
Mocz Amora

Odkąd zaczęłam współpracę z Przeglądem Urologicznym, mam tendencje do wyszukiwania w sztuce dawnej oraz we współczesnej popkulturze motywów związanych z… oddawaniem moczu. I oczywiście nagle się okazało, że jest tego mnóstwo. Rzecz jasna jest to materiał na więcej niż tylko jeden wpis na blogu.
Jean-Claude Lebensztejn w swojej książce “Pissing Figures 1280-2014” (2017) przywołał fragment traktatu „Apertorio alfabetale” (Christophorus Parisiensis, 1466?), który to tekst w XVII wieku opublikowano przypisując go Nicolasowi Flamelowi. Flamel (1330-1418) to chyba najsłynniejszy późnośredniowieczny alchemik – wedle legendy miał on stworzyć legendarny kamień filozoficzny, czyli substancję mogącą przekształcić metale nieszlachetne w szlachetne (krótko mówiąc: zamieniać zwykłe metale w złoto), oraz służącą do wytworzenia eliksiru nieśmiertelności. Od antyku przez kolejne stulecia poszukiwanie metod na produkcję kamienia filozoficznego było prawdziwą obsesją alchemików.
A co ma do tego mocz? Otóż wspomniany tekst „Apertorio alfabetale” mówi, że mocz dziecka jest jednym z sekretnych składników niezbędnych do stworzenia owej magicznej substancji. Nie chodzi jednak o zawartość pieluchy noworodka, ale o mocz dziecka u progu dojrzewania, w wieku między 8 a 12 lat, najlepiej po wypiciu wina (generalnie dzieci w tym wieku piły lżejsze i zmieszane z wodą wina).
Piętnastowieczny traktat alchemika Christophorusa miał oczywiście swoje korzenie we wcześniejszych tekstach, a niektóre z nich bywały ilustrowane. Przepiękne romańskie miniatury dekorują dwunastowieczne rękopisy (niestety o nich nie wspomniał Lebensztein – w ogóle medyczne średniowieczne manuskrypty pozostają w dużej mierze poza kręgiem zainteresowania badaczy sztuki, a szkoda!). Przykładem może być kompilacja różnych tekstów medycznych oraz herbariów (zielników) późnoantycznych i wczesnośredniowiecznych, powstała w południowych Niderlandach w 3 ćw. XII wieku. To rękopis dziś przechowywany w British Library w Londynie (Harley MS 1585; fol. 72v):

http://www.bl.uk/manuscripts/Viewer.aspx?ref=harley_ms_1585_f058r
To ilustracja rozdziału z traktatu „De medicamentis ex animalibus”, którego autorem miał być Sextus Placitus Papyriensis (IV w.). Mówi on głównie o zwierzętach w kontekście zastosowań medycznych, przy czym są to raczej przesądy niż wiedza (którą naprawdę posiadali starożytni lekarze): na przykład, że głowa wilka pod poduszką zapewnia spokojny sen. W tym to właśnie tekście jest także osobny rozdział o młodych chłopcach i dziewczętach, których mocz miał mieć mnóstwo wspaniałych właściwości. Przydawał się nawet do hartowania mieczy, albo do produkcji preparatów przeciwzmarszczkowych. To właśnie do tego fragmentu tekstu jest powyższa ilustracja. Bardzo podobną znajdziemy w rękopisie, który prawdopodobnie jest kopią powyższego – ten z kolei datowany jest na 4 ćwierć XII wieku, a powstał w Anglii lub północnej Francji (w XIV w. należał do opactwa cysterskiego w Ourscamps, założonego w 1129 r.). On również jest dziś w British Library (Sloane MS 1975, fol. 85v):

http://www.bl.uk/manuscripts/Viewer.aspx?ref=sloane_ms_1975_fs001r
Choć wyżej przywołane teksty mówią o moczu dziecka dowolnej płci, ilustracje konsekwentnie przedstawiają siusiającego chłopca – i to właśnie nagi oddający mocz chłopiec będzie powracał w późniejszej sztuce nowożytnej. Między innymi w postaci Amora, czy też Kupidyna, którego mocz najwyraźniej również mógł być przydatny (może do produkcji afrodyzjaków?). Oto bowiem istnieje satyryczna zapewne grafika autorstwa Joachima von Sandrarta, datowana 1640, ukazująca starszą osobę trzymającą naczynie do którego siusia Kupidyn. Myślę, że należałoby to interpretować w odniesieniu do owych średniowiecznych przykładów: mocz ten zapewne miał być składnikiem jakichś alchemicznych lub medycznych mikstur.

https://www.rijksmuseum.nl/en/collection/RP-P-OB-53.862
Akwaforta von Sandrarta była kopiowana; miedzioryt prawdopodobnie wykonany przez Gerarda Valcka (1661-1726) jest w zbiorach Rijksmuseum w Amsterdamie, zaś mezzotintę wydaną przez Johna Smitha ok 1685 r. znajdziemy w National Portrait Gallery w Londynie.

https://www.npg.org.uk/collections/search/portrait/mw60642/Cupid-pissing-into-a-cup?fbclid=IwAR2Aik_JLnd_c6zHLKepBilIY44q-sYjCwAMcbDdvO9wlPTnkhlfNd98JSQ
Najsłynniejszym przedstawieniem siusiającego Kupidyna pozostaje jednak obraz Lorenza Lotta z lat 20. XVI wieku, dziś przechowywany w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku – katalogowy opis dzieła pokazuje, jak wiele jego elementów pozostaje nie do końca jasnych. Generalnie jest to obraz alegoryczny, odnoszący się zapewne do miłości i małżeństwa, w którym Wenus uosabia pannę młodą, do której stroju odnoszą się diadem, welon, perłowy kolczyk, bransoletki oraz pas podtrzymujący piersi – ten ostatni był akurat elementem damskiej bielizny starożytnej. Norberto Massi w artykule “Lorenzo Lotto’s New York ‘Venus’, 2006, zaznaczył, że rozwiązanie owego pasa przez pana młodego było ważnym gestem w ramach weselnych rytuałów; ten sam badacz przywołał także ludową tradycję osadzoną w XVI wiecznej Wenecji, jakoby niepłodny mężczyzna, w celu wyleczenia, powinien był oddać mocz przez małżeński pierścień dziewicy. Tu Kupidyn siusia przez wieniec (badacze spierają się, czy to wieniec z mirtu, czy laurowy), co zapewne także odnosi się do płodności. Wieniec w średniowieczu był symbolem miłości, funkcjonował także jako dar dla ukochanej, odpowiednik dzisiejszego bukietu kwiatów (są liczne przedstawienia młodzieńców dających damom wieńce).

https://www.metmuseum.org/art/collection/search/436918
Oczywiście postacie Wenus i Kupidyna zawsze odnoszą się do seksualności – stąd zapewne symbolika płodności (i sprawności seksualnej), której doszukujemy się w przedstawieniach siusiającego Amora. Choć wydawać by się mogło, że sam akt oddawania moczu niekoniecznie wiąże się z płodzeniem potomstwa (choć rzecz jasna można powiedzieć, że jeśli chodzi o grę wstępną – to już co kto lubi…), to jedno jest pewne: nasz Kupidyn przynajmniej demonstruje, że nie ma problemów z prostatą.
W Chinach do dziś sprzedaje się jajka gotowane w moczu chłopców. Nie mam pojęcia, czy jest to tylko specyficzny sposób konserwacji żywności, czy też kryją się za tym jakieś głębsze przekonania. Można szukać po hasłach “jaja prawiczków”, “virgin boy eggs”, “Tóngzǐdàn”, “童子蛋”. Przykładowy filmik: https://www.youtube.com/watch?v=rPIvDJG1etI. Smacznego.
No i będę pierwszym, kto wyrazi najoczywistsze chyba dla laika skojarzenie: Manneken Pis.
Tak jest, znakomite skojarzenie: Manneken Pis!! :) Natomiast ciekawostka o chińskim zwyczaju, hm, kulinarnym – dość zaskakująca… Tym niemniej, w sam raz na okres wielkanocny. :D
Pozdrawiam najserdeczniej!
Trochę obok tematu, ale nie całkiem bez związku. Siusiający chłopiec występuje na karcie Brewiarza Grimaniego, poświęconej lutemu. Brewiarz jest w oczywisty sposób wzorowany na Bardzo bogatych godzinkach księcia de Berry. Kompozycja jest niemal identyczna; jeśli chodzi o luty, to różnice są dosłownie w detalach. Jeden z takich detali to właśnie ten chłopiec, który zastąpił dwoje równie bezpruderyjnych parobków (albo dzieci gospodarzy) siedzących w głębi chaty.
Mogłoby to wskazywać, że obnażone przyrodzenie nie było tu akcydentalnym atrybutem postaci, ale przeciwnie – chodziło przede wszystkim o pokazanie tego anatomicznego detalu, natomiast sama postać “właściciela” była mniej lub bardziej przypadkowo dobrana.
To jedna zagadka. Druga jest dla mnie to, w jaki sposób artysta z innego warsztatu mógł wzorować się na dziele z pewnością znamienitym, ale przecież wykonanym na prywatne zamówienie księcia i przechowywanym w jego prywatnej bibliotece, a nie w jakimś muzeum. A może jest jakieś wspólne źródło ilustracji w Berwiarzu i Godzinkach? Czy historyce sztuki mają jakąś koncepcję na ten temat?
Zapomniałem o linku do brewiarza:
https://www.wga.hu/html_m/h/horenbou/gerard/1/
… przepraszam, “historyce” to literówka, a nie nowy feminatyw. ;)
Haha, świetny przykład, dziękuję za komentarz! Motyw rodzajowy siusiającej postaci chłopca/mężczyzny (najczęściej w kontekście chłopskim/ludowym) to ciekawy i trudny do jednoznacznej interpretacji temat – zazwyczaj rozpatrywany jako ciekawostka, choć może też pokazywać w tym akurat przypadku, że jest to porządny chłopski dom, bo chłopiec jest dobrze wychowany i nie siusia w środku, tylko na zewnątrz, chociaż jest zimno (para z ust mu leci). Nie to co kilkadziesiąt lat później taki Henryk Walezy, który jak wieść niesie lał do kominków w komnatach. :D
Oczywiście niezwykle ciekawe jest porównanie z Bardzo Bogatymi Godzinkami! W rzeczy samej, kalendarz z Brewiarza Grimaniego jest bez wątpliwości kopią z Bardzo Bogatych Godzinek Księcia de Berry – otóż te miniatury (w brewiarzu) malował Gerard Horenbout (też ciekawa postać, jego córka została dosyć znaną iluminatorką). Ów Horenbout od 1515 r. był nadwornym malarzem Małgorzaty Austriaczki, która akurat była w posiadaniu Bardzo Bogatych Godzinek. Oto bowiem książę de Berry zmarł w długach i wiele z jego cennych rękopisów “rozeszło się” – prawdopodobnie Bardzo Bogate Godzinki po 1416 trafiły w ręce króla Francji, krążyły po królewskiej rodzinie, a w latach 80. XV w. były w rękach Karola I księcia Sabaudii. Jego córka Jolanta wyszła za Filiberta II Pięknego, którego drugą żoną była właśnie Małgorzata Austriaczka. Horenbout pracując dla Małgorzaty miał zatem najprawdopodobniej dostęp do tego wspaniałego rękopisu.
Historyca to byłby bardzo ładny nowy feminatyw. “Historyczka” brzmi za bardzo jak “histeryczka”, toteż ja najczęściej określam się jako “historyk sztuki, mediewistka”. Ale “historyca” – hm, chyba mi się to podoba :)
Pozdrawiam najserdeczniej!
jak zawsze interesujące i pasją przedstawione. Nie mogę wyjść z zachwytu! A, jak mawia pewen pisarz: są dwie rzeczy, ktorych nie można udawać, zachwytu i erekcji:) Serdecznie pozdrawiam i kłaniam się!
Ach, bardzo dziękuję! Cóż za znakomite stwierdzenie ;) Pozdrawiam serdecznie!
Kurcze ludzie w przeszłości to mieli artystyczny kunszt i wyobraźnię. Mocz amora to kwintesencja..
No, prawie. Quinta essentia to kamień filozoficzny, piąty żywioł łączący cztery – no a właśnie mocz dziecka (niekoniecznie Amora, ale jednak) jest nam potrzebny aby go uzyskać… ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Ciekawe podejście do tematu..