Św. Łukasz maluje Madonnę
W 2016 r Bowes Museum (Barnard Castle, Durham) pozyskało do swej kolekcji późnogotycki obraz przedstawiający św. Łukasza malującego Madonnę. Jest on określany jako dzieło powstałe w warsztacie Dirka Boutsa, jednego z czołowych artystów niderlandzkich XV wieku. Obraz nie wygląda na namalowany w całości przez samego mistrza – stąd przypisano go ogólnie innym malarzom z jego warsztatu. Niewątpliwie niezwykle przykuwające uwagę widza jest tu Dzieciątko: namalowane cokolwiek nieporadnie, ujęte w dziwnej pozie. To nie jest tylko kwestia umiejętności artysty (lub ich braku); prawdopodobnie zaskakująca poza Jezusa miała nieść konkretny przekaz.
Według tradycji św. Łukasz miał być malarzem – dlatego w średniowieczu większość rzemieślniczych cechów malarzy przyjmowało go za swego patrona i fundowało kaplice pod jego wezwaniem. Legenda mówiła, że św. Łukasz miał namalować na desce stołu Marię i małego Jezusa – miały to być prawdziwe portrety, do których Zbawiciel i jego matka rzeczywiście pozowali. Legenda ta wiązana była przede wszystkim z przedstawieniem Matki Boskiej z Dzieciątkiem przechowywanym w klasztorze Hodegon (tzw. Hodegetria) – ale rozprzestrzeniła się ostatecznie na bardzo wiele kultowych wizerunków maryjnych.
I tutaj właśnie chyba kryje się tajemnica nietypowego upozowania Dzieciątka na obrazie z warsztatu Boutsa. Przedstawienie takiej a nie innej pozy Madonny z Dzieciątkiem podkreśla bowiem rangę określonego typu ikonograficznego jako “prawdziwego wizerunku”. Najpopularniejszą piętnastowieczną niderlandzką wersją był obraz Rogiera van der Weydena, kilkakrotnie kopiowany – tam św. Łukasz maluje Madonnę karmiącą Dzieciątko.
Bardzo interesującym i zupełnie innym przypadkiem wizerunek z ołtarza z kaplicy malarzy w kościele św. Marii Magdaleny we Wrocławiu. Jest to zapewne dzieło Jakoba Beinharta (pocz. XVI w.), przechowywane dziś w Muzeum Narodowym w Warszawie. Oto św. Łukasz maluje Madonnę, która akurat zajęta jest tkaniem sukienki dla małego Jezusa. Sukienka ta była oczywiście cudowna – według legendy rosła magicznie wraz z Chrystusem i nigdy się nie brudziła. To miała być ta sama szata, o którą później pod krzyżem żołnierze rzucili losy…
Dlaczego zatem malarz z warsztatu Boutsa ukazał Dzieciątko, które wygląda na wyrywające się z objęć Matki? Sądzę, że w tym przypadku może chodzić o odwołanie do bardzo specyficznych późnogotyckich obrazów: niewielkich dyptyków, zestawiających wizerunek Madonny z Dzieciątkiem z przedstawieniem Chrystusa Umęczonego.
Takie dyptyki służyły prywatnej dewocji; nierzadko założenie ich było takie, że dwie części korespondują ze sobą. Oto Dzieciątko widzi swoją przyszłą mękę – jest zasmucone, a czasem przestraszone, do tego stopnia, że wyrywa się z objęć Matki, usiłując uciec od przerażającej zapowiedzi cierpienia. Uważa się, że częścią takiego dyptyku mógł być obraz wiązany z tzw. Mistrzem z Flémalle — właśnie ze względu na szczególną pozę przestraszonego Dzieciątka.
Wynikałoby z tego, że obraz z warsztatu Boutsa może “promować” tego typu dyptyki, podnosząc zawarty w nich wizerunek Madonny do rangi “prawdziwego portretu” namalowanego przez św. Łukasza. Maria próbuje zabawić Jezusa owocem, który z kolei odnosi się symbolicznie do grzechu pierworodnego. Mamy tu zatem do czynienia z aluzjami do całych dziejów zbawienia: od grzechu Adama i Ewy po zapowiedź odkupienia przyszłą przez mękę Chrystusa.
Obraz pozyskany do kolekcji Bowes Museum jest interesujący dla nas jeszcze z innego powodu – oto stanowi on bardzo ciekawe porównanie do “Zwiastowania” z kolekcji Czartoryskich w Krakowie! To także dzieło z kręgu Dirka Boutsa – i spójrzcie: taki sam wzór na podłodze, bardzo podobna ława z zielonymi poduszkami… Właśnie dlatego między innymi warto śledzić nowinki na artystycznym rynku – bo raz na jakiś czas z prywatnych kolekcji wyłaniają się obrazy, które mogą być interesującym kontekstem dla dzieł przechowywanych w naszych zbiorach!
***
Zainteresowanym kwestiami techniki niderlandzkich mistrzów polecam krótki filmik o konserwacji obrazu z Bowes Museum:
Świetny blog! Odkryłam dzięki artykułowi w ostatnim “Tygodniku Powszechnym”, ale wydaje mi się, że można też Panią usłyszeć czasem w radiowej Dwójce?
Dziękuję, bardzo mi miło. W Dwójce to nie ja – wszelkie moje działania są zaprezentowane na podstronach niniejszej strony :) Pozdrawiam!
Szanowna Pani, właśnie przeczytałam Pani artykuł w Tyg. Powsz. z 4 czerwca 2017. Też byłam historykiem sztuki i kiedyś zajmowałam się podobnymi, jak Pani, figlami: np. odkryciem żółwia w poliptyku z Modeny El Greco (Gazette des Beaux Arts, novembre 2002), niedostrzeżonymi przez nikogo notatkami w szkicowniku Teodora Gericault (Master Drawings, 20 (1982), nr. 2), coś tam o Manecie, etc. Mój biogram znajdzie Pani na google pod Joanna Szczepińska Tramer.
Mile pozdrawiam – Joanna Tramerowa
Dziękuję i także pozdrawiam :)