Kwerenda w Internetach
Dziś postanowiłam opowiedzieć o tym, jak wygląda praca zdalna w czasach pandemii, gdy trzeba w ciągu kilku dni napisać artykuł o jakimś obrazie.
Otóż mam do napisania tekst o „Madonnie pod jodłami” Lucasa Cranacha starszego do Tygodnika Powszechnego. Okazją jest czasowa wystawa tego obrazu w Muzeum Narodowym we Wrocławiu – dzieło zostało tam wypożyczone na czas remontu Muzeum Archidiecezjalnego we Wrocławiu, w którego zbiorach obraz się znajduje.
Otóż cały mój problem polega na tym, że po pierwsze aktualnie dostęp do bibliotek jest ograniczony z powodu pandemii, a po drugie w tym momencie i tak przebywam zagranicą (kto oglądał moje filmy na YouTube ten wie: jestem w Znojmie na Morawach). A zatem mam do dyspozycji głównie zasoby Internetu: Google Books, artykuły udostępnione przez autorów (np. w serwisie academia.edu), oraz skany publikacji dostępne w bibliotekach cyfrowych.
Z założenia nie ufam notkom prasowym, oraz ostrożnie podchodzę do artykułów w Wikipedii – czasami zdarza się niezły wpis w tym serwisie (do takich należą te opatrzone porządnymi przypisami, odwołujące się do porządnej literatury przedmiotu), ale nieczęsto w języku polskim. Natomiast uważam, że informacje publikowane na stronach muzeów powinny być rzetelne, bo przygotowane są – jak sądzę – przez kuratorów na podstawie najaktualniejszego stanu badań. Nie zawsze jednak tak jest.
W przypadku obrazu Cranacha wiadomo, że od XVI wieku znajdował się on we wrocławskiej katedrze. Dzieło jest datowane ok. 1510 – to obraz wczesny, ale zawiera już znak herbowy Cranacha (skrzydlaty wąż w koronie z pierścieniem w pysku), który artysta otrzymał od elektora saskiego w 1508 r. Sądzę, że obraz mógł powstać niedługo po tym wydarzeniu: znak ów jest umieszczony na sygnecie namalowanym w lewym dolnym rogu obrazu, wraz z inicjałami L.C. ukazanymi w lustrzanym odbiciu (sygnet służył do pieczętowania – zapewne taki właśnie przedmiot Cranach sobie sprawił po tym, jak otrzymał znak, którym mógł się pieczętować).
Serwis lucascranach.org podaje jedynie, że obraz od XVI wieku był w katedrze we Wrocławiu. W niektórych publikacjach pojawia się informacja, że obraz zamówił biskup wrocławski Jan V Thurzon (zm. 1520). Tymczasem na stronie Muzeum Narodowego we Wrocławiu w materiałach promujących aktualną wystawę widnieje informacja: „Wizerunek Madonny z Dzieciątkiem zamówił u Lucasa Cranacha starszego dla wrocławskiej katedry jej dziekan Joachim von Lindlau na początku XVI w.” Obraz jest też określony jako „namalowany specjalnie dla Wrocławia”.
Podobną informację znalazłam w tekście Pauliny Barysz „Dwie Madonny – jedna historia” opublikowanym w serwisie Rynek i Sztuka:
To mnie zastanowiło. Joachima Lindlau (zm. 1565) znalazłam tylko w jednej książce (Erich Wiese, “Biedermeierreise durch Schlesien”, 1966) w odniesieniu do Madonny Głogowskiej – więc wnioskuję, że chodzi o Joachima von Liedlau, czyli dziekana wrocławskiej katedry i proboszcza kolegiaty głogowskiej, związanego ze wspomnianą Madonną Głogowską, również pędzla Lucasa Cranacha starszego (1518). Jest ona stratą wojenną (wiemy, że znajduje się obecnie z magazynie Muzeum Sztuk Pięknych im. Puszkina w Moskwie, ale póki co nie udaje się jej odzyskać). Ową Madonnę Głogowską von Liedlau pozyskał w 1555 r. (3 lata po śmierci Lucasa Cranacha). Publikacje głównie podają, że Joachim von Liedlau zmarł w 1565 roku i został pochowany w głogowskiej kolegiacie. Wydawało mi się mało prawdopodobne, aby mógł on zamówić obraz do katedry już ok. 1510 – ale dla pewności musiałam znaleźć jego biogram.
Tego typu informacje często znajdują się w publikacjach z przełomu XIX i XX wieku. Dobra wiadomość jest taka, że są one często zdigitalizowane. Zła wiadomość jest taka, że zawartości zeskanowanych czasopism dostępnych w cyfrowych bibliotekach bardzo często nie wyłapuje wyszukiwarka Google.
W takiej sytuacji działamy stopniowo: najpierw wyszukujemy frazę w serwisie Google Books. Jest prawdopodobne, że wyskoczy nam coś, do czego dostępny jest jedynie podgląd fragmentów.
To jednak wystarcza nam, aby po tytule czasopisma (plus rocznik, numer, numery strony) znaleźć interesujący nas artykuł w bibliotece cyfrowej. W tym przypadku chodziło o tekst Gustava Baucha, „Schlesien und die Universität Krakau im XV. und XVI. Jahrhundert” w „Zeitschrift des Vereins für Geschichte Schlesiens. Namens des Vereins unter Mitwirkung der Redaktionskommission” (1907, Bd. 41), który znalazłam w Śląskiej Bibliotece Cyfrowej. I oto mam już biogram Joachima von Liedlau:
Człowiek, który studiował pod koniec lat 30. XVI wieku, a kanonikiem wrocławskiej katedry został w 1551 raczej na pewno nie ufundował obrazu do tej katedry ok. 1510 r.
Czy jednak rzeczywiście obraz Cranacha powstał specjalnie dla wrocławskiej katedry?
W artykule Moniki Kuhnke „Tajemnicze losy Madonny pod jodłami Lucasa Cranacha starszego” (“Cenne Bezcenne Utracone”, 1999 r.) znalazłam zdanie, że “Dzieło […] zostało podarowane przez Johanna Hessa biskupowi Johannowi Thurzo” – i tu znów mam problem z datami, ponieważ Jan Hess został notariuszem w kancelarii Thurzona dopiero w 1513 r. Oczywiście najlepiej byłoby, gdybym mogła sięgnąć do książki Aleksandry Szewczyk „Mecenat artystyczny biskupa wrocławskiego Jana V Thurzona (1506-1520)” (2009), no ale nie mam teraz do tej publikacji dostępu. Nie jest ona nawet w ograniczonym podglądzie dostępna w serwisie Google Books. W związku z tym kontynuuję przeczesywanie literatury niemieckiej sprzed ponad stu lat… i sięgam do kolejnej publikacji Gustava Baucha, tym razem „Johann Thurzo und Johann Hess”, znów w „Zeitschrift des Vereins für Geschichte und Alterthum Schlesiens” (1901, Bd. 36, H. 1). Okazuje się, że mamy tu informację, że Jan Hess przywiózł z Wittenbergi Cranacha dla biskupa Thurzona… ale było to „Biczowanie Chrystusa”. Już jako pracownik Thurzona, Hess był na krótko w Wittenberdze w 1517 roku, zaś w 1518 Caspar Ursinus Velius wysłał mu cztery dystychy, w których odniósł się do owego „Biczowania” pędzla Cranacha (czyli wtedy obraz był już we Wrocławiu).
Dla pewności jeszcze sięgnęłam po pomoc koleżeńską – Wojciech Kieler przysłał mi zdjęcia hasła poświęconego temu obrazowi z katalogu wystawy “Moda na Cranacha” z Muzeum Narodowego we Wrocławiu z 2017 r. (dziękuję bardzo!). Co prawda akurat dokładnie ta notka jest umieszczona w podglądzie publikacji na stronie Muzeum, ale zdjęcie jest nie najwyższej rozdzielczości. W każdym razie hasło to, autorstwa Aleksandry Szewczyk, zawiera taką informację: „Madonna pod jodłami była własnością wrocławskiego biskupa Johanna Thurzona (1464/1466-1520). Wraz z drugim obrazem Cranacha, Chrystusem ubiczowanym, przywiózł ją z Wittenbergi w 1517 r. ówczesny sekretarz biskupa, a późniejszy reformator Johann Hess (1490-1547). Na życzenie Thurzona poeta Caspar Ursinus Velius ułożył dwa łacińskie dystychy (Na Dziewicę, Na Nazareńczyka biczowanie), które umacniały połączenie obrazów w teologiczno-ideologiczny dyptyk.”
Czyli jednak faktycznie wychodzi na to, że „Madonna pod jodłami” Lucasa Cranacha starszego chyba nie powstała specjalnie dla biskupa wrocławskiego, skoro została mu dostarczona co najmniej 7 lat po namalowaniu.
A niniejszy wpis na blogu jest nie tylko po to, żeby zaprezentować Państwu zdalny tok pracy historyka sztuki odciętego od bibliotek, ale przede wszystkim po to, żeby pokazać, iż napisanie popularyzatorskiego artykułu wcale nie wiąże się z mniejszym nakładem pracy niż przygotowanie publikacji naukowej. Dedykuję zatem ten wpis tym, którzy myślą, że popularyzacja jest dla naukowca jakimś nieistotnym hobby, że można takie działania prowadzić mimochodem i po godzinach. To, że jakiś tekst napisany jest lekkim językiem i nie zawiera przypisów wcale nie znaczy, że nie trzeba było do jego przygotowania przekopać na przykład publikacji w języku niemieckim, i to jeszcze drukowanych czcionką frakturową.
***
[DODATEK 14.10.2020]:
Właśnie zauważyłam, że cytowana przeze mnie powyżej notka na stronie Muzeum Narodowego we Wrocławiu (https://mnwr.pl/cranach-madonna-pod-jodlami/) została edytowana – wpis nie wygląda już tak, jak screen w moim poście: nie ma informacji o Joachimie von Lindlau ani o tym, że dzieło powstało specjalnie dla wrocławskiej katedry. Pochlebiam sobie, że być może ktoś z MNWr czyta mój blog – jeśli niniejszy wpis przyczynił się do korekty, bardzo mnie to cieszy.
Piękny opis metodologii! W branżach technologicznych używa się dziś modnej nazwy OSINT (Open Source Intelligence, dawniej po polsku “biały wywiad”), czyli uzyskiwania informacji z jawnych źródeł. Jak widać, współczesne służby niczego nowego nie odkryły… nie zdziwię się, jeśli się dowiem, że tak robiono już w średniowieczu; może z tą różnicą, że wtedy problemem było zdobycie informacji, a dziś problemem jest jej przetworzenie i wydobycie informacji wartościowej.
Dziękuję! W średniowieczu popularnością cieszyły się kompilacje różnych tekstów autorów starożytnych, zebrane przez pisarzy chrześcijańskich; jednym z najważniejszych encyklopedystów, z którego dzieł powszechnie korzystano, był Izydor z Sewilli. Zgadzam się jak najbardziej, że w dzisiejszych czasach przede wszystkim trzeba uważać na często powielane błędy i wyzwaniem jest ocena wartości źródła, z którego korzystamy. Już kilka razy pisałam tu o takich przypadkach, gdzie zasoby Internetu mogą nas wprowadzić w błąd, nawet gdy sięgniemy do pozornie bardzo dobrego źródła, na przykład tu: http://posztukiwania.pl/blog/2019/01/15/wiedenska-perla-malarstwa-poznogotyckiego/
Pozdrawiam serdecznie!