
Gotyckie sny

Nie wiem, czy to punkt widzenia mediewisty, ale wydaje mi się, że większości osób pojęcie “gotyk” kojarzy się ze średniowieczem. Dziś jednak odwołamy się do nurtu popularnego w kulturze brytyjskiej na przełomie XVIII i XIX wieku. Wówczas bowiem powstawały tak zwane “Powieści Gotyckie” – określenie wywodzi się od tytułu dzieła Horacego Walpole’a, “Zamczysko w Otranto” (1764), w drugim wydaniu opisanego jako “Opowieść Gotycka”. Łączyły one element romansów z horrorem, a ich krwawe historie osadzone były najczęściej w gotyckich budynkach. Co ciekawe, sporo takowych jeżących włos na głowie dzieł napisały kobiety; najsłynniejszą chyba pozycją będzie tu “Frankenstein” Mary Shelley (1818). Oczywiście ten “gotycki” nurt obejmował nie tylko literaturę – również w sztuce pojawiały się dzieła podążające za ówczesnym zainteresowaniem tematyką fantastyczną, z nutką horroru. Jednym z najsłynniejszych jest “Nocna Mara” Johanna Heinricha Füssliego z roku 1781. Johann Heinrich Füssli (1741-1825) był artystą pochodzenia szwajcarskiego, ale działał w Anglii, gdzie zresztą znany jest jako Henry Fuseli.
Obraz, wystawiony w Royal Academy w 1782 roku, od razu poruszył widzów. Niepokojąca wizja koszmaru sennego, w której śpiąca kobieta wydaje się omdlewać, czy wręcz umierać, zrobiła na odbiorcach spore wrażenie. Na teatralnie wygiętej ofierze siedzi potworek – jest to demon męczący śpiących. Demony takie odwiedzać miały szczególnie tych, którzy spali samotnie; według sięgających starożytności tradycji mężczyzn odwiedzały sukkuby, a kobiety były dręczone przez inkuby. Były to demony seksualne, gwałcące śpiące ofiary – sukkubem zresztą miała stać się Lilith, pierwsza żona Adama (o Lilith pisałam TUTAJ). Nocne fantazje i sny o treściach erotycznych miały wynikać z odwiedzin owych demonów, a w przypadku kobiet wizyta inkuba mogła nawet skończyć się niechcianą ciążą.
Z drugiej strony wierzono także, że nocny bezdech i uczucie ciężaru na klatce piersiowej powodowane jest przez postać siadającą na śpiącym – to także te demony, a dziś uważa się, że podania o nich mogą wiązać się z doświadczeniami osób cierpiących na tak zwany paraliż senny.
Oprócz samego inkuba jest jeszcze na obrazie Füssliego dosyć przerażający, szalony koń, zaglądający do alkowy. Mamy tu do czynienia z grą słów: angielski tytuł “Nightmare” (koszmar senny) zawiera słowa “night” (noc) i “mare” (klacz) – stąd zły sen przybiera formę psychodelicznego konia. Mimo, że w rzeczywistości “mare” w słowie “nightmare” nie odnosi się do konia, ale do pradawnego określenia koszmarnego snu i zarazem wywołującego go ducha, wywodzącego się być może z tradycji nordyckich. Zresztą nawet w słowiańskich językach mamy zbliżone słowa – po polsku jest to “mara”, a także “zmora”, czyli właśnie demon atakujący śpiących.
Obraz okazał się tak popularny, że Füssli namalował kolejne wersje, co najmniej trzy. Dzieło było także reprodukowane w formie grafik. Podobno odbitkę posiadał także Zygmunt Freud.
Poza tym dzieło stało się także źródłem karykatur – głównie w zakresie satyry politycznej i społecznej, zwłaszcza wobec sytuacji we Francji w końcu XVIII wieku.
Mamy zresztą także wersje francuskie, jak chociażby ta anonimowa grafika z roku 1819:
Zaś wracając do Anglii warto zauważyć, że czasem satyra była bardziej personalna: oto grafika Jamesa Gillray (1799), ukazująca koszmar senny Jerzego, Księcia Walii (1762–1830) którego we śnie nawiedza zjawa Williama Augustusa, Księcia Yorku (1721–1765). Jak się domyślamy, obaj panowie słynęli z obżarstwa i opilstwa – oto duch zmarłego księcia przychodzi jako ostrzeżenie, że taki tryb życia może zaprowadzić do grobu.
Właściwie zresztą należałoby podkreślić, że przecież złe sny mogą w dużej mierze być wywołane przez kłopoty z trawieniem. Obżeranie się przed snem nie tylko tuczy, ale także może powodować koszmary – do tego odnosi się kolejna karykatura, z roku 1830, ukazująca fatalne skutki nieumiarkowania w jedzeniu i piciu:
A zatem konkluzja jest prosta: po pierwsze, nie należy najadać się na noc, a po drugie nie należy spać w samotności, wówczas bowiem demony chętniej przychodzą. A jak się z kimś dzieli łoże, to od razu przyjemniej – i większe szanse, że się spokojnie wyśpimy. O ile współlokator sypialni głośno nie chrapie.