Koń jaki jest, każdy widzi.
W czołówce serialu „1670” (polecam go bardzo – kto nie widział, zwiastun jest TU) pojawia się wiele fragmentów miniatur i dekoracji marginalnych ze średniowiecznych rękopisów – o niektórych z nich pisałam już kiedyś tu na blogu (polecam wpisy: “Zakazany owoc smakuje najlepiej” i “Trąba à rebours“), lecz ta czołówka pokazuje tak wiele ciekawych motywów, że jeszcze niejeden wpis na ten temat mógłby powstać. Dziś postanowiłam skupić się na… koniach.
Tytuł niniejszego wpisu to fragment z encyklopedycznego osiemnastowiecznego dzieła ks. Benedykta Chmielowskiego, zatytułowanego „Nowe Ateny. Albo Akademia wszelkiey scyencyi pełna, na różne tytuły iak na classes podzielona, mądrym dla memoryału, idiotom dla nauki, politykom dla praktyki, melancholikom dla rozrywki erygowana”. Była to kompilacja oparta na źródłach antycznych i średniowiecznych – w zasadzie trzeba przyznać, że chociaż powstało to w XVIII wieku, to z grubsza treściowo powiela popularne w wiekach średnich poradniki i zestawienia o charakterze encyklopedycznym. Dużo też tam treści niekoniecznie sensownych w dobie Oświecenia, na przykład o „sprawach czartowskich”, o opętanych, o magii, o upiorach… ale nas dziś interesuje koń.
To jedno zdanie – „Koń jaki jest, każdy widzi” to jedynie początek dłuższego wpisu, umiejscowionego pomiędzy „Jednorożcem” a „Koniem morskim” (zwierzęta omawiane są alfabetycznie). Między innymi przeczytamy tu, że „Konie wielbłądów nienawidzą”; a także iż „Juliusz Cesarz na trzy dni przed swoją śmiercią konia płaczącego zastał.” Jest też wspomniany cudowny koń, genialnie wyćwiczony: „na spytanie y pokazanie sobie Zegarka od Maystra, nogą stuknął tyle razy, ile godzin index na Zegarku prezentowanym pokazywał […] kłaniał się, kładł, klękał, wino z kieliszka wypijał.”
Oczywiście konie pojawiały się także w średniowiecznych bestiariuszach, czyli księgach o zwierzętach, omawiających różne gatunki. Podstawowym źródłem dla nich był tak zwany “Fizjologus”, powstały zapewne w Egipcie w końcu III wieku, zawierający opisy prawie 50 zwierząt, głównie z kręgu śródziemnomorskiego. Bestiariusze zawierały zarówno opisy zwierząt rzeczywistych, jak i fantastycznych – polecam w tej kwestii moje archiwalne wpisy: „Bestiariusz pełen cudów”, „Jak się łapie jednorożca”, „Słoń i mandragora” oraz „Średniowieczne bestie, których lepiej unikać”.
Bestiariusz średniowieczny poucza nas, że konie to zwierzęta energiczne i radosne. Lubią wyścigi oraz udział w walce – cieszą się ze zwycięstwa, ale i przeżywają porażkę. Niektóre nie pozwalają się dosiąść nikomu, kto nie jest ich panem; są też emocjonalne i opłakują śmierć swojego właściciela. Bardziej szlachetne nadają się do ujeżdżania, inne lepiej sprawdzają się jako pociągowe. Niektóre konie tak angażują się w bitwę, że kąsają konie przeciwników, biorąc w ten sposób udział w walce, gdyż są na tyle inteligentne, że potrafią rozpoznać wroga.
To ostatnie twierdzenie zostało zilustrowane w unikatowej miniaturze z tak zwanego Bestiariusza z Rochester (ok. 1230, British Library w Londynie, Royal MS 12 F XIII, fol. 42v) – wydawać by się mogło, że ukazuje ona przytulające się konie (nawiasem mówiąc, miniatura ta krąży w mediach społecznościowych 31 marca, gdy przypada coroczny Dzień Przytulania Mediewistów). Są to jednak konie walczące, jako że obok walczą pieszo ich właściciele – rycerze. Miniatura ta znalazła się w czołówce serialu „1670”.
Inne przedstawienie konia w tej czołówce znane jest jako „koń-jajo” – to z kolei źródło popularnych memów, wykorzystujących fakt, że ten koń się artyście po prostu nie udał.
Nie jest łatwo namalować konia w ujęciu frontalnym! Ta miniatura akurat pochodzi z francuskiego rękopisu „L’estoire del Saint Graal” z 1316 roku (British Library, Additional 10292). To dzieło z tak zwanego cyklu arturiańskiego (zwanego też materią bretońską), będącego zbiorem różnych legend związanych z królem Arturem z I tysiąclecia, opartych o folklor celtycki z motywami chrześcijańskimi. W ramach tego cyklu funkcjonował spisany w pierwszej tercji XIII wieku „Lancelot Prozą” („Cykl Wulgaty” – choć nie ma to nic wspólnego z Biblią, chodzi po prostu o „powszechną” wersję opowieści o Lancelocie), który opowiadał podstawową legendę (o królu Arturze, o Merlinie, o poszukiwaniu Graala, o romansie Lancelota i Ginewry, ze śmiercią Artura na koniec). Rękopis z British Library jest bogato ilustrowany i zawiera wiele scen z udziałem rycerzy i ich koni – „jajowaty” rumak występuje tam więcej niż jeden raz!
Na koniec wreszcie trzeba powiedzieć, że w kwestii koni niesłychanie interesującym zabytkiem jest Tkanina z Bayeux (o niej pisałam już TU). Prof. George Garnett (St Hugh’s College, Oxford) opublikował jakiś czas temu artykuł w History Extra (serwis historyczny BBC), poświęcony analizie znaczenia penisów ukazanych w Tkaninie z Bayeux – podliczył, że jest ich 93, z czego aż 88 należy do koni. Wydaje się, że męskość koni w tym dziele ma odzwierciedlać męskość ich panów – największe przyrodzenie ma rumak zwycięskiego Wilhelma. Bowiem tkanina z Bayeux opowiada o tym, jak Wilhelm (później zwany Zdobywcą) podbił Anglię.
A skoro już mowa o koniach i ich penisach, to średniowieczne rękopisy również zawierają przedstawienia produkcji mułów, czyli kopulacji klaczy i osła (lub płodzenia osłomuła – czyli potomka oślicy i ogiera):
Osioł tymczasem to zwierzę tradycyjnie postrzegane jako symbol pożądliwości, zapewne z powodu dużych rozmiarów prącia i długotrwałych erekcji tego zwierzęcia. Prawdopodobnie z tego względu osioł stał się atrybutem antycznego boga Priapa, którego charakteryzował nieproporcjonalnie powiększony penis. Późny zapewne mit, przekazany przez Owidiusza, mówił, że Priap chciał pewnego razu zgwałcić śpiącą Westę (Hestię), lecz zamiar jego udaremnił osioł, który swoim rykiem nie tylko obudził boginię, ale także przestraszył Priapa na tyle, że ów stracił swoją erekcję. To już jednak zupełnie osobna historia, niezwiązana z koniem.
Ten zaś, jaki jest, każdy widzi.
Ciekawe, że na miniaturze z “przytulającymi się” końmi, zastosowano używaną również dzisiaj, kolorystykę oznaczania walczących stron: czerwony i niebieski. W ten sposób pokolorowano nawet kopyta koni, stojących względem siebie po tych samych stronach, co ich panowie..
Kopyta to chyba nie, ale każdy z koni ma na sobie siodło swojego pana, a siodło ma elementy kolorystyki herbowej (rozpoznawczej) danego rycerza.