
MAJTKOWE SEKRETY “DEKAMERONU”

Wiele lat temu, kiedy miałam zaszczyt – jeszcze jako studentka – zaprezentować na Bardzo Poważnym Spotkaniu historyków sztuki moją pracę dotyczącą pewnego rękopisu, Bardzo Poważne Grono wdało się w dyskusję: czy akceptowalne jest, że ta oto młoda badaczka powołuje się w swoim referacie na źródła w Internecie? Oczywiście teraz nas to bawi – sama zresztą od kilku lat prowadzę redakcję bardzo szacownego skądinąd naukowego czasopisma online. To jednak kwestia ostatnich kilkunastu lat; zdarzenie, które wspominam, miało miejsce dwie dekady temu. Wówczas jeszcze rzeczywiście nie było prostego dostępu do porządnych naukowych publikacji w sieci. Co zatem cytowałam, co wzburzyło Bardzo Poważnych Historyków Sztuki? Otóż chodziło o zdigitalizowane zbiory biblioteczne. A dokładniej – o zdigitalizowane średniowieczne rękopisy. Mój argument (który został przyjęty w sumie przychylnie) był taki, że przecież mówimy o dostępie do źródła, a zdigitalizowany rękopis można cytować dokładnie tak, jak oryginał. Nie muszę za to lecieć do Paryża, żeby się do owego rękopisu się dostać.
Dzisiaj to dla nas jest naturalne – i bardzo dobrze! Szczególnie właśnie w przypadku rękopisów: one nie są normalnie udostępniane, jak rzeźby czy obrazy w muzeach, ale dzięki digitalizacji stają się wreszcie powszechnie dostępnymi dziełami sztuki dawnej: świadectwem kultury wizualnej, do której każdy może sięgnąć. Jednym z moich ulubionych serwisów jest Gallica: udostępnione tam są między innymi fenomenalne iluminowane rękopisy z Bibliothèque nationale de France w Paryżu, a wszystko w domenie publicznej.
Dziś postanowiłam opowiedzieć o tym, jak miniatury z pewnego rękopisu pozwoliły mi odkryć nieścisłości w tłumaczeniu „Dekameronu”… chodzi mianowicie o męskie majtki.
Rękopis zdigitalizowany w serwisie Gallica ma sygnaturę Ms-5070 réserve – to „Dekameron” Boccaccia w tłumaczeniu na język francuski. Przekład ten (najstarszy) wykonał Laurent de Premierfait w latach 1411-1414. Rękopis spisany jest pismem późnogotyckim zwanym bastardą, a spisał go skryba Guillebert de Mets (Metz) wówczas przebywający w Grammont we Flandrii (zm. po 1436). Księga została zamówiona zapewne w latach 30. XV wieku przez opata Saint-Adrien de Grammont, być może na prezent dla Filipa Dobrego, księcia Burgundii. Anonimowi iluminatorzy, którzy dekorowali ten rękopis zwani są Mistrzem Guilleberta de Metz i Mistrzem Jeana Mansela.

https://gallica.bnf.fr/ark:/12148/btv1b7100018t/f1.planchecontact
Sam „Dekameron” bardzo lubię – a ilustracje w tym akurat rękopisie są piękne, choć niespecjalnie nieprzyzwoite, biorąc pod uwagę treść samego tekstu.
No i właśnie o pewnych aspektach tekstu – czy też raczej jego tłumaczenia – chciałabym dzisiaj napisać. Oto bowiem dzięki miniaturom w tym właśnie rękopisie odkryłam, jak najpopularniejszy przekład Edwarda Boyé przeinaczył (a może nawet w pewnym sensie ocenzurował) problem męskich majtek w dwóch nowelkach!
Dekameron to opowieść na czasy pandemiczne: oto w czasach wielkiej epidemii Czarnej Śmierci (w latach 40. XIV wieku) grupa siedmiu młodych florenckich dam oraz trzech mężczyzn („Nie byli to młodzieńcy, bowiem najmłodszy dwadzieścia pięć lat już liczył”) zdecydowała się uciec z ogarniętego zarazą miasta. Kolejne dziesięć dni na wsi umilali sobie opowiadając krótkie historie, po jednej dziennie na każdą osobę, przez co w sumie mamy 100 nowel.
Dnia ósmego piąta opowieść ma w polskim przekładzie tytuł „Sędzia bez spodni” i dotyczy nieco szczeniackiego żartu; jak przeczytamy w streszczeniu: „Trzech florenckich figlarzy ściąga spodnie z sędziego, w czasie gdy ów w trybunale różne sprawy rozważa.”

Giovanni Boccaccio, Dekameron, 1 poł. XV w., Bibliothèque nationale de France w Paryżu, Arsenal, MS-5070, fol. 287v, https://gallica.bnf.fr/ark:/12148/btv1b7100018t/f588.item.zoom
W owej polskiej wersji historia nie wydaje się przesadnie obsceniczna: z owych trzech figlarzy, dwóch udawało kłócących się petentów: „Pierwszy schwycił go za lewą połę od kaftana, drugi za prawą, po czym razem wrzeszczeć poczęli.” A tymczasem trzeci kolega „przez nikogo nie spostrzeżony, wśliznął się pod tron sędziego i usadowił się blisko nóg ofiary”, a następnie, gdy „Sędzia chcąc ich zrozumieć, wstał i nieco ku nim się pochylił”, ów „wysunął rękę przez otwór między deskami, schwycił za dół obszernych portek sędziego i silnie je ku sobie pociągnął. W tym mgnieniu oka spodnie opadły obnażając chude i kościste ciało sędziego.”
Wyobraźnia rysuje nam w tym momencie obraz obnażonych chudych nóg sędziego, tymczasem rzecz jest w tym, że dowcipnisie ściągnęli sędziemu… majtki, a nie spodnie! Oto bowiem w średniowieczu mężczyźni nie nosili spodni, po prostu bieliznę, a nogi ich zakrywały nogawice (rodzaj męskich pończoch). Ewolucja owej męskiej bielizny przebiegła w ten sposób, że ulegała ona zmniejszeniu: od luźnych gaci przypominających szorty (popularnych np. w XIII wieku) po obcisłe i króciutkie majtki przypominające figi (w wieku XV).

Fragment miniatury ukazującej męską bieliznę (z nogawicami i bez nogawic) tzw. Biblii Krzyżowców, Paryż, lata 40. XIII wieku, The Morgan Library & Museum, MS M 638, fol. 12 v
https://www.themorgan.org/collection/crusader-bible/24

Mężczyźni w bieliźnie (i kobiety bez) w malowidle Źródło Młodości w Castello della Manta koło Saluzzo w Piemoncie,
między 1411 a 1416, https://www.wga.hu/html_m/m/master/castell/fountai2.html
Gdy sięgniemy do oryginalnego tekstu, wszystko staje się jasne: u Boccaccia pojawia się tu słowo “le brache”, które chyba należało raczej przetłumaczyć właśnie jako “gacie”. Dla czternasto- i piętnastowiecznego czytelnika oczywiste było, że chodzi o majtki; tak też ta opowieść została zilustrowana w rękopisie z Paryża, choć i tak artysta ocenzurował widok, jaki ukazał się zgromadzonym po tym, gdy dowcipnisie rozpostarli poły szaty sędziego. Ów „kaftan” nie był to bowiem krótki kubrak, ale szata wierzchnia, która zasłaniała sędziowską bieliznę.
Drugi przykład to opowieść druga dnia dziewiątego – znów zacytuję tu polskie podsumowanie: „Pewna przeorysza zrywa się z łoża nocą, aby — posłuch dając oskarżeniu — zaskoczyć mniszkę, u której znajduje się jej miłośnik. Tymczasem u przeoryszy bawił ksiądz. Przeorysza mniemając, że chwyta welon, zarzuciła na głowę spodnie ojcaszka. Oskarżona, obaczywszy to, zwróciła uwagę przeoryszy, dzięki czemu kary uniknęła i mogła bez przeszkód pozostać ze swym kochankiem.”

Giovanni Boccaccio, Dekameron, 1 poł. XV w., Bibliothèque nationale de France w Paryżu, Arsenal, MS-5070, fol. 325
https://gallica.bnf.fr/ark:/12148/btv1b7100018t/f663.item.zoom
Tutaj problem z tłumaczeniem mamy dwojaki; oto bowiem kluczowy fragment tej opowieści brzmi: „Przeorysza […] mniemając, że bierze do rąk fałdzistą zasłonę, którą mniszki tamtejsze »psałterzem« nazywają, pochwyciła spodnie ojcaszka.” Później zaś „gdy przeorysza nie ustawała w srogim gniewie swoim, dziewczę ośmieliło się wreszcie błagalnie oczy podnieść i wówczas spostrzegło, że przełożona ma na głowie spodnie, których tasiemki z obu stron na skronie jej spadają. Pojąwszy, w czym rzecz, rzekła śmiało: — Matko przeoryszo, na miłosierdzie boskie, zawiążcie sobie wprzód czepiec, a potem powiedzcie mi jasno, czego chcecie ode mnie?”
Po pierwsze, nie powinniśmy po polsku mówić, że ów welon zwany był „psałterzem” – bo psałterz to Księga Psalmów, zaś welon, ze względu na swój specyficzny kształt powycinanego trójkąta, zwany był „il saltero”. To archaiczna wersją słowa „salterio”, które w rzeczy samej może oznaczać psałterz, ale także jest to określenie instrumentu muzycznego, który po polsku nazywa się „psalterium”, albo „psalterion”. Jest to instrument o płaskim pudle rezonansowym w kształcie trapezu, trójkąta albo prostokąta, z rozpiętymi na wierzchu strunami. Możemy zatem wydedukować, że nazwa welonu wzięła się od kształtu, w jakim mógł występować instrument. A ów kształt był po prostu… majtkowy.

Hans Memling, muzykujący aniołowie (detal – po lewej psalterion), z lewego skrzydła tryptyku w Koninklijk Museum voor Schone Kunsten w Antwerpii, 1483-1494
https://commons.wikimedia.org/wiki/Category:Music-making_Angels_(Memling,_KMSKA_779)#/media/File:Musicerende_engelen,_Hans_Memling,_(1483-1494),_Koninklijk_Museum_voor_Schone_Kunsten_Antwerpen,_779.jpg
Średniowieczne męskie majtki były często odpowiednio wyciętym kawałkiem materiału z tasiemkami na bokach (do wiązania na biodrach). Oczywiście znów w oryginale Boccaccia pojawia się tu “le brache” – czyli nasza przeorysza po prostu założyła na głowę majtki księdza, a nie jego „spodnie”. Rzut oka na miniaturę w rękopisie – i wszystko staje się jasne. Nawiasem mówiąc, powinniśmy też pamiętać, że majtki były częścią męskiego stroju (stąd też upokorzenie przeoryszy – kobiety majtek nie nosiły, zatem własnych by na głowę nie założyła) – w tym temacie polecam mój wcześniejszy wpis (“Walka o spodnie”).
I dlatego właśnie trzeba studiować i tekst, i obrazki, kiedy się bada średniowieczną literaturę! W ilustracjach rękopisów mogą się kryć konteksty, bez których w pełni już dziś nie zrozumiemy, jak ówcześni odbiorcy odczytywali dany tekst. Inna sprawa, że tłumacze średniowiecznej świeckiej literatury działający w XIX i w 1 połowie XX wieku często świadomie dokonywali przekładów w ten sposób, aby obyczajowo nieco złagodzić wydźwięk tekstów. “Spodnie” zamiast “majtek” są jednym z wielu przykładów takiego działania – po prostu uznawano, że średniowiecze bywało zbyt nieprzyzwoite dla współczesnego czytelnika.
A ja oczywiście między innymi za to właśnie owo średniowiecze kocham.
Spodnie by uszły, wszak sama nazwa wskazuje, ze nie zawsze były częścią wierzchniego odzienia. Podobnie w różnych tłumaczeniach mamy breeches, culottes, штаны itd. W przekładzie Edwarda Boyé czytamy: “Dzięki odchylonym połom kaftana widać było, że górna część tych spodni prawie do połowy nóg opada“, co nasuwa wyobrażenie majtek opuszczonych do kolan, jednak w oryginale mowa raczej o dolnej części lub spodzie owej części garderoby (“il fondo loro infino a mezza gamba gli aggiugnea”). Były to zatem normalnie założone luźne gacie z krokiem na wysokości kolan.
A co do psałterza, to poruszyła Pani ciekawy temat. Rzeczywiście dzisiaj słowo to odnosi się tylko do osobno wydanej Księgi Psalmów i nie kojarzy się bezpośrednio z instrumentem. Tak używał go Kochanowski (“psałterza pięć książeczek”), psalterium nazywając gęślą. Sam wszakże tytuł “Psałterz Dawidów” musiał być przez ówczesnego kształconego w łacinie czytelnika oczywistym echem “Psalterium Davidis”, czyli dosłownie (niech poecie będzie) “Gęśli Dawidowej”. NB, sto lat później dominikanin Cyprian Zakiewicz swoją parafrazę psałterza zatytułował “Lutnia Dawida”.
Jednakże w pierwszej ćwierci XVI wieku mistrz Walenty Wróbel używał słowa “psałterz” w znaczeniu instrumentu: “Dobrze ciebie chwalić na psałterzu dziesiąci strun sprawionym” (Ps. 91,4) i musiał to być dla niego sens podstawowy, jeśli nie jedyny, skoro swój zbiór psalmów zatytułował nie “Psałterz”, a “Żołtarz Dawidow”. Odnośny werset objaśnia tak: “Na Psalterzu, to jest na gęślach, które był sobie Dawid sprawił”. Ks. Wujek natomiast w przedmowie do swojego “Psałterza Dawidowego” pisze: “Dawid te hymny abo pieśni śpiewał abo śpiewać kazał przy psałterzu, to jest przy instrumencie muzyckim o dziesiąci strunach (jako się z Psalmu 91, 4 i 143, 9 pokazuje)”, ale już nie wraca do tego słowa w samym tekście, mamy tam bowiem “na instrumencie o dziesiąci strunach, na arfie” (Ps 91,4) oraz “na arfie o dziesiąci stronach” (Ps 143,9).
Fakt faktem, że w XIX-wiecznym przekładzie Dekameronu “psałterz” nie wywołuje już żadnych skojarzeń z instrumentem, który przez swój szczególny kształt dał nazwę mniszemu welonowi. Chyba i dla współczesnego Włocha jest to coś, co wymaga przypisu.
Jak zwykle fenomenalny komentarz, dziękuję! Właśnie też mi się wydaje, że “psałterz” już teraz nikomu się nie kojarzy z instrumentem. Dokładnie tak jak Pan pisze – pewnie i dla współczesnego Włocha jest to coś, co wymaga przypisu.