
Temperamenty, zodiak i dzieci planet

Styczeń (czy też ogólnie początek roku) to zawsze czas, kiedy mam ochotę opowiadać o średniowiecznych kalendarzach, czy też szerzej o różnych koncepcjach wizualizujących zagadnienie upływu czasu, które zazwyczaj wiązały się także z przedstawieniami astrologicznymi. Kiedyś już tutaj pisałam o dwutwarzowym bóstwie Janusie, od którego wywodzi się nazwa stycznia w wielu językach europejskich (łac. Ianuarius – wpis dostępny TU). Dziś natomiast postanowiłam napisać o zagmatwanym połączeniu żywiołów, zodiaku, planet i temperamentów – i o tym, jak miały one wpływać na zachowania ludzi.
Średniowieczne, a potem nowożytne koncepcje na temat czasu, świata i kosmosu były zakorzenione w tradycjach antycznych. W kulturze wizualnej na przestrzeni wieków przewijały się specyficzne połączenia czterech: cztery pory roku, cztery żywioły, cztery temperamenty. O temperamentach (cholerycznym, sangwinicznym, flegmatycznym i melancholicznym) pisałam już między innymi TU. Do żywiołów były przypisane znaki zodiaku oraz temperamenty, a jednocześnie każdy z tychże był powiązany z jakąś planetą. Planet w sumie wedle założeń średniowiecznych było siedem (Merkury, Wenus, Mars, Jowisz, Saturn, a także Słońce i Księżyc), lecz wybrane z nich były głównymi patronami określonych temperamentów.
Bardzo ciekawy cykl grafik z bóstwami uosabiającymi planety w odniesieniu do temperamentów wydał w Antwerpii w 1566 roku Harmen Jansz. Muller, według projektów Maartena van Heemskercka. Każda z tych grafik przedstawia antyczne bóstwo – uosobienie planety, opisane jako patronujące określonemu temperamentowi. Na niebie w każdej z tych grafik widzimy po trzy znaki zodiaku, związane z jednym z czterech żywiołów. Na ziemi zaś widzimy ludzi reprezentujących różne zajęcia i zawody – to tak zwane „dzieci planet”. Wierzono bowiem, że osoba o danym temperamencie ma predyspozycje nie tylko do pewnego rodzaju chorób i zachowań, ale także preferuje jakieś konkretne aktywności. Przykładowo, cholerycy są agresywni, więc są dobrymi żołnierzami, a flegmatycy są cierpliwi i lubią łowić ryby.
Przyjrzyjmy się zatem kolejnym grafikom w tym cyklu. Każda z nich zawiera łacińską inskrypcję wyjaśniającą treść przedstawienia. Na ich podstawie siedemnastowieczny poeta Samuel Piotrowski-Sitnianowicz stworzył cykl uroczych dwuwierszy.

Rijksmuseum Amsterdam
Temperament sangwiniczny miał wynikać z przewagi krwi w organizmie człowieka, a szczęśliwi posiadacze tegoż temperamentu mieli być pogodni, radośnie cieszący się życiem. Patronami tego temperamentu są Jowisz i Wenus, zaś inskrypcja mówi, że Jowisz i Wenus opiekują się tymi, którzy lubią grupowe tańce, miłostki i przyjemności (Qui choreas agitant et dulcia furta petessunt / Juppiter hos aequus fovet, ac Citheraea venusta; w wersji Piotrowskiego-Sitnianowicza: „Jowisz z Wenerą krwią rumianych rodzi, / Śliczny, wesoły syn ich w tany chodzi”). Zgodnie z tym założeniem, „dziećmi” tych planet są ludzie spędzający czas na rozrywkach: tańczący, flirtujący, muzykujący, jedzący i pijący, kąpiący się. Jeśli zaś chodzi o zatrudnienia, to wierzono, że ludzie urodzeni pod wpływem Jowisza i Wenus mieli zajmować się sztuką, złotnictwem oraz sprzedażą wyrobów luksusowych, a także pięknych tkanin.
Do tego mamy na niebie trzy znaki zodiaku: Wagę, Bliźnięta i Wodnika. To są znaki zodiaku wiązane z żywiołem powietrza, czyli z żywiołem przypisanym właśnie sangwinikom.

Rijksmuseum Amsterdam
Kolejna grafika przedstawia Marsa, boga wojny, który patronuje cholerykom. Jego żywiołem (i żywiołem samych choleryków, których temperament wynika z przewagi żółci w organizmie) jest ogień. „Dzieci” tej planety, to głównie żołnierze, ale także rzemieślnicy produkujący zbroje i broń, oraz pracujący z ogniem kowale. Inskrypcja z tej grafiki (Armorum rabies, incendia, praelia, strages / Luctiferum agnoscunt Martem, dominumque cruentum) w poetyckim przekładzie Piotrowskiego-Sitnianowicza brzmi: „Mars choleryków panem się mianuje, / Bje, siecze, pali i wojny sprawuje”.
Znaki zodiaku, które wiązano z żywiołem ognia, to Baran, Lew i Strzelec.

Rijksmuseum Amsterdam
Trzecią w cyklu grafiką jest przedstawienie Saturna, patronującego melancholikom, czyli tym, którzy mają zbyt wiele czarnej żółci. Nie jest pewne, co dokładnie rozumiano przez „czarną żółć” – być może krew żylną wypływającą ze śledziony, która ma ciemny odcień. Temperament melancholiczny wiązać się miał ze skłonnościami depresyjnymi, szaleństwem i obsesją śmierci. Żywiołem melancholików jest ziemia; „dzieci” Saturna to rolnicy i geodeci, ale także grabarze, kaci, skazańcy oraz samobójcy. Saturn z mitologii rzymskiej łączył w sobie pradawne bóstwo rolnicze z greckim tytanem Kronosem, który miał wykastrować swego ojca i pożerać własne dzieci. Dodatkowym obciążeniem wpływu Saturna miała być tendencja do szaleństwa – ale mogło to także oznaczać szał twórczy, nadwrażliwość charakteryzującą wybitnych artystów. Już w starożytności uważano, że najwięksi twórcy to zawsze są melancholicy.
Inskrypcja do tej grafiki głosi: Mensores terrae, vates Saturnus adoptat / Falciger, et quibus est sana nulla uncia mentis (wg Piotrowskiego-Sitnianowicza: „Mierzą, wieszczują, sami się wieszają / Melancholicy, co z Saturna mają”).
Znaki zodiaku związane z podlegającym Saturnowi żywiołem ziemi to Byk, Panna i Koziorożec.

Rijksmuseum Amsterdam
I wreszcie na koniec mamy boginię Lunę, czyli uosobienie Księżyca, również uważanego za jedną z planet. Jej podlegają flegmatycy, czyli ci, których głównym płynem w organizmie jest flegma. Żywiołem flegmatyków jest woda – stąd „dzieci” tej planety zajmują się głównie rybołówstwem oraz hodowlą lub polowaniem na wodne ptactwo (Luna tuo in regno, nodosa hic retia pandit, / Piscibus hic volucri pedicas, ille aequora sulcat; – a w wersji Piotrowskiego-Sitnianowicza: „Z Luny jest flegma – tacy skłonność mają / Do wód, ryb, ptastwa, co jej podlegają”). Z kolei znaki zodiaku powiązane z wodą to Rak, Ryby oraz Skorpion. Flegmatykom przypisywano także zdolności do wykonywania zawodów, w których nie chodzi o kreatywność: mieli być oni niezłymi księgowymi, a także pośrednikami.
Nie ma dobrych i złych żywiołów, ani nawet temperamentów – wszystkie cztery są potrzebne, by uzupełniać się nawzajem. Przyroda potrzebuje wszystkich czterech pór roku – chociaż my zapewne najmniej lubimy aktualną zimę. To właśnie teraz – w grudniu i styczniu – w cyklu rocznym przypada czas Saturna (Rzymianie w grudniu świętowali poświęcone mu Saturnalia), który także w innych zestawieniach zodiakalnych bywał ukazywany z Koziorożcem i Wodnikiem, czyli znakami tych właśnie dwóch miesięcy. Owszem, Saturn to patron szaleństwa i śmierci – bóstwo depresji, znakomicie wpisujące się w nasze nastroje, gdy jest zimno, ciemno i pada. Pamiętajmy jednak, że bez melancholii nie ma twórczości – Seneka napisał, że nic wielkiego nie powstało nigdy bez domieszki szaleństwa, zaś Arystoteles twierdził, że wszelkie wybitne osiągnięcia w filozofii, poezji, polityce i sztuce są dziełem melancholików.

De Sphaera, ok. 1470, Biblioteca estense universitaria di Modena
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/d9/Saturnus_-_De_Sphaera_-_Biblioteca_Estense_lat209.png
Poza tym po melancholicznej zimie przyjdzie sangwiniczna wiosna – i znów będziemy całować się w kwitnących ogrodach pod łaskawym okiem Jowisza i Wenus.
A zatem – byle do wiosny!
Wenus ma niegorszy sześciopak od Jowisza. Pytanie, kto właściwie pozował artyście, padło już pod wcześniejszym artykułem o Lasciviach. Tutaj jeszcze bardziej uderza męski kształt kobiecych postaci.
Ha! Dobra uwaga ;)
Często mam wrażenie, że do różnych postaci (męskich i żeńskich) w wielu dziełach sztuki pozował przysłowiowy szwagier. Ale w tym wypadku być może mamy do czynienia z utwardzeniem modelunku w procesie zmiany techniki – z rysunku na grafikę. Oto bowiem zachował się rysunek Heemskerka, który był wzorem dla grafiki z Luną (https://www.themorgan.org/drawings/item/144419) – i mam wrażenie, że jeśli chodzi o modelunek “sześciopaku”, oryginalna Luna była nieco bardziej delikatna. Niestety nie zachował się do dzisiaj rysunek, który był wzorcem dla grafiki z Jowiszem i Wenus, więc nie ma jak porównać.
Wydaje mi się, że Martin van Heemskerk był dwukrotnie żonaty, zatem raczej wiedział, jak wygląda kobieta. Aczkolwiek jest jeszcze jedna opcja: może właśnie żona nie życzyła sobie, żeby do aktów pozował ktoś inny niż kolega z warsztatu?
Bardzo dziękuję za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam!
W nawiązaniu do zilustrowanej tutaj teorii humorów/płynów, akurat trafiłem na artykuł wrocławskich historyków i farmaceutów o tym, jak, na podstawie toruńskiej receptury z 1630 r., odtworzyli oni skład i przeanalizowali (teoretycznie) działanie driakwi – leku znanego od starożytności i stosowanego aż do XIX w.
https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0378874121007649
Według autorów driakiew, w poświadczonych dawkach, nie jest ani toksyczna ani terapeutyczna, czyli ewentualnie działała na zasadzie efektu placebo. Tym niemniej, autorzy uznali ten preparat za opracowany rzetelnie, zgodnie z ówczesną wiedzą, czyli Hipokratejską koncepcją humorów. Trucizny i epidemie miały wprowadzać do organizmu “jad”, który zaburzał równowagę humorów. Ostre i aromatyczne składniki, wraz z preparatem z mięsa żmii, jako gorące i suche, neutralizowały i wypalały zimne i wilgotne jady.
Driakiew nie była tania (wg autorów jedna dawka kosztowała 4 srebrne grosze – równowartość 5 kg pszenicy, więcej niż kury, mniej niż gęsi); wytwarzano również wersję “dla ubogich”, czterokrotnie tańszą. Ciekawe czy cena tego leku koreluje z zamożnością ludzi stosownie do ich naturalnej kondycji humoralnej: wg rysunków, sangwinicy i cholerycy są przypisani do bardziej dominujących warstw społecznych niż melancholicy i flegmatycy.
Cóż za interesujący komentarz, bardzo dziękuję! Wszechmocny efekt placebo mógł działać tak, że driakiew zyskała opinię niemalże cudownego leku ;)
Niezwykle ciekawa jest też uwaga odnośnie warstw społecznych i temperamentów; da się w tym znaleźć pewną logikę. Z jednej strony zwykliśmy wiązać z “sukcesem” większą aktywność (to cholerycy i sangwinicy, bo flegmatycy i melancholicy są bardziej pasywni), z drugiej strony choleryczne zamiłowanie do walki i sangwiniczne ciągoty do balowania wpisują się raczej w styl życia rycerstwa / szlachty.
Bardzo interesujący wpis. Generalnie, jest to świetny znak.