przedwojenna prasa jest dość intensywnie digitalizowana. Również Tygodnik Ilustrowany jest dziś dostępny on-line. Podpisy pod zamieszczaną w różnych mediach ilustracją nie mówią co prawda, z którego numeru pochodzi ten artykuł: jest jedynie informacja, że jest to pierwsze półrocze roku 1928, strona 257. Tygodnik Ilustrowany miał strony numerowane w sposób ciągły w kolejnych numerach w danym roku – szybko zatem można namierzyć, że strona 257 znajduje się w numerze 13. Pod zdjęciem zamieszczony jest tekst o wydarzeniu – kiedy go przeczytałam, to najpierw zaczęłam się śmiać, a potem popadłam w zadumę. Ponieważ z tym tekstem coś jest bardzo nie tak.
Zabawne określenia (“niewiadomy osobnik był mężczyzną nieokreślonego bliżej wieku”, “Naogół nie przedstawiał się zachęcająco“) w pierwszej chwili możemy uznać za specyficzną przedwojenną manierę językową. Mimo wszystko jednak całościowo notka wydaje się zbyt śmieszna. Pojawia się w niej ewidentny żart odnośnie ubioru napastnika (“ubrany w […] jesionkę – mimo wiosny”!) a ponadto, co bardzo dziwne, nigdzie nie pada tytuł obrazu “Bitwa pod Grunwaldem”. Zdjęcie oczywiście przedstawia fragment “Bitwy”, zaś wydarzenie miało mieć miejsce w warszawskiej Zachęcie, gdzie obraz się znajdował. W tekście jednak tytuł obrazu to “Unia Lubelska”! Czy dziennikarz mógł się tak pomylić? Raczej nie – zwłaszcza, że w tamtym czasie “Unia Lubelska” znajdowała się we Lwowie (obraz został zakupiony ze składek publicznych w 1877 r. i przekazany do Wydziału Krajowego we Lwowie, w którym to mieście pozostał aż do 1944 roku). Na koniec jeszcze trzeba zauważyć, że zupełnie bez sensu jest określanie rzekomego napastnika mianem “niewiadomego osobnika”, skoro jednocześnie zamieszcza się jego zdjęcie. Nawiasem mówiąc, ów zbrodniczy sprawca jest nieco za bardzo uroczy, elegancki i uśmiechnięty. I nawet to rozdarcie płótna wydaje się dziwne – nie wiem, czy można taki właśnie efekt dość precyzyjnego wycięcia fragmentu uzyskać ciupagą, oraz odnoszę wrażenie, że kształt zwisającego kawałka nie całkiem pokrywa się z kształtem dziury w płótnie.
I dopiero po chwili do mnie dotarło, co się może kryć za tą notką. Oto bowiem nikt nie zwrócił uwagi na jeden szczegół: ów 13 numer Tygodnika Ilustrowanego z 1928 roku został opublikowany… 1 kwietnia! Czyż ten artykuł nie wygląda na klasyczny dziennikarski primaaprilisowy żart?
Jeśli mam rację w tym przypadku, to trzeba przyznać, że żart udał się znakomicie – daliśmy się na niego nabrać jeszcze 90 lat później. Ciekawe, czy “zbrodnicza postać sprawcy” to nie jest przypadkiem zdjęcie dziennikarza-dowcipnisia.
***
Po opublikowaniu niniejszego wpisu otrzymałam wiadomość, że jednak nie ja pierwsza zauważyłam, iż omawiana wyżej notka to primaaprilisowy żart (ot, potęga mediów społecznościowych!). Otóż okazało się, że na konferencji naukowej “Wizja historyczna w służbie narodu – 140 lat historii obrazu Bitwa Pod Grunwaldem Jana Matejki” 28 września 2018 r. w zamku w Nowym Wiśniczu pani Karolina Zalewska przedstawiła tę właśnie teorię w swoim referacie pt. “Uszkodzenia obrazu „Bitwa pod Grunwaldem” Jana Matejki – prawda i mity”. Tekst ten znalazł się w opublikowanych niedawno materiałach pokonferencyjnych (Tarnów-Nowy Wiśnicz 2019, s. 107-112).
Trzeba przesłać ten artykuł Pani Ewie Micke-Broniarek, aby uświadomić jej, że padła ofiarą żartu prima aprilisowego. Pozdrawiam serdecznie.
No właśnie okazało się, że pani Karolina Zalewska już tę informację opublikowała – materiały z konferencji ukazały się dopiero niedawno i jeszcze nie jest to chyba publikacja powszechnie znana (mnie się na to nie udało trafić, na przykład!). Dopisałam zatem postscriptum do niniejszego wpisu.
Jak zwykle w takich przypadkach, wystarczyło, że ktoś raz wpuścił do sieci fejka, żeby inni powtarzali, nie sięgając do źródła. Tej jednak, kto to zrobił, musiał mieć w ręku ów numer i raczej sam nie mógł paść ofiarą niezrozumienia intencji redakcji. Nie chodzi nawet o jawnie kpiarski ton tej notatki (“Jednym ruchem albo dwoma, jak nas informują, wskoczył na krzesłko”) ani o to, że Tygodnik Illustrowany był bardzo dobrze redagowanym, ambitnym pismem, adresowanym do wykształconego czytelnika o szerokich zainteresowaniach, i zupełnie nie pasuje do niego styl bulwarówki. Nietrudno zauważyć, że cały numer 13 z 1 kwietnia 1928 roku wypełniony jest primaaprilisowymi żartami – od okładki do sotatniej strony. Począwszy od okładki, poprzez artykuły rozmaitej treści, aż po ostatnią stronę, na której znalazło się coś chyba specjalnie dla Autorki tego bloga.
https://i.ibb.co/gSM0nW7/Screenshot-2019-07-26.png
Wszystkie roczniki Tygodnika można oglądać w paru ogólnodostępnych bibliotekach cyfrowych, na przykład tutaj: http://bcul.lib.uni.lodz.pl/dlibra/publication?id=307&tab=3
Haha, dziękuję! “Kobieta z pędzlem” to oczywiście news w sam raz dla mnie! Ale urzekły mnie także “nowoczesne wynalazki” ze s. 264-265. Poproszę taki młynek do kawy, co jednocześnie ceruje dziurę w pończosze :)