
Matka Boska bije diabła!

Są takie legendy, które funkcjonują w Europejskiej kulturze od starożytności po czasy współczesne. Są motywy, które powracają w kolejnych odsłonach. Do takich motywów – szczególnie w kręgu kultury chrześcijańskiej – należy opowieść o człowieku, który podpisał pakt z diabłem. Czy chodzi o Fausta, czy o Twardowskiego? Nie, chcę dziś napisać o ich wczesnośredniowiecznym pierwowzorze, czyli Teofilu z Adany.
Legenda o Teofilu powstała w VI wieku – miał ją spisać (po grecku) jego uczeń, Eutychianus, wkrótce po śmierci mistrza w roku 538. Teofil nie był postacią negatywną: służył biskupowi Adany w Cylicji, zarządzając kościelnym majątkiem, i słynąc z dobroczynności i wrażliwości na potrzeby biednych. Gdy biskup zmarł, Teofil natychmiast dostał propozycję przyjęcia godności biskupa Adany, jednak odmówił, bo uważał, że najlepiej służyć będzie lokalnej społeczności na dotychczasowym stanowisku. Nie przewidział jednak, że nowy biskup – którym w tej sytuacji został ktoś inny – po prostu go zwolni, dając wiarę pewnym kłamliwym plotkom.
Załamany Teofil, chcąc odzyskać stanowisko oraz dobre imię, zwrócił się o pomoc do lokalnego Żyda – ten zaś umożliwił mu zawarcie paktu z diabłem. W zamian za swą duszę Teofil uzyskał pomoc szatana – musiał jednak podpisać cyrograf, w którym wyrzekł się Matki Boskiej oraz Chrystusa. W efekcie odzyskał swoje dawne stanowisko oraz szacunek lokalnej społeczności.
Teofil nie był jednak złym człowiekiem i wkrótce dopadły go wyrzuty sumienia. Postanowił wyznać swój grzech biskupowi, a ponadto zdecydował się błagać o pomoc Matkę Boską. To właśnie Maria ostatecznie wydarła diabłu cyrograf, i zwróciła go Teofilowi, gdy spał. Po obudzeniu się oczywiście zniszczył on dokument – a trzy dni później zmarł, dzięki swemu nawróceniu doznając zbawienia.
Legenda o Teofilu z Adany cieszyła się wielką popularnością w średniowiecznej Europie – odwołania do niej znajdziemy w licznych kazaniach, modlitwach, i oczywiście dziełach sztuki.

Historia Teofila w Psałterzu Ingeborgi, ok. 1195-1214, Musée Condé, Chantilly, Ms.9 (1695)
Szczególnie interesujący wydaje się motyw siłowego przejęcia cyrografu przez Matkę Boską. Nie znajdziemy go w ilustracjach z XI czy XII wieku, lecz przede wszystkim w późniejszych. Na popularność tych przedstawień wpłynęło niewątpliwie dzieło “Miracles de Nostre Dame” autorstwa Gautiera de Coinci (1177-1236). To był zbiór dość fantastycznych opowieści o tym, jak Matka Boska w cudowny sposób ratuje grzeszników z różnych opresji – mamy tam między innymi historię o pewnym zakonniku, który zakradł się do klasztornej piwnicy i wypił za dużo wina. Jak już był kompletnie pijany, to wówczas zaatakował go diabeł, ukazując się kolejno pod postacią byka, Murzyna*, a potem lwa. Za każdym razem jednak pijanego mnicha ratowała Maria, bijąc kolejne wcielenia diabła.

Pijany mnich i lew (diabeł), którego bije Maria; Gautier de Coinci, Miracles de Nostre Dame, dekor. Jean Pucelle, 1328-1332, Bibliothèque nationale de France, NAF 24541, gallica.bnf.fr
O innej historii z tego dzieła, także zawierającej motyw agresywnej Madonny, pisałam już kiedyś we wpisie “Matka Boska Pałująca” (dostępny TU).
I właśnie w takiej narracji rozwinęły się ilustracje legendy o Teofilu – Matka Boska odzyskuje w nich cyrograf, uderzając w diabła krzyżem…

Les miracles de la Vierge, mis en vers par Gautier de Coincy; Bibliothèque municipale de Besançon, Ms 551
… albo bijąc go kijem…

‘Smithfield Decretals’, 1300-1340, British Library, Royal MS 10 E IV
… lub ewentualnie biczem (co ciekawe, diabeł chyba próbował połknąć dokument, a w wyniku działań Marii go dosłownie zwrócił):

Taymouth Hours, 2 ćwierć XIV w., British Library, Yates Thompson 13
W sztuce teatralnej z 2 połowy XIII wieku – „Le Miracle de Théophile” autorstwa Rutebeufa (1245-1285) – pojawia się dialog, w którym Madonna grozi diabłu, że go walnie; dość dosłowne przedstawienie w tym duchu znajdziemy we wcześniejszych zresztą niż owa sztuka Godzinkach De Brailes (ok. 1240, British Library, Add MS 49999):

De Brailes Hours, c. 1240, British Library, Add MS 49999
W ciągu ostatnich dwóch dekad pojawiły się (w dużej mierze dostępne online) artykuły naukowe i prace poświęcone legendzie Teofila; jako przykład można przywołać książkę „The Theophilus Legend in Medieval Text and Image” (Jerry Root, 2017), czy też prace dyplomowe poświęcone wybranym dziełom (np. „Asserting Authority: The Canons’ Use of the Theophilus Legend and Marian Imagery at Notre-Dame in Paris” – Meagan Katherine Decker, 2013) lub zagadnieniom (np. “Power and Prejudice: an Examination of Power Relations Expressed in Anti-Semitic Representations Across Time and Language in the Legend of Theophilus of Adana” – Robert Dean Gambles, 2019). Podobnie jednak jak napisany niemal sto lat temu artykuł Alfreda C. Fryera („Theophilus, the Penitent, as Represented in Art”, 1935), publikacje te nie zawierają odniesień do przykładów recepcji legendy o Teofilu z Adany w późnogotyckiej sztuce Europy Środkowej. Tymczasem wygląda na to, że tutaj ilustracja tej opowieści funkcjonowała w podstawowym cyklu maryjnym. Może nie było to bardzo popularne, ale mamy przynajmniej dwa przykłady (choć dzieli je około stu lat) wykorzystania przedstawienia Teofila w środkowej części ołtarza poświęconego Matce Boskiej.
Jeden przykład znajduje się w Fińskim Muzeum Narodowym w Helsinkach: to pentaptyk (ołtarz o dwóch parach skrzydeł ruchomych), o nieznanym pierwotnym pochodzeniu, którego malowane skrzydła są dziełem słynnego skądinąd niemieckiego Mistrza Francke (lata 20. XV wieku). W środkowej części rzeźbionej widzimy klasyczne sceny maryjne: w środku jest śmierć Marii (i Wniebowzięcie), na skrzydłach zaś Boże Narodzenie, pogrzeb Marii, a także Obrzezanie Chrystusa. Zaś na prawym skrzydle u dołu Teofil modli się do Madonny z Dzieciątkiem, podczas gdy diabeł trzyma podpisany przez bohatera cyrograf.

fot. wg Kersti Markus, “The Saint Barbara Altarpiece of Master Francke and its Birgittine Context” (2014) (https://www.academia.edu/es/70370045/The_Saint_Barbara_Altarpiece_of_Master_Francke_and_its_Birgittine_Context)
Tymczasem w Krakowie mamy – czy raczej mieliśmy – scenę z legendy Teofila w ramach rzeźbionej części poliptyku z Lusiny. O tym dziele pisałam już kiedyś TU – to także był pentaptyk o malowanych odsłonach skrzydeł i rzeźbionej części środkowej, poświęconej Marii.

Fot. I. Krieger, przed 1900, http://www.fototeka.ihs.uj.edu.pl/navigart/node/124650
Obok zupełnie wyjątkowego przedstawienia świętej Rodziny, były tam Zwiastowanie, Boże Narodzenie i Zaśnięcie Marii – wykonane w warsztacie pod dużym wpływem twórczości Wita Stwosza, datowane na ok. 1505-1510. Była tam także kwatera ukazująca moment, gdy Maria zwraca śpiącemu Teofilowi cyrograf (ze sceną podpisania tegoż w tle). Niestety, kwatera ta to strata wojenna – wywieziona zapewne do Niemiec w latach 40. XX wieku.
Bardzo liczę na to, że kiedyś dzieło to się odnajdzie – oraz że zachodnioeuropejscy badacze zajmujący się ilustracjami legendy Teofila zaczną je uwzględniać w swoich publikacjach.
[KOMENTARZ]:
* Murzyn nie pojawia się w tej opowieści w “Miracles de Nostre Dame” Gautiera de Coinci (1177-1236) – tam wspomniany jest czarny pies, który jednak w kolejnej wersji tej samej legendy – w “Cantigas de Santa Maria”, czyli zbiorze 420 pieśni w języku galicyjsko-portugalskim, napisanych w drugiej połowie XIII wieku na dworze króla Kastylii Alfonsa X Mądrego – zamienia się w czarnego człowieka. Za cenną uwagę w komentarzach pod niniejszym wpisem dziękuję Czytelnikowi o pseudonimie alfath.
Pani Magdaleno bardzo dziękuję za kolejny ciekawy artykuł.
Miło poczytać o czymś ciekawym co gdzieś umknęło.
Serdeczne pozdrawiam – Sławomir Dudek
Bardzo dziękuję za komentarz i odwzajemniam pozdrowienia :)
Bardzo ciekawe, że w tej legendzie o pijanym mnichu Szatan przyjmuje postać murzyna. W “Nowych Atenach” Benedykta Chmielowskiego znalazłem wzmiankę o tym, że pewną zakonnicę w Hiszpanii uwodził diabeł w postaci “murzynka”. Dziwne, że jednocześnie istnieli popularni, czarnoskórzy Świeci tacy jak Król Baltazar, Św. Mojżesz Etiopczyk i Św. Maurycy, a mimo to, w innych opowieściach, czarnoskórzy byli traktowani zdawałoby się jak groźne bestie. Np. w legendzie o Bazylim Młodszym (Vita sancti Basilii iunioris), diabły porywające dusze do piekła są opisane jako “Etiopczycy”. Świetny artykuł, jak zwykle zresztą :) Pozdrawiam!
Dziękuję!
To faktycznie ciekawe – i polecam poniżej komentarz od pana alfatha, muszę sprostować źródło: wersja z bykiem, lwem i Murzynem jest akurat w “Cantigas de Santa Maria”. Faktycznie wbrew pozorom – zwłaszcza w późnym średniowieczu, gdy Baltazar był powszechnie ukazywany jako czarnoskóry – nie wydaje się, aby jednoznacznie kojarzono Murzyna z diabłem. Chociaż z pewnością mocno zakorzenione było przekonanie o czarnym kolorze (ciemnościach, mroku itp) w powiązaniu ze złem.
Sądzę, że ciekawym kontekstem może być artykuł Pameli A. Patton “An Ethiopian-Headed Serpent in the Cantigas de Santa María: Sin, Sex, and Color in Late Medieval Castile” (https://hcommons.org/deposits/objects/hc:16774/datastreams/CONTENT/content) – m.in. o tym skojarzeniu diabła z Etiopczykiem, które najwyraźniej wyszło poza półwysep Iberyjski.
Pozdrawiam najserdeczniej!
A propos wzmianki o zakonnicy: chodzi o autentyczną przeoryszę jednego z kordowańskich klasztorów s. Magdalenę od Krzyża. Ma ona oczywiście swoje hasło w Wikipedii, a samą historię wielokrotnie opisywano i łatwo znaleźć coś na ten temat nawet po polsku, np. tutaj. Pobieżnie przejrzawszy kilka takich wpisów, nie znalazłem nic o Murzynie, jednak ks. Chmielowski sam tego nie wymyślił, ponieważ w ogóle nie jest skłonny do zmyśleń, referując jedynie ówczesny stan wiedzy (czasem wiedzy bardzo specyficznej ;). Prawie na pewno jego źródłem jest książka bardzo wpływowego autora Jeana Bodina pt. De la démonomanie des sorciers, który opisywał skandal z 1545 roku, obecny jeszcze “w świeżej pamięci”. Owa zakonnica, doznająca przez lata czci jako święta, wobec narastających podejrzeń wolała dokonać samodenuncjacji i przyznała, że w wieku 12 lat uległa namowom złego ducha w postaci czarnego Murzyna (“un malin esprit en forme d’un More noir”), by przez ponad trzydzieści lat regularnie dzielić z nim łoże. Co ciekawe, Bodin wzmiankuje przynajmniej w kilku różnych miejscach o pojawieniu się diabła w postaci mężczyzny wysokiego i “bardzo czarnego” (“fort noir”), ale tylko raz o Murzynie – właśnie tym demonicznym kochanku Magdaleny.
Magda, nie wiem z jakiego jesteś kosmosu ale podoba mi to, co robisz i sposób formułowania tematu. Tam jest jest przestrzeń i wyczuwam bardzo dużą wrażliwość religijną graniczącą z wiarą, że stoimy po dobrej stronie.
pozdrawiam
Artur
Dziękuję i również pozdrawiam :)
Cieszę się, że nie porzuciła Pani całkiem tego poletka. Naprawdę żal by było….
Mam tylko drobne, a może i nie całkiem drobne sprostowanie do opowieści o pijanym mnichu. Pomiędzy wcieleniami w byka i lwa diabeł pojawia się tam “com un waingnons noirs et veluz”, czyli jako wielki pies czarny i kudłaty. Nie jest jasne, czy “waingnons” oznacza jakąś konkretną rasę, czy po prostu każdego psa potężnej postury, ale na pewno nie Murzyna.
Przepraszam, że muszę tę wisienkę wyjąć z koszyczka przykładów średniowiecznego rasizmu. Znalazłem nawet artykuł na histmag.org, zatytułowany ni mniej więcej tylko Diabeł jako Murzyn. Średniowieczne korzenie rasizmu. Nie polemizuję, bo najlepiej uczynił to sam autor. ;) Zastanawiam się tylko, na ile można wierzyć śmiałym twierdzeniom, w dodatku popartym obserwacjami i liczbami sugerującymi, że ktoś coś rzeczywiście zaobserwował i policzył. Weźmy takie zdanie: “na gdańskim tryptyku „Sąd Ostateczny” Hansa Memlinga z 1471 roku diabły przedstawione zostały w formie murzynów. Jedynie z trudem można dopatrzyć się w ich sylwetkach cech typowo diabelskich, takich jak rogi, czy ogony. Ich diaboliczność w założeniu miała przejawiać się w samej sylwetce murzyna”. Tymczasem w tryptyku, a konkretnie w jego środkowej części, są dokładnie dwie, całkiem realistycznie przedstawione postaci o negroidalnych rysach i są to bez wątpienia ludzie – jeden wśród uratowanych, drugi wśród gnanych na potępienie grzeszników. I owszem, bardzo łatwo dostrzec rogi i ogony u wszystkich diabłów, za to cechy “murzyńskie” jakoś nie rzucają się w oczy, chyba że do takowych zaliczyć kogucie stopy, twarze często mało podobne do ludzkich (jeden ma po prostu papuzi dziób, inny pysk kota) i czasem skrzydła. No tak, są czarne, choć nie bez wyjątku, bo jeden jest pokryty brązowym futrem. Za to wyżej wspomniani “czarni” ludzie tak naprawdę mają po prostu ciemniejszą karnację od pozostałych.
Wracając do “Miracles”, na ilustracjach do rękopisu z Besançon, jest ponad 20 diabłów w różnych postaciach i żadne nie przypomina Afrykanina. A tam, gdzie diabeł wciela się w ludzką postać (raz nawet w św. Jakuba), jest on jednoznacznie biały.
Kłaniam się Autorce i wszystkim na tym forum.
O rany, BARDZO dziękuję za ten komentarz. Który zresztą odkryłam teraz przypadkiem – niestety najwyraźniej wyłączył mi się system powiadamiania o nowych komentarzach…
Oczywiście ma Pan rację – a ja w pierwszej chwili z przerażeniem zaczęłam się zastanawiać, skąd mi się ten Murzyn wziął w takim razie. Przecież pamiętam, że czytając streszczenia poszczególnych legend korzystałam z raczej dość pewnego źródła: opracowań Centre for the Study of the Cantigas de Santa Maria of Oxford University… no i po chwili do mnie dotarło, co się stało.
Tę część wpisu tworzyłam na podstawie notatek wykonanych przy okazji dawniejszych badań nad treściami owych maryjnych legend. Oryginalnie zamierzałam napisać: “Na popularność tych przedstawień wpłynęło niewątpliwie dzieło “Miracles de Nostre Dame” autorstwa Gautiera de Coinci (1177-1236). Większość z tych opowieści znalazła się później w Cantigas de Santa Maria, czyli zbiorze 420 pieśni w języku galicyjsko-portugalskim, napisanych w drugiej połowie XIII wieku na dworze króla Kastylii Alfonsa X Mądrego.” Później niestety – i tu jest mój błąd – wyrzuciłam z wpisu na blog wzmiankę o Cantigas, bo chciałam nie robić zamieszania, a ilustrację i tak dać z Miracles, wraz z odwołaniem do wcześniejszego wpisu. Niefortunnie wersja legendy została przywołana jednak zgodnie z Cantigas. Ot, takie są skutki zmęczenia, co tu dużo mówić. Nie dosyć, że wpisy publikuję rzadko, to jeszcze z błędami :(
Wydaje się bowiem, że tam faktycznie był Murzyn. Wspomniana baza oksfordzka podaje, że diabeł przyjął m.in. formę “a tall, thin, shaggy, black man.” (https://csm.mml.ox.ac.uk/index.php?p=poemdata_view&rec=47). Jeśli dobrze rozumiem (piąte przez dziesiąte, jak to się mówi), będzie to zwrotka VI:
“Pois en figura d’ hóme | pareceu-ll’ outra vez,
longu’ e magr’ e veloso | e negro come pez;
mas acorreu-lle lógo | a Virgen de bon prez,
dizendo: “Fuge, mao, | mui peor que rapaz.”
Bardzo ciekawym wydaje mi się w tym kontekście artykuł dotyczący funkcjonowania diabła jako “Etiopczyka”
(https://hcommons.org/deposits/objects/hc:16774/datastreams/CONTENT/content), gdzie zresztą ilustracja numer 11 to właśnie przedstawienie z tej pieśni – i diabeł faktycznie wygląda tam jak Murzyn.
Oczywiście za chwilę dodam też sprostowanie do wpisu – raz jeszcze niezmiernie dziękuję za zwrócenie mi uwagi na mój błąd!
Jeśli zaś chodzi o Memlinga to oczywiście nie zgadzam się że tam mamy diabłów-Murzynów; a o tym, że jest tam rasowe równouprawnienie (jeden potępiony, ale też jeden w kolejce do nieba) chyba nawet kiedyś tu wspominałam w jednym z dawnych wpisów… co prawda czarnoskóry człowiek jest w kolejce do zbawienia ostatni, ale też mu się należy! ;)
Pozdrawiam najserdeczniej!
Cała przyjemność po mojej stronie! Nietrudno o nałożenie się różnych wersji legendy przy dość nieoczekiwanej podmianie jednego elementu. Czy jednak “hóme […] longu’ e magr’ e veloso e negro come pez”, czyli człowiek wysoki, chudy, włochaty i czarny z Cantigas jest Murzynem? Na ilustracji w kodeksie MS T. I. 1 (tzw. Códice Rico) wygląda trochę jak grecki Pan porośnięty czarnym futrem, ale tylko od góry do połowy ud. Reszta należy do człowieka. Białego. ;) Średniowieczny artysta nie skojarzył “człowieka czarnego jak smoła” z Afrykaninem.
Z drugiej strony, diabeł jest nie tylko czarny (bo to kolor negatywnie kojarzony w naszej kulturze) i antropomorficzny. Jest także brzydki, a czy chcemy tego, czy nie, w oczach przeciętnego Europejczyka dawnych wieków negroidalny typ urody był po prostu nieatrakcyjny. Jak pisze cytowany przez EK w innym komentarzu x. Chmielowski, zabobonne kobiety, otaczające się w błogosławionym czasie wizerunkami pięknych osób dla zapewnienia urody potomstwu, Pan Bóg często “strasznym karze płodem. Za Kupidyna daje Murzyna; z Parysa szpetnego jak biesa”. Oświeceni też nie bardziej otwarci: “Und ich soll die Liebe meiden, | Weil ein Schwarzer hässlich ist” (“A ja mam wyrzec się miłości, bo Czarny jest brzydki”). To z “Czarodziejskiego fletu”. Nic dziwnego, że we współczesnych inscenizacjach często brzydota Monostatosa wyrażona jest inaczej niż przez kolor skóry. Zresztą samo malowanie sobie twarzy na czarno byłoby źle widziane.
A co do x. Chmielowskiego, to u niego “rasizm” – w cudzysłowie, bo nie ma to nic wspólnego z poglądem o wrodzonej moralnej i intelektualnej niższości ludzi innych ras – na tym się kończy. Nic pogardliwego nie znajdziemy w opisie Afryki. A jednym zdaniem autor “Nowych Aten” wręcz wyprzedza swoja etnocentryczną epokę, głosząc relatywizm kulturowy i przekonywająco tłumacząc to, co nas tu zajęło. Pisze mianowicie o “obywatelach Abbyssyńskich”: “Aniołów malują czarno, bo to jest ich Murzyński kolor, a diabła biało, bo ta maść jest Cudzoziemska, Europejska”.
I tego się trzymajmy! ;)