Jacek z pierogami i inni święci od jedzenia
17 sierpnia to dzień, gdy wspominamy św. Jacka – tego dnia w tym roku kończy się także krakowski festiwal pierogów. Pierogi są chyba jedyną potrawą w kuchni polskiej mającą własnego świętego patrona! Dziś zatem słów kilka o świętym Jacku i nie tylko.
Święty Jacek, a właściwie Hiacynt Odrowąż, miał się urodzić w 1183 roku, zmarł zaś w 1257. Wywodził się z możnowładczego rodu Odrowążów, jego krewnym był biskup krakowski Iwo Odrowąż. Pododbno Jacek studiował w Rzymie i Bolonii, miał także szczęście spotkać świętego Dominika, i postanowił wstąpić do nowego zakonu. Jacek, wraz z Czesławem Sandomierskim i Hermanem Niemcem jako ostatni dostąpić mieli zaszczytu bycia przyjętymi do zakonu dominikanów osobiście przez samego świętego Dominika. Biskup Iwo Odrowąż postanowił w 1222 roku sprowadzić nowy zakon do Krakowa: dominikanie otrzymali kościół Świętej Trójcy, zaś przełożonym zostać miał święty Jacek. Najstarszym zachowanym żywotem świętego Jacka jest tekst XIV wieczny napisany przez lektora Stanisława, lecz zapewne istniały także kiedyś teksty wcześniejsze. Jak to zwykle bywa, średniowieczne legendy obrosły opisami rozmaitych jackowych cudów. Najczęściej Jacek przedstawiany jest z monstrancją i figurką Matki Boskiej, które miał uratować z płonącego kościoła w Kijowie. Ale mamy także inne cuda – wydaje się przy tym, że Jacek funkcjonował jako święty czuły na niedolę zwykłego mieszkańca Krakowa. A to wskrzesił topielca, a to nawet ożywił zdechłą krowę, a to podniósł zboże powalone gradem… no i wreszcie te pierogi! Tradycja mówi, że po zniszczeniu Krakowa przez Tatarów Jacek karmił wygłodniałą ludność pierogami. W legendzie może być ziarno prawdy – niewykluczone, że dominikanie rzeczywiście zdołali uchować jakieś zapasy zboża, zaś dobroć Jacka polegała na tym, że zamiast zatrzymać ocalałą mąkę dla zakonników, zdecydował się dokarmić Krakowian po tatarskiej klęsce. Oczywiście nie były to ruskie pierogi, ponieważ w XIII wieku nie było jeszcze w Europie ziemniaków. Może były z mięsem – na przykład z tej wskrzeszonej krowy?
Rzadko zdarza się, żeby jakaś potrawa miała swojego świętego patrona – inaczej rzecz się ma z pojedynczymi produktami. Z produktem żywym przedstawiany jest święty Antoni Pustelnik, a mianowicie: ze świnką. Jest to dziwny atrybut, powszechny już w średniowiecznych przedstawieniach, ale nie wyjaśniony w średniowiecznych żywotach świętego. Antoni był egipskim pustelnikiem, żyjącym na przełomie III i IV wieku; wedle legend w odosobnieniu przeżywał ciężkie kuszenia ze strony sił nieczystych. Niektórzy uważają, że stąd właśnie u jego boku świnia – jako zwierzę nieczyste, symbolizujące złe siły. Inni twierdzą, że świnia towarzyszy Antoniemu dlatego, że wieprzowym smalcem leczyć miano choroby skóry, zwane w średniowieczu chorobami świętego Antoniego (warto zauważyć, że w Anglii jako “ogień świętego Antoniego” rozumiano chorobę skórną nazywaną dziś różą, zaś na kontynencie mianem “ognia świętego Antoniego” określano raczej zatrucie sporyszem). Późniejsze ludowe legendy oczywiście odnosiły się do sztuki, powstały zatem historie o tym, że święty Antoni miał w młodości być świniopasem i mieć świnkę jako towarzyszące na co dzień zwierzątko. No i rzecz jasna w tej sytuacji święty Antoni Pustelnik został patronem bekonu.
Warto może jeszcze wspomnieć mało znanego świętego Ruperta (Ruprechta) – przedstawiano go z beczką, ale nie z piwem, tylko z solą. Jedna z najstarszych kopalni soli na świecie znajduje się w Hallein koło Salzburga – już Celtowie wydobywali tam sól. Było to wielkie bogactwo, które docenił święty Rupert; żył on na przełomie VII i VIII wieku i miał być pierwszym biskupem Salzburga. Tradycja mówi, że to on właśnie nadał miastu nazwę Solny Zamek (Salz-Burg), a gród rozkwitł właśnie dzięki handlowi bardzo drogą w średniowieczu solą. Mieszkańcy Salzburga do dziś obchodzą hucznie Dzień Świętego Ruperta – patrona czci się do tego stopnia, że salzburscy uczniowie mają z tej okazji dzień wolny od zajęć szkolnych!
Nie wszyscy święci to męczennicy, nie wszyscy to asceci, niektórzy nawet patronują dobremu jedzeniu. Pozostaje nam pamiętać tylko, że nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu to jeden z grzechów głównych, a nawet najlepsze potrawy spożyte w zbyt dużej ilości mogą źle odbić się na naszym zdrowiu. A wtedy może się okazać, że pozostanie już tylko modlitwa do Judy Tadeusza – świętego od spraw beznadziejnych.