
Chrystus molestowany

Jako że ostatnio siedzę znów w temacie ikonografii Marii Magdaleny, ten wpis zacznie się od jej osoby. Po Zmartwychwstaniu Chrystus ukazał się właśnie Magdalenie – scenę tę, niezwykle popularną w sztuce dawnej, nazywamy Noli me tangere (o tym pisałam TU). Takie słowa miał Zmartwychwstały skierować do Magdaleny, gdy ona go rozpoznała – dziś tłumaczone jako “nie zatrzymuj mnie”, dawniej jednak przekładane jako “nie dotykaj mnie!” I właśnie ten aspekt dotyku – czasem może zbyt dosłownie! – pojawia się w niektórych malarskich realizacjach tego tematu.
Przykładowo, wśród malowideł z początków XVI w. w Oratorio della Santissima Trinità w Momo (Piemont) znajdziemy takie przedstawienie Noli me tangere:
Jeśli w tym momencie Chrystus powiedział: “nie dotykaj mnie!” to była to zapewne reakcja na molestowanie, którego najwyraźniej dopuściła się Maria Magdalena! Zresztą o tym, że jej entuzjazm w spotkaniu ze Zmartwychwstałym był nie do końca stosowny, możemy także wyczytać na przykład w staropolskich kazaniach. Szczególnie te siedemnastowieczne, zachwycające swoją drogą w warstwie językowej, interpretowały zapał Magdaleny w kategoriach nie do końca przyzwoitych…
Szymon Wysocki (1608) tak radził: “Uważ, iż jako jeno Magdalena poznała Pana Jezusa nieroztropnie bieżała, żeby go była obłapiła, i dlatego zakazanie odniosła! Bierz stąd naukę […] a pilnie zewsząd upatruj co czasowi i personie twojej albo cudzej przystoi.”
Z kolei Jacek Liberiusz (1669) pisał: “Noli me tangere. Nie tykaj się mnie. To tak katolikowi z grzechu na te święta chwalebnie powstającemu trzeba czynić. Ciągnie cię swawolna kompania do zbytków i świeckich, nieprzystojnych krotochwil, wabi cię wysforowana na niewstyd rozkosznica do brzydkiej przeklętej konwersacji, a ty mów: Noli me tangere.”
O ile jednak Zmartwychwstały Chrystus mógł zaprotestować w obliczu awansów Magdaleny (czy to ona uosabia wysforowaną na niewstyd rozkosznicę?), o tyle niewiele mógł zrobić, gdy macano jego nieżywe już ciało. A to na przykład mogło się trafić w przypadku średniowiecznych przedstawień Józefa z Arymatei, który zdejmuje Jezusa z krzyża.
Nawet w Opłakiwaniu możemy trafić na nieprzyzwoite gesty – szczególnie ciekawym przypadkiem jest miniatura ze słynnego rękopisu Małych Godzinek Księcia de Berry (Petites Heures du Duc de Berry, Bibliothèque nationale de France, Latin 18014) z przełomu XIV i XV wieku. Wśród miniatur cyklu pasyjnego, namalowanych przez Jeana le Noir do 1375 r., znajduje się także takie oto Opłakiwanie/Złożenie do grobu:
Coś dziwnego dzieje się tutaj w okolicach genitaliów Chrystusa: jedna z niewiast zasłania (albo odsłania?) tę część jego ciała, a zarazem czyjaś dłoń dość jednoznacznie sięga w tym kierunku… Przyznać muszę, że pierwotnie sądziłam, że to prawa ręka Matki Boskiej (Maria nie obejmuje swego syna dwiema rękami, tylko lewą, bo druga ręka na ramieniu Chrystusa należy do stojącego obok mężczyzny). Wydawało mi się zatem, że w tym przedstawieniu ręka Marii wędruje w kierunku podbrzusza Chrystusa – i to w bardzo dziwnym układzie, jakby chyłkiem, pod jej lewym ramieniem, w sposób zdecydowanie nienaturalny. W komentarzach pod wpisem Czytelnik zwrócił mi jednak uwagę, że to po prostu dłoń samego Chrystusa – ale tak czy inaczej, takich gestów nie maluje się przypadkowo. Nasza uwaga siłą rzeczy jest kierowana w kierunku krocza Zbawiciela.
I choć nie miałam racji w tym przypadku, to na swoje usprawiedliwienie powiem, że są inne obrazy w których to właśnie Maria kieruje dłoń ku męskości Chrystusa – takie bowiem gesty znajdziemy również w przedstawieniach Matki Boskiej z Dzieciątkiem! O tym, że pewne erotyczne podteksty pojawiały się w przedstawieniach Madonny z Dzieciątkiem, pisałam już kiedyś TU. Czasami to Maria dotyka Jezusa…
Czasami czyni to jego babka, św. Anna…
A czasami Jezus w sam sięga w kierunku swego krocza.
I oczywiście historyk sztuki nie może takiej ikonografii ignorować. Ma to nawet swoją naukowo brzmiącą nazwę: ostentatio genitalium. Najczęściej tłumaczy się, że chodzi tutaj o podkreślenie tajemnicy Wcielenia, prezentację Ciała Chrystusa, oraz o uwypuklenie ludzkiej natury Zbawiciela, która była równie ważna jak ta boska. Płciowość jest nieodłącznym aspektem człowieczeństwa, a Bóg musiał w pełni stać się śmiertelnym człowiekiem, aby dokonała się Ofiara: aby mógł umrzeć (a potem zmartwychwstać). Podkreślanie męskości Chrystusa mogło również iść w parze z postrzeganiem go jako Nowego Adama, a także jako Oblubieńca ze starotestamentowej Pieśni nad Pieśniami. I tak naprawdę większość przedstawień w typie ostentatio genitalium po prostu rzeczywiście eksponuje genitalia Zbawiciela.
W niektórych przypadkach Maria wskazuje nam, na co mamy patrzeć… a stąd już prosta droga do nieprzyzwoitego macania.
I cóż w tym dziwnego, że jak już w końcu wykonał swoją zbawczą misję, umarł i zmartwychwstał, to od razu powiedział: nie dotykaj mnie!
Trudno się zgodzić z taką interpretacją Złożenia do grobu – ta dłoń jest lewa, wyraźnie widać przeciwstawny kciuk. Moim zdaniem to lewa dłoń Chrystusa.
Oczywiście, ma Pan rację! A ja się zastanawiałam, jak ona tę rękę wygina… ;) Dziękuję za trafną uwagę, to przedstawienie nadal wpisuje się w kontekst podkreślania męskości Chrystusa, ale może mniej drastycznie, niż zasugerowałam. Pozwalam sobie zatem wprowadzić Pana uwagę w tekst wpisu. Pozdrawiam serdecznie!
To bardzo interesujące, zważywszy jak daleko wyparte są w katolicyzmie wszelkie konteksty cielesne – nie tylko związane z Nowym Testamentem…
Mnie przyszły do głowy nie konteksty z obszaru sztuki, ale obyczajowości i fizjologii:
– gest dotykania, “ważenia” w ręku genitaliów u mężczyzn w krajach śródziemnomorskich,
który jest publicznym, akceptowanym, nawykowym zachowanie panów z gatunku mucho
– przekonaniem medycyny dalekowschodniej – o tym, ze centrum energetyczne mężczyzny
znajduje się właśnie w tej okolicy! Byłoby to wręcz wskazywaniem “źródła życia”…
Dziękuję za komentarz – to z pewnością cenne skojarzenia interpretacyjne. Pozdrawiam serdecznie! :)
Serdecznie witam! Pani blog jest dla mnie, jako po trosze mediewisty i religioznawcy cennym odkryciem. Pojedyncze wzmianki na ten temat znajdziemy w: Jean Delumeau – Grzech i strach. Poczucie winy w kulturze Zachodu XIII – XVIII w.
Dziękuję :)