
Męskość z XVI wieku

Fryderyk II Gonzaga, władca Mantui, ufundował sobie letnią rezydencję o nazwie Palazzo del Te – realizacją zajął się w latach 1525-1534 architekt i malarz Giulio Romano, współpracownik Rafaela. O Giulio Romano wspominałam już kiedyś we wpisie poświęconym erotycznym grafikom renesansowym (dostępny TU), i trzeba od razu powiedzieć, że malowidła dekorujące Palazzo del Te do skromnych nie należą. No ale też to taka epoka była: w cielesnych przyjemnościach pławili się wszyscy niemal przedstawiciele elit, od królów po kardynałów i papieży. Płacili zresztą za to niemałą cenę: sam Fryderyk II Gonzaga nie nacieszył się długo swym pałacem, gdyż pożegnał się ze światem doczesnym w 1540 roku, w wieku zaledwie 40 lat. Nie zginął chwalebnie w bitwie, tylko umarł na syfilis.
Maria F. Maurer w swojej pracy doktorskiej pt ” The Palazzo del Te and the Spaces of Masculinity in Early Modern Italy” (Indiana University 2012) dowodzi, że dekoracje Palazzo del Te były apoteozą męskości, że miały podkreślać autorytet księcia Gonzagi, a poprzez wyidealizowany obraz męskości ukazywać Fryderyka II i jego następców jako niemalże boskich władców, pełnych wigoru kochanków, dynamicznych dowódców. Owszem, mitologiczne sceny malowane na ścianach i sklepieniach sal w tym pałacu pełne są opowieści o miłosnych podbojach, zaś kompozycje w wielu przypadkach bardzo wyraźnie eksponują nagość bohaterów. Szczególnie może w ujęciach na sklepieniach, gdy namalowane postacie oglądamy z dość szczególnej perspektywy.
Jak dla mnie nieco zastanawiająca jest kompozycja malowidła na sklepieniu komnaty poświęconej Słońcu i Księżycowi (Camera del Sole e della Luna) – oto bowiem mamy dwa rydwany, powożone przez bóstwa związane ze Słońcem (Apollo) i Księżycem (Diana), a obie te postacie oglądamy przy tym “od dołu”. Jednakże wielbiciele kobiecych wdzięków będą zawiedzeni – Diana nie prezentuje nam tutaj swoich cielesnych atutów. Co innego Apollo…
Nie mam do końca przekonania, że wszystkie te dekoracje można odczytywać jako “apoteozę męskości” – bardziej nawet niż dziwne ujęcie Apolla intryguje mnie jednak jeden z fragmentów dekoracji komnaty Psyche (Camera di Psiche), a mianowicie przedstawienie rzeki Styks. Zgodnie z tradycją antyczną, personifikacją rzeki jest mężczyzna (bóg rzeki – w mitologii greckiej bogami rzek było 3000 synów tytana Okeanosa i tytanidy Tetydy) opierający się na dzbanie, z którego wypływa woda. Jednakże w tym przypadku fale nie rodzą się jedynie z naczynia – wypływają także z jego brody oraz… z przyrodzenia. I umówmy się, nie jest ten bóg rzeki jakimś ideałem męskiego piękna.
Inaczej ma się sprawa z moim ulubionym fragmentem dekoracji tej samej komnaty, czyli z przedstawieniem spłodzenia Aleksandra Wielkiego. Otóż wedle legendy, którą przywołał Plutarch, oficjalny ojciec Aleksandra, czyli Filip II Macedoński, zobaczył kiedyś węża w łożu swej żony, królewny Epiru, Olimpias. Przestraszył się, że to może oznaczać, iż żona go zdradza, więc udał się do wyroczni w Delfach, aby dowiedzieć się, czy jego podejrzenia są uzasadnione. Wyrocznia wyjawiła mu, że owszem, Olimpias zaliczyła zbliżenie z Zeusem-Amonem (to ciekawa identyfikacja greckiego Zeusa z egipskim bogiem Ra), który pod postacią węża (czy też smoka) zapłodnił ją. Ta opowieść miała dowodzić, że Aleksander Macedoński miał pół-boskie pochodzenie… a król Filip, za to że podglądał boga ze swą żoną, miał stracić oko – faktycznie, w 354 roku p.n.e., strzała wybiła oko Filipa podczas oblężenia Metony.
Scena spłodzenia Aleksandra przez Zeusa-smoka występowała w średniowiecznych rękopisach – moja ulubiona wersja to niderlandzka ilustracja z Les faize d’Alexandre (Quintus Curtius Rufus, tłum. Vasco da Lucena, ok. 1468–1475, British Library w Londynie, Burney 169, fol. 14)
Ale za to bardziej dosłowne przedstawienie znajdziemy wśród malowideł w Palazzo del Te: oto Zeus zbliża się do Olimpias, ewidentnie gotowy do spłodzenia potomka – nie jest to seks całkiem międzygatunkowy (czy jak to nazwać, co jest w średniowiecznej miniaturze?), gdyż postać smoka w tej wersji bóg przyjął jedynie w partii nóg, na co jego kochanka mogła w sumie nawet nie zwrócić uwagi. Cała reszta Zeusa jest tutaj jak najbardziej ludzka i niewątpliwie atrakcyjna.
Co ciekawe, w tej kompozycji mamy od razu ukazane spełnienie przepowiedni o karze dla Filipa za podglądactwo: oto zeusowy orzeł kieruje boską błyskawicę wprost w oko męża Olimpias. Nie wiem, czy to przedstawienie też miało funkcjonować jako “apoteoza męskości” – na pewno wniosek z niego jest taki, że nie warto śledzić żony i przyłapywać jej z kochankiem. Filip i tak potem wychował Aleksandra jako swojego syna – tylko że musiał sobie radzić z jednym okiem.
***
Przywołana we wpisie praca doktorska jest dostępna w serwisie academia.edu.