
Podrzucony sierp i siekiera w nodze

Lubię w ramach dawnej sztuki sakralnej trafiać na przedstawienia nieoczywistych świętych – czasami obrazy z mniej znanymi legendami potrafią być prawdziwymi zagadkami i ich odszyfrowanie może być po prostu niezłą zabawą. Z drugiej strony są tacy święci, którzy niegdyś byli nawet popularni, zwłaszcza w określonych regionach, ale dla dzisiejszego odbiorcy są oni już trudni do rozpoznania. Często też są to postacie o nieszczególnie już dziś popularnych imionach.
Do takich zapewne należy św. Wilgefortis, ukazywana jako ukrzyżowana kobieta z brodą – o niej pisałam już dość dawno temu (wpis dostępny TU). Dzisiaj natomiast chciałabym napisać o dwóch innych świętych niewiastach, których wizerunki znajdziemy nawet w naszych rodzimych dziełach sztuki.
Po pierwsze zatem: święta Notburga. Miała ona być dziewczyną z Tyrolu, żyjącą na przełomie XIII i XIV wieku. Jej kult rozwijał się w czasach nowożytnych: wedle legendy miała być pobożną służącą, pracującą w różnych gospodarstwach. Pewnego razu w czasie żniw, gdy było bardzo dużo pracy, gospodarz nie pozwolił jej iść do kościoła na Anioł Pański. Wówczas Notburga wzięła sierp i powiedziała: „Niech Bóg rozstrzygnie: jeśli ten sierp zawiśnie w powietrzu, będzie to znak, że mam wieczór poświęcić modlitwie, jeśli spadnie, będę pracować.“ Podrzuciła sierp do góry i on oczywiście w cudowny sposób zawisł w powietrzu. Co ciekawe, przedstawienia św. Notburgi z lewitującym sierpem znajdziemy w małopolskich feretronach (obrazach służących do niesienia w procesji), na przykład w kościele św. Bartłomieja w Mogile w Krakowie (zdjęcie na początu wpisu), albo w kościele Narodzenia NMP w Inwałdzie niedaleko Andrychowa (zdjęcie poniżej, z serwisu Sakralne Dziedzictwo Małopolski).
Drugą zaś świętą, o której dziś chcę napisać, jest Eufraksja.
Jej z kolei są jej poświęcone aż dwie kwatery krakowskiego poliptyku Jana Jałmużnika – dzieła, które przed rokiem 1504 ufundował Mikołaj Lanckoroński z Brzezia, do swej rodowej kaplicy w krużgankach przy kościele św. Katarzyny na krakowskim Kazimierzu. Kaplica Lancorońskich została zburzona w 2 połowie XVII wieku, a ołtarz został rozmontowany – to, co z niego przetrwało znajduje się dziś w Muzeum Narodowym w Krakowie. Nie zachowała się predella tego ołtarza, w której znajdowały się relikwiarze w formie rzeźbionych popiersi świętych; ołtarz ten miał zresztą masę relikwii, w tym tak egzotycznych świętych jak Hilarion albo Pantaleon, które to relikwie Mikołaj Lanckoroński przywiózł z podróży do Konstantynopola w 1501 r. W czasie tej wyprawy pozyskał także w Budzie cząstkę relikwii patriarchy aleksandryjskiego Jana Jałmużnika i przywiózł ją z Węgier do Krakowa. Głównym patronem ołtarza został ów Jan Jałmużnik, a na skrzydłach ukazano innych wschodnich świętych, głównie mnichów, mniszki i pustelników.
Eufraksja, która miała urodzić się w Konstantynopolu w IV wieku, zdecydowała się na życie w klasztorze, które – jak mówi jej legenda – obfitowało w różne ciekawe i niebezpieczne przygody. Już w latach dwudziestych XVI wieku istniała polska wersja tej legendy, pod tytułem Żywot ś. Eufraksyi („Żywot, naboszny panny Eufraxyey przez brata Yadama…”, 1524). Według tego tekstu diabeł chciał zabić Eufraksję, gdyż denerwowała go jej dobroć. Najpierw próbował ją utopić w studni, ale mu się to nie udało, ponieważ Eufraksja zaczęła głośno krzyczeć i inne zakonnice przybiegły jej na pomoc i ją z tej studni wyciągnęły. Później diabeł próbował po raz kolejny – kiedy Eufraksja rąbała drwa, pchnął jej siekierę tak, że zamiast w drewno, uderzyła się w swoją nogę.
We wspomnianej szesnastowiecznej legendzie jest jeszcze opowieść o tym, że Eufraksja niosąc narąbane już drewno nastąpiła kiedyś na brzeg swojej szaty, przewróciła się i drzazgą prawie wybiła sobie oko (też oczywiście to była sprawka szatana), a poza tym innym razem spadła z trzeciego piętra (bo ją diabeł zepchnął), a także potem przewróciła się niosąc garnek z wrzącą kapustą, która niemal oparzyła jej twarz (diabeł jej splątał nogi, to dlatego).
Tak sobie myślę, że zarówno Notburga, podrzucająca sierp (który akurat zawisł w powietrzu) jak i Eurfraksja z tymi wszystkimi swoimi wypadkami mogłyby dziś być świętymi patronkami szkoleń BHP.
Teraz wielu z nas przyda się wstawiennictwo św. Kajetana, patrona poszukujących pracy. W Krakowie można odwiedzić (na razie lepiej wirtualnie) kościół bonifratrów pod wezwaniem Świętej Trójcy. Kaplica św. Kajetana znajduje się przy ścianie południowej – stojąc pośrodku nawy w kierunku ołtarza trzeba spojrzeć w prawo.
To prawda, niestety. W ogóle różni święci w takich czasach się przydają…
Niektórzy będą też potrzebować wstawiennictwa św. Rocha (“eris in peste patronus”).
Ciekawa ta Eupraksja. W internetach znalazłem, że nazwę “ευπραξις” da się przetłumaczyć jako “dobra robota”, a w terminologii medyczno-psychologicznej “praksja” oznacza ‘zdolność do sterowania wykonywaniem złożonych czynności zamierzonych’ (odpowiednio eupraksja – prawidłowa, dys-, apraksja – różne nieprawidłowości). Zatem nawet nieporadność w życiu codziennym może zostać uznanana za drogę do świętości.
Eupraksję za patronkę zzapewne miał operator wózka widłowego Mikołaj (Staplerfahrer Klaus; kto nie widział niech obejrzy, nawet bez znajomosci języka w 10 minut nauczy się więcej niż na niejednym okresowym obowiązkowym ośmiogodzinnym szkoleniu).
Dziękuję za komentarz! Wydaje się, że Eufraksja miała największe problemy właśnie ze sterowaniem wykonywaniem złożonych czynności zamierzonych.;)
Przykre jest to, że poza najbardziej znanymi świętymi laik na ogół nie potrafi określić na czyj wizerunek patrzy, a znalezienie informacji na ten temat np. na stronie parafii graniczy z cudem. Rzadko są też ci świeci podpisani bezpośrednio pod obrazem.
No i dlatego warto zaglądać tu na blog ;) polecam w takim razie przefiltrowanie wpisów za pomocą tagu “święci”. Pozdrawiam!