
Frustracja św. Józefa

Godzinki księżnej Katarzyny de Clèves (van Kleef) to najbardziej bogato dekorowany niderlandzki modlitewnik XV wieku, powstały w Utrechcie po 1434 r. (The Morgan Library & Museum, MS M.917/945) – pisałam już kiedyś o dekoracjach oficjum za dusze czyśćcowe z tego rękopisu (post dostępny TU). Dziś natomiast chciałabym skupić się na miniaturze przedstawiającej Świętą Rodzinę – przede wszystkim na postaci św. Józefa.
Anne L. Williams wydała niedawno książkę „Satire, Veneration, and St. Joseph in Art, c. 1300-1550” (Amsterdam University Press, 2019), wcześniej zaś opublikowała artykuł “Satirizing the Sacred: Humor in Saint Joseph’s Veneration and Early Modern Art” (Journal of Historians of Netherlandish Art, 10:1/Winter 2018, dostępny online). Badaczka opisała m.in. przemianę kultu św. Józefa u schyłku średniowiecza w powiązaniu z ówczesnym rozwojem klasy mieszczańskiej. Stając się patronem bogatych świeckich, będących mężami i ojcami, św. Józef przestał funkcjonować jako nieudolny starzec; stał się raczej obrotnym i zaradnym mężczyzną w sile wieku.
Oczywiście z postaciami Józefa i Marii, których wedle legend dzieliła znacząca różnica wieku, kojarzono popularne ludowe opowieści o „niedobranych parach” – Józef jako zgrzybiały staruszek gwarantował nienaruszalność dziewictwa Marii, bo po prostu – podobnie jak starzy mężowie z satyrycznych historyjek – nie był już w stanie skonsumować małżeństwa.
Anne L. Williams słusznie podkreśliła, że w średniowiecznej sztuce odniesienia do męskiej potencji kryły się m.in. w takich detalach strojów, jak specyficzne sakiewki ze sztyletami, widoczne na przykład w miniaturze ilustrującej Styczeń w Bardzo Bogatych Godzinkach Księcia de Berry.

©Photo. R.M.N. / R.-G. Ojéda
Badaczka przywołała w kontekście „impotencji” Józefa takie przedstawienia, jak „Wątpliwości Józefa” z Muzeum w Strassburgu (Mistrz Małego Ogrodu Rajskiego, ok 1430), gdzie pochwa na sztylet przy pasku Józefa jest pusta (nóż wbity jest w blat stołu dzielący go od ciężarnej Marii), zaś jego sakiewka – otwarta.

Master of the Little Garden of Paradise and his workshop; The Doubt of Joseph, (from the hospice of Saint-Marc, Strasbourg); ca. 1430; oil on pine panel; 114 x 114 cm; Strasbourg, Musée de l’Oeuvre Notre Dame; on loan from the Hospices Civils de Strasbourg, inv. MBA 1482
Napisała także, że w porównaniu do sterczących sztyletów młodzieńców z Bardzo Bogatych Godzinek Księcia de Berry, sztylet Józefa w omawianej tu miniaturze jest niewielki i opadający. Pozwolę sobie nie zgodzić się z taką interpretacją.
Sakiewka Józefa jest na swoim miejscu, rękojeść sztyletu sterczy jak należy. Nie da się zignorować także wizualnego żartu zestawiającego Józefa jedzącego zupę (czyżby mleczną?) z Marią karmiącą piersią Jezusa. Józef odwraca się, jakby chciał oprzeć się pokusie… zamiast piersi żony, którą być może chętnie by sam possał, musi mu wystarczyć miska strawy.
Sądzę także, że nie przypadkiem Józef siedzi w fotelu wykonanym… z beczki! Z jednej strony średniowieczne bożonarodzeniowe sztuki oraz niektóre obrazy i płaskorzeźby ukazywały Józefa jako pijącego wino, co Anne L. Williams przywołuje w kontekście satyrycznego porównywania męża Marii do wiejskiego pijanego głupca. Mógł to także jednak być podtekst seksualny. „Przebić beczkę” odnosiło się bowiem do seksu, szczególnie w odniesieniu do defloracji.
W jednej ze swych frywolnych powiastek, „O Gombercie i dwóch klerkach”, francuski poeta Jean Bodel (ok. 1165 – ok. 1205) takie oto słowa włożył w usta młodzieńca, chwalącego się zdobyciem córki swego gospodarza: „je vieng de foutre, / Mès que ce fu la fille l’oste; / Pris en ai devant et encoste; / Aforé li ai son tonel”, czyli „Wracam z pieprzenia/ i była to córka naszego gospodarza / wziąłem ją z przodu i z boku, / przebiłem jej beczkę”. W polskim literackim tłumaczeniu Małgorzaty Frankowskiej-Terleckiej i Teresy Giermak-Zielińskiej fragment ten niestety gubi motyw beczki (“W łóżku córki gospodarza, / całą noc ją chędożyłem,/ brałem z tyłu ją i z boku, / całkiem ją przedziurawiłem”) – dlatego właśnie zestawiając dzieła sztuki z literaturą trzeba jednak sięgać do tekstów w oryginale.
Ostatecznie sądzę, że akurat w Godzinkach Katarzyny de Clèves mamy do czynienia właśnie z Józefem ukazanym wedle „nowych” standardów: to mężczyzna w sile wieku, a co za tym idzie – nie impotent. W tej sytuacji oczywiście jego białe małżeństwo z Marią nie może być interpretowane jako efekt jego fizycznej niemocy. Mieszczańska „poprawa” wizerunku św. Józefa najwyraźniej miała swoje skutki uboczne: z męża, który „nie może”, zamienił się on w męża, któremu „żona nie daje”.
Zupełnym przypadkiem uważa się, że Godzinki Katarzyny de Clèves powstały około 1440 roku, gdy księżna odmówiła dalszego wspólnego życia własnemu mężowi.
Zapewne niejeden żonaty mieszczanin mógł się z tak ukazanym Józefem zupełnie poważnie identyfikować – i pocieszać, że może małżeńska niedola przynajmniej wiedzie ku świętości.
***
Zapraszam do posłuchania mojego Podkastu Powszechnego o Godzinkach Katarzyny de Clèves i do przeczytania szerszego artykułu o postaci św. Józefa w sztuce późnośredniowiecznej, w świątecznym wydaniu Tygodnika Powszechnego („Nogawice św. Józefa”, TP 51-52/2020).
Ciekawe obrazy. Widzę po raz pierwszy. Uważam, że frustracja św. Józefa zasługuje na dobrego kupca.
Dziękuję za komentarz!
Warto też zwrócić uwagę na cedzak, wyeksponowany nad głową Józefa. Jego dziury porównać można do deski, którą dziurawi Józef na tryptyku Mérode.
A propos Józefa z tryptyku Mérode: wygląda, jakby pierwszy raz w życiu wziął do ręki świder ręczny. Powinien zamocować deskę albo chociaż położyć ją na warsztacie i obsługiwać narzędzie oburącz, przytrzymując gałkę lewą dłonią i obracając wiertło prawą. Tymczasem on odwraca się od stołu, trzyma deskę ledwie opartą o poręcz ławy, a świder złapał tak, jakby szturchał nim drewno, zamiast w nim wiercić. To cud (a jednak!), że w ogóle udało mu się porobić otwory, chociaż jakoś na ukos. ;)
Och jej, kwestia deski wierconej przez Józefa w tryptyku Mérode to osobny temat! Dla mnie w kontekście całości tryptyku najbardziej przekonywująca wydaje się hipoteza, że to odniesienie do osłony kominka w głównej części tryptyku (Józef jako “osłona” Marii), ale w kontekście omawianych tu Godzinek Katarzyny de Clèves warto chyba przywołać inną miniaturę z tego rękopisu: pasyjną, gdzie Chrystus niosący krzyż ma pod stopami dodatkowe narzędzie męki, taki jakby klocek z dziurkami (to miało mieć gwoździe i ranić mu stopy): https://www.themorgan.org/sites/default/files/images/collection/download/081-M945_063v-064r.jpg
Jest zatem teoria, że Józef w tryptyku Mérode tworzy takie coś, co oczywiście jest zapowiedzią przyszłej męki Chrystusa.
Bardzo ciekawym moim zdaniem odniesieniem może tu być grafika L6 Wita Stwosza (nawet ją chciałam dać do tego artykułu w Tygodniku, ale się już nie zmieściła): https://digi.ub.uni-heidelberg.de/diglit/organisty2006/0142
Tutaj mamy do czynienia chyba z poprawniej przedstawionym wierceniem (? – ja się w sumie nie znam, ale Stwosz jako snycerz na pewno się znał) – i oczywiście jest to interpretowane jako zapowiedź pasji (odniesienie do konstruowania krzyża – ale tu też jest długa belka, a nie mała deseczka).
Też nie jestem jakimś zapalonym majsterkowiczem, ale intuicyjnie użyłbym takiego świdra podobnie jak św. Józef Stwosza. Interpretację pasyjną wzmacnia symetryczna postać Marii, tkającej dla Jezusa tunikę, którą będzie miał na sobie podczas krzyżowania i o którą później żołnierze rzucą losy. Tutaj rozmiar jest wprawdzie dziecięcy, ale krój identyczny, jak świętej Sukni z Trewiru:
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/3/3a/Heiliger_Rock_1933.jpg
Tak jest! Oczywiście sukienka ma rozmiar dziecięcy, gdyż Maria utkała ją dla Dzieciątka, a potem szata w cudowny sposób rosła wraz z Chrystusem. I jeszcze coś mi się kojarzy, że chyba nigdy się nie brudziła! (może dlatego, że było ryzyko, iż się skurczy w praniu i cały cud na marne?)
Mam (prawie) współczesną wiertarkę konstrukcji takiej jak na tryptyku, tylna podpórka jest łożyskowana. Tę podpórkę da sie chwycić ręką, ale dużo wygodniej jest oprzeć ją o klatkę piersiową: narzędzie leży stabilniej i może być silniej naciskane. Napędzanie świdra jedną ręką i trzymanie obrabianego przedmiotu drugą jest, jak dla mnie, zupełnie naturalne. Na tryptyku razi mnie skośne ułożenie deseczki: wyobrażam sobie albo, że wiertło omsknie się i wbije w kciuk, albo że przegnie się i złamie. Może jest to brak wiarygodności technicznej wymuszony przez wymogi kompozycji (Józef nachylony nad blatem nie wyglądałby dobrze), a może w taki sposób też pracowano? Pewnie starej daty stolarz mógłby tu coś dopowiedzieć.
.
Na tryptyku znajduje się również świder o konstrukcji podobnej jak ten od Wita Stwosza, tylko mniejszy. Natomiast u Wita Stwosza, ten duży świder trzymany jest jak kierownica roweru: w takiej pozycji trudno byłoby wiercić z dużą siłą. Bałbym się jednak kwestionować kompetencje Wita Stwosza w zakresie obróbki drewna. Może Józef jeszcze nie wierci, a dopiero zaznacza położenie otworu?
.
Jeśli chodzi o klocek z dziurkami z Godzinek, to nie dostrzegam w nim gwoździ, takie same rany jak na nogach (nie tylko stopach) widzę też na dłoniach, więc one kojarzą mi się raczej z biczowaniem. Czy ten “klocek” nie był więc czyms w rodzaju “kuli u nogi” – obciążeniem utrudniającym więźniowi ucieczkę i stygmatyzującym go? Jakie w średniowieczu stosowano “środki techniczne” wobec transportowanych więźniów? Nawiasem mówiąc, czy za prawą nogą Jezusa nie widać drugiego takiego samego klocka?
.
Czy mi, laikowi, wolno zaproponować jeszcze jedną interpretację tej dziurawionej deseczki, w zestawieniu z osłoną kominka? Może nie tylko Józef ma “osłaniać” Marię, ale on również dla siebie przygotowuje osłonę przed pożądaniem? Czy kominek w którym nie ma ognia (tak mi się przynajmniej wydaje) nie jest tu przesłanką?
.
Jeśli w wyjściowej miniaturze Józef jest “sfrustrowany”, to może żółte kwiaty oznaczają zazdrość?
Bardzo dziękuję za komentarz! Szalenie trafne uwagi :) Muszę przyznać, że szczególnie przemawia do mnie propozycja “osłony” przed ogniem żądzy – i faktycznie, w kominku nie ma ognia! Co ciekawe, w miniaturze w Godzinkach de Clèves ogień buzuje.
Jeśli chodzi o kąt nachylenia ukazanej w tryptyku Mérode deseczki, to trzeba pamiętać, że wówczas często ukazywano przedmioty pod nienaturalnym kątem po to, aby uczytelnić ich przedstawienie. Uważa się zresztą, że celowo stół w środkowej części tego tryptyku został ujęty niepoprawnie (i strasznie zaburza przestrzeń wnętrza) – artysta, skądinąd wysokiej klasy, zdecydował, że ważniejsze jest zwrócenie uwagi widzów na przedmioty na stole (stąd wyeksponowanie blatu w nienaturalnym ujęciu).
Oczywiście racja, że w klockach w Niesieniu krzyża w Godzinkach nie widać gwoździ – i tak, są dwa takie klocki, jeden dynda z tyłu a drugi plącze się z przodu. O tym, że miały to być deseczki nabite gwoździami, na które Chrystus miał nadeptywać, świadczy Niesienie krzyża Hieronima Boscha z Wiednia, gdzie występuje najprawdopodobniej takie samo narzędzie męki:
https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Hieronymus_Bosch_054.jpg
Ale może funkcjonowały różne wersje? Prawdopodobnie zresztą element ten występował w późnośredniowiecznych pasyjnych dramatyzacjach liturgicznych (może zatem czasem używano jednak bez gwoździ? Dla bezpieczeństwa występujących…).
Pozdrawiam! :)
Ostatni taki świder miałem …dziesiąt lat temu w dziecięcym zestawie narzędzi (ale wiercił naprawdę ;). Z pewnością dociśnięcie wiertła masą ciała pomoże przy wierceniu w twardszym drewnie i jest bardziej naturalną pozycją przy wierceniu w pionowo umocowanej desce, ale tu np. mamy fachowca, posługującego się tylko rękami:
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/a/ae/PalmercarpenterA.jpg
Bardziej niepokoi mnie ułożenie prawej dłoni. Tak złapać można, ale kręcenie musi być bardzo niewygodne. Zresztą, jeśli wiercenie ma symbolizować impotencję, to Józef nawet nie powinien zabierać się do tego zbyt sprawnie. ;)
Zagnieżdżenie odpowiedzi skończyło się, muszę pisać na tym samym poziomie :-)
W kwestii klocków pokornie uznaję swoją nieznajomość źródeł – i dlatego tak cenię sobie ten blog :-)
Interpretację perforowanej deseczki jako osłony ogniochronnej, pozwolę sobie jeszcze kontynuować w kierunku osłonienia samego Józefa przed tym, co dzieje się w centralnej kwaterze. Zstępujący Duch Swięty, przy którym świeca staje się niepotrzebna (tak samo jak ogień w kominku?), jest nie tylko tchnieniem, ale również ogniem. Bóg, wcielający się wewnątrz Marii, również miał ogniste powiązania w Starym Testamencie (krzak gorejący, słup ognia…), a kto spojrzał mu w twarz, musiał umrzeć (i tu aż chciałoby się przywołać obraz Mojżesza, którego twarz miała wg św. Hieronima stać się rogata od obcowania z Bogiem – a czy również w średniowieczu, wobec wątpliwości dot. ojcostwa, mówiło się o przyprawianiu rogów?).
Swoją drogą, to ewentualne osłanianie się przed ogniem wcielającego się Boga, zostało “unieważnione” we wspaniałej XVIII-wiecznej medytacji nad paradoksami Wcielenia, czyli “Pieśni o Narodzeniu Pańskim” Franciszka Karpińskiego – wśród różnych obrazów nieskończonego Boga stającego się dostępnym dla ograniczonych ludzi ludzi mamy tam również “ogień krzepnie, blask ciemnieje”.
Bardzo dziękuję za kolejny przenikliwy komentarz! :) Trafne uwagi z tym ogniem, jak najbardziej.
Jeśli chodzi o rogi, to tak; w wielu językach europejskich w literaturze pojawiały się określenia “nosić rogi” albo “przyprawiać rogi” w znaczeniu bycia zdradzanym mężem (np. w niemieckim czy francuskim; we włoskiej średniowiecznej literaturze pojawiały się zabawy słowem “corno”, np. żart że ktoś “pochodzi z Corneto”). W angielskiej literaturze średniowiecznej zdradzany mąż był zwany cuckold, od kukułki (chociaż kukułką raczej jest kochanek, w odniesieniu do podrzucania jaj do cudzego gniazda – a zdradzany mąż to ten, który wychowuje nie swoje dzieci, bo został “zakukułczony”).
Dzięki za ten komentarz! Po przeczytaniu go dodałam na końcu wpisu jeszcze jedną ilustrację – zbliżenie na św. Józefa i przedmioty wokół niego. Myślę, że nie są one przypadkowe – zwłaszcza rzuca się w oczy miech, który oczywiście może być po prostu akcesorium do kominka, ale ja bym się tutaj też doszukiwała podtekstów seksualnych. Przykładowo, w “Opowieściach kanterberyjskich” chyba w Opowieści Proboszcza (The Parson’s Tale) Chaucer przywołał diabelski miech w odniesieniu do podsycania żądzy w ludzkości (we współczesnym prozatorskim przekładzie “the devils bellows, with which he blows in man the fire of fleshly concupiscence” – niestety nie mam przy sobie teraz przekładu poetyckiego, który posiadam – odzyskam dostęp do niego, gdy otworzą się granice…)
Co zaś leży na górnej półce? Czy to nie jakiś bukłak (ze szpuntem)? Opracowanie “The Book of Hours of Catherine of Cleves” (John Plummer, Pierpont Morgan Library, 1964) wymienia tylko ogólnie, bez interpretacji: “Beside the fireplace are a shelf of silver or pewter plate, a pair of shears, a bellows, a wooden cabinet with food and various dishes, and a basket with herbs (?). On the side wall is a rack with still other utensils.” No to teraz pytanie do specjalisty: co to mogą być za zioła, z takimi małymi żółtymi kwiatkami? Dobrze wiemy, że takie detale nie były przypadkowe ;)
Autorka poświęciła tematowi obszerny artykuł w świątecznym Tygodniku Powszechnym (“Nogawice świętego Józefa”, TP 51-52/2020) i, jak widać, nie wyczerpała tematu, skoro starczyło materiału na post na blogu bez powtarzania zawartych tam faktów i przemyśleń. Dzięki za ten ciekawy apendyks. Jedna uwaga do kwestii translatorskiej: rymowane tłumaczenie nie tylko pomija motyw beczki, ale w ogóle przekłamuje sens przenośni. Przecież nie chodzi o bezmyślne podziurawienie nie wiadomo po co – oprócz zaspokojenia destrukcyjnej żądzy, oczywiście – tylko o degustację trunku z jeszcze nienapoczętej, “dziewiczej” beczki, co wymaga wbicia w nią czegoś takiego:
czyli metalowego przebijaka-rurki w kształcie litery T (zupełnie jak te “sztylety” ;), zwanego po francusku broche, skąd i angielskie broach. Powyższy obrazek opisano jako “szpunt pipa”, co może być mylące, bo szpunt to drewniany kołek, którym się właśnie zatyka przebity otwór w beczce. Ale znów czynność rozdziewiczenia beczki to “odszpuntowanie”. Może jakiś winiarz się tu trafi i autorytatywnie się wypowie.
W fabliau Bodela mamy czasownik aforer, czyli, jak objaśnia Trésor de la Langue Française informatisé, oceniać lub wyceniać w dialekcie pikardyjskim, pokrewnego francuskiemu affeurage/afforage z łac. afforagium, co oznacza ustaloną urzędowo cenę, jak i opłatę koncesyjną, pobieraną przez seniora feudalnego od sprzedaży pewnych towarów, zwłaszcza trunków. Rzecz jasna, wymagało to uszczknięcia towaru w celu jego rzetelnej oceny.
Uwaga techniczna: kiedyś używałem tu w komentarzach tagów BBCode, ale albo nie funkcjonują, albo błędnie zastosowałem nawiasy kwadratowe zamiast kątowych (po prostu nie pamiętam, jak to przedtem robiłem). Poprawienie tego jest, niestety, poza moim zasięgiem. Proszę o wyrozumiałość, a jeśli Autorka zechce poprawić za mnie, to będę podwójnie wdzięczny.
Tak, kątowe powinny być. Już poprawione :)
Bardzo dziękuję za ten komentarz! Jest dokładnie tak, jak Pan napisał – jeden z dwóch klerków rozdziewiczył córkę gospodarza Gomberta (drugi w tym czasie zresztą “obsłużył” jego żonę – to nie była dobra noc dla nieszczęsnego pana Gomberta) – posłużył się przy tym oszustwem, by przekonać ją do oddania mu się (może gdyby nie była już dziewicą, to obyłoby się bez wybiegów): obiecał jej złoty pierścionek, a że było ciemno, to dziewczyna nie zauważyła, że chłopak dał jej żelazne kółeczko zakoszone z kuchni.
Nawiasem mówiąc, opowieść ta została w zasadzie powtórzona i przez Geoffreya Chaucera (bodajże w Opowieści Rządcy – Reeve’s Tale; ale tam nie widzę metafory beczki, tylko “in this short night I have coupled three times with the miller’s daughter lying flat on her back” ) i przez Giovanniego Boccaccia (Dekameron, Dzień IX, Opowieść VI: “Ben ti dico che mai sì dolce cosa non fu , come è la Niccolosa : al corpo di Dio , io ho avuto il maggior diletto , che mai uomo avesse con femina , e dicoti che io sono andato da sei volte in fu in villa, poscia che io mi partii quinci.”, co w tłumaczeniu Edwarda Boyé brzmi: “powiadam ci, że nie ma na świecie białogłowy rozkoszniejszej od Niccolosy. Klnę się na ciało Chrystusowe, że żadna kobieta nie upoiła mnie tak, jak ona, dlatego też w czasie mojej bytności w jej łożu co najmniej sześć razy do portu dobiłem.”), ale wygląda na to, że żaden z nich już nie zastosował metafory “przebijania beczki”. Przywołane przeze mnie polskie tłumaczenie Bodela w tym fragmencie jest wyjątkowo niefortunne; oprócz tego, że “całkiem ją przedziurawiłem” brzmi jak wyznania mordercy, to jeszcze zupełnie nie wiem dlaczego “Pris en ai devant et encoste” zostało przełożone jako “brałem z tyłu ją i z boku”, skoro powinno być “z przodu” (a “brać z tyłu”, hmmm, to może mieć inne znaczenie…)
Jeszcze jedna kwestia odnośnie “przebijania beczki” – w przywołanym w powyższym wpisie artykule Anne L. Williams odwołała się do tej metafory w literaturze, choć tylko ogólnie, bez podawania przykładów (“The expression, ‘aforer le tonel a quelqu’une (to broach someone’s barrel),’ is common in Old French fabliaux in the discussion of sex.”). Pojawiło się to u niej jednak w innym kontekście: napisała o groteskowym przedstawieniu zabawy w przebijanie beczki w bas-de-page Godzinek Jeanne d’Evreux, co znalazło się pod miniaturą z Pojmaniem Chrystusa, zestawionej ze Zwiastowaniem na sąsiedniej karcie – badaczka zilustrowała tym stwierdzenie, że w sakralnej sztuce średniowiecznej mogły pojawiać się motywy satyryczne czy humorystyczne, co nie ujmowało powagi religijnym dziełom.
Ano właśnie! Według Williams aforer to broach – czasownik oczywiście pokrewny breach, czyli włamać się, przebić, przedziurawić, ale o wężśzym znaczeniu, które internetowy słownik Merriama-Webstera tłumaczy: “to pierce (something, such as a cask) in order to draw the contents also : to open for the first time”. Kiedy natomiast wpisuję w Google “breaching a barrel”, to jako pierwszy wynik wyskakuje książka “Alcohol, Sex and Gender in Late Medieval and Early Modern Europe”, a konkretnie następujący fragment “One author used sex as a metaphor for breaching a barrel of wine; another one used breaching a barrel as a metaphor for sex”. ;) W tym kontekście nie rozumiem, czemu amerykańska badaczka wiąże to wyrażenie z turniejową konkurencją, zilustrowaną w godzinkach Jeanne d’Evreux. Dla mnie jest wątpliwe, czy oni tam z rozpędu dziurawią lancami drewnianą beczkę (chyba zbyt ryzykowna zabawa) , czy raczej coś na kształt plecionego ze słomy ula. Ja bym uznał za pewne, że Bodelowi chodzi o próbowanie wina z nowej baryłeczki.
Zgadzam się absolutnie.
A jeśli chodzi o bas-de-page to w artykule Lilian M. C. Randall “Games and the Passion in Pucelle’s Hours of Jeanne d’Évreux” (Speculum 1972) jest powiedziane, że to zabawa, która polegała na tym, żeby trafić w beczkę z płynem, ale nie wylać zawartości.
(“The pastime depicted here is a rare form of quintain called Tilting at the water-butt. Practiced primarily in Italy, its object was to strike the keg without upsetting the contents.”) – zresztą także w tym artykule jest przypuszczenie, że tutaj to jest beczka z winem – tylko że to bas-de-page nie jest interpretowanie w odniesieniu do Zwiastowania, tylko do Pojmania Chrystusa. W sumie zagadnienie Godzinek Jeanne d’Evreux to materiał na osobne rozważania i coś czuję, że do tego wrócę… ;)
(wysyłam wpis ponownie, próbuję złapać właściwy format BBCod’ów żeby zadziałały odnośniki; b. proszę Panią Redaktor o usunięcie nadmiarowego tekstu).
Ciekawostką, którą wyciągnąłem z tej dyskusji, jest budowa średniowiecznej pułapki na myszy: ten wątek pojawił się w nawiązaniu do przywołanego w komentarzach tryptyku Mérode. Pierwodnie wziąłem urządzenie leżące na stole obok św. Józefa, za jakąś średniowieczną wersję hebla/struga – okazuje się jednak, że co najmniej od starożytności to narzędzie miało formę podobną do współczesnej, wiele obrazów jest na niemieckiej Wikipedii. Natomiast pułapka na myszy miała formę pudełka z klapą zamykaną siłą skręconego sznurka: działanie nieco innej wersji jest pokazane na tym filmie, a pułapka z tryptyku jest pokazana w przybliżeniu na polskiej Wikipedii: komora jest niższa, zamykana pokrywa jest płaska i mechanizm spustowy ma wyrażnie inną budowę. Warto zauważyć, że ta pułapka raczej nie zabija schwytanego zwierzęcia.
Poprawiłam – widzę że tutaj u mnie żeby odnośniki były do fragmentu komentarza to trzeba zastosować < a href = (bez spacji oczywiście, ale też zawsze jak by nie działało to bez problemu poprawię). Temat św. Józefa i pułapki na myszy jest szalenie interesujący, można go też zestawić z humorystycznymi ludowymi opowiastkami o podtekście seksualnym - w tej kwestii zapraszam do posłuchania odcinka mojego Podkastu Powszechnego, poświęconego właśnie tryptykowi Mérode: https://www.tygodnikpowszechny.pl/sztuka-powszechnie-nieznana-3-zagadkowy-tryptyk-merode-163388
Zdjęcie roślin o żółtych kwiatach nie jest wyraźne, roślin nie da się zatem pewnie zidentyfikować. Do popularnych roślin leczniczych o żółtych kwiatach należy glistnik jaskółcze ziele oraz dziurawiec pospolity. Żółte kwiatostany ma m.in. mniszek lekarski. Kusząca jest możliwość powiązania rośliny na zdjęciu z dziurawcem. Jego liście są jakby dziurawe (zawierają zbiorniki z olejkami eterycznymi, które przeświecają, gdy patrzy się na nie pod światło). Wedle legend owe dziury zrobił diabeł, któremu nie podobało się, że Bóg dał ludziom tak użyteczne zioło. Dziurawiec był rośliną chroniącą przed diabłem i złymi mocami.
Ciekawi mnie kosz, w którym są rośliny. Zazwyczaj zioła suszy się kwiatami w dół. Tu kwiaty są w koszu i nie wyglądają na uschnięte.
TAK!!! Dziurawiec w takim razie jest fantastyczną interpretacją!
Dzięki i najserdeczniejsze pozdrowienia! :*
Interesujące obrazy. Mam nadzieję, że znajdą odpowiednich właścicieli :)