Zagadkowy monogram MM
Jedną z moich ulubionych postaci historycznych – także w kontekście zachowanych do dziś dzieł sztuki, które z nią wiążemy – jest królowa Jadwiga Andegaweńska. W artykułach, filmach, audycjach i podkastach odnosiłam się do takich zabytków jak krucyfiks Jadwigi z katedry na Wawelu, wiązana z nią skrzyneczka z kości słoniowej ze scenami z romansów, czy też jej różne wizerunki – zachowane i niezachowane. Niestety, większość dzieł sztuki i książek, które posiadała Jadwiga, nie przetrwała do dziś – a były wśród nich z pewnością perły późnośredniowiecznego rzemiosła. Jadwiga była kobietą niezwykłą: o silnym, jak się wydaje, charakterze. Była nastolatką, gdy została koronowana na króla Polski – tak, mówimy o niej “królowa”, ale właściwie była kobietą-królem, dzieląc się po ślubie władzą ze swym mężem, Władysławem Jagiełłą. W XVI wieku kolejny raz formalnie na władcę Polski została wybrana kobieta, Anna Jagiellonka, ale w rzeczywistości rządził jej mąż, król Stefan Batory. Tymczasem Jadwiga nawet samodzielnie dowodziła wojskiem. Pod tym względem sądzę, że to właśnie Jadwigę możemy określać jako jedyną (realnie) kobietę-króla w naszej historii.
Dziś tu na blogu postanowiłam podzielić się z Państwem przemyśleniami na temat zagadkowego monogramu MM, którego używała Jadwiga. Jest to ozdobny znak w formie plecionki – jedna litera włożona w drugą, pod kątem 90 stopni. Tego typu znaki stosowano w bardzo różnych kontekstach i miejscach w Europie, na przykład jako uwierzytelnienia w dokumentach notarialnych, i zapewne także jako osobiste monogramy. MM to prawdopodobnie był ulubiony znak Jadwigi, bo znalazł się na przykład wśród malowideł gotyckiej Sali Kazimierzowskiej w zamku na Wawelu. Dawna sypialnia króla Kazimierza Wielkiego została w pewnym momencie zajęta przez Jadwigę Andegaweńską.
Ponadto znak ten znajdziemy także na dość wyjątkowym zabytku, jakim jest roztruchan, czy też scyfus Jadwigi. Jest to reprezentacyjny puchar, który z rąk Jagiellonów przeszedł w posiadanie Wettynów (zapewne wywiozła go wnuczka Jagiełły, Barbara Jagiellonka, w 1496 roku wychodząc za Jerzego Brodatego, późniejszego księcia Saksonii), a dziś znajduje się w muzealnej kolekcji w Dreźnie (Grünes Gewölbe). To zaskakujący zabytek, który powstawał stopniowo: kryształowa czasza może pochodzić z Paryża, z połowy XIV wieku (?), zaś krakowscy złotnicy najprawdopodobniej mieli zrobić z niej puchar jako wotywny dar od królowej dla św. Wacława, patrona krakowskiej katedry. Napis fundacyjny zawiera informację, że królowa Jadwiga wdzięczna jest właśnie Wacławowi. Na wykonane ozdobne elementy złotnicze składają się m.in. herby oraz właśnie owe splecione litery MM.
Jak napisał Jerzy Żmudziński, najprawdopodobniej wdzięczność królowej odnosiła się do tego, że we wrześniu 1398 roku, po ponad 13 latach od ślubu, poczęła ona długo wyczekiwanego potomka. Może modliła się w tej intencji właśnie do najstarszego patrona krakowskiej katedry, a może uznała jego wstawiennictwo dlatego, że święto Wacława przypada akurat we wrześniu. Niestety, rozwiązanie nie poszło szczęśliwie – w 1399 zmarła Jadwiga, a także jej nowonarodzona córeczka. Wówczas przerwano realizację pucharu, a później chyba Władysław Jagiełło zlecił jego dokończenie, ale pozostawił go sobie do użytku świeckiego. Uznał widocznie, że świętemu Wacławowi się ostatecznie ten dar nie należał.
Kolejnym, również niedokończonym dziełem związanym z Jadwigą, jest Psałterz Floriański. Dziś przechowywany w zbiorach Biblioteki Narodowej w Warszawie, jest zdigitalizowany w serwisie Polona, a na blogu Polona znajdziecie Państwo wiele ciekawych informacji o tym rękopisie. Jego dzieje w dużej mierze pozostają do dziś zagadką – nazwa wywodzi się od austriackiego klasztoru Sankt Florian, gdzie kodeks ten znajdował się od XVII wieku do momentu, gdy odkupiony został w okresie międzywojennym. Pierwsza część rękopisu, datowana na koniec XIV wieku, powstała zapewne dla królowej Jadwigi. Jest to, co ciekawe, psałterz trójjęzyczny: biblijne psalmy spisano w nim w języku łacińskim, niemieckim i… staropolskim!
Psałterze wielojęzyczne trafiały się w średniowieczu – kilka bardzo ciekawych przykładów wyprodukowano w XII wieku. W Palermo na Sycylii, na dworze Rogera II między 1130 a 1153 powstał The Harley Trilingual Psalter (Harley MS 5786), przechowywany dziś w British Library w Londynie. Zawiera on Psalmy po grecku wg Septuaginty, łacińskie z Wulgaty, oraz tłumaczenie arabskie z XI wieku. Uniwersytet w Lejdzie przechowuje trójjęzyczny rękopis z XII wieku, w którym znalazły się cztery wersje psalmów (tzw. Quadruple psalter, BPG 49 A): hebrajska, grecka i dwie łacińskie. Z kolei fascynujący Psałterz Eadwina z Canterbury (Cambridge, Trinity College Library, MS R.17.1, 3 ćw. XII w.) zawiera aż trzy wersje łacińskie każdego psalmu (najstarszy tzw. Psałterz Rzymski, Psałterz Gallikański, czyli z Wulgaty, oraz Versio juxta Hebraicum, czyli późniejszy przekład św. Hieronima z hebrajskiego) a ponadto przekłady staroangielski i anglo-normandzki, oraz dodatkowe komentarze. O tym wielojęzycznym psałterzu pisałam już kiedyś TU na blogu.Wracając do Psałterza Floriańskiego – oprócz herbu Andegawenów znajdziemy w nim również ów charakterystyczny monogram (powtarza się na trzech różnych kartach).
Co mógł on oznaczać? Uczciwie mówiąc, nie mamy żadnych wskazówek, możemy tylko gdybać. Wśród rozmaitych hipotez pojawiały się następujące propozycje: że to znak o symbolice astrologicznej, albo że to skrót od „Mons Mariae”, co miałoby indentyfikować miejsce powstania rękopisu jako klasztor kanoników regularnych w Kłodzku (tę hipotezę raczej należy odrzucić). Kolejna propozycja mówiła, że jest to odniesienie Matki Boskiej (Mater Maria), lub do dewizy – zawołania Andegawenów („Montjoie Sainte-Marie”), czy też po prostu do „Memento Mori”. Tu aż się prosi cytacik…
Najczęściej przyjmowana hipoteza mówi tymczasem, że prywatnie Jadwiga mogła wybrać sobie splecione litery MM jako odniesienie do ewangelicznych sióstr Łazarza, Marii i Marty. Gdy Chrystus je odwiedził, usiadł i nauczał, Maria słuchała go, a Marta zajęła się przygotowaniem posiłku. Jezus nie nakazał Marcie porzucenia gospodarskich zajęć, ale gdy poirytowana zwróciła uwagę na to, że jej siostra nie pomaga jej w kuchni („Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła”), Chrystus powiedział: „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba <mało albo> tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona” (Łk 10, 38-42, Biblia Tysiąclecia). Powszechnie przyjmuje się, że Marta i Maria reprezentują dwie drogi życia: czynne (świeckie) i kontemplacyjne (zakonne). To drugie jest niejako „prostszą” drogą do zbawienia, ale to pierwsze również jest potrzebne. Stąd św. Marta stała się patronką gospodyń domowych… A jednak w sztuce średniowiecznej głównym atrybutem Marty było wiaderko i kropidło. Nie w odniesieniu do kubła i mopa do sprzątania domu, ale w nawiązaniu do legendy o tym, jak za pomocą wody święconej św. Marta miała ujarzmić smoka.
Oczywiście w przypadku świętej Jadwigi w pierwszej chwili wydaje się, że połączenie idei życia czynnego i kontemplacyjnego bardzo mogło jej odpowiadać – może zresztą tak było. Z drugiej jednak strony nie mamy przekazów, które świadczyłyby o tym, że jej niespełnionym marzeniem było wstąpienie do zakonu.
Niewątpliwie Jadwiga była pobożna, lecz wydaje się, że nie posuwała się do skrajnych aktów ascezy – raczej wolała okazywać szczodre wsparcie potrzebującym, niż dręczyć swoje ciało. Zasłynęła także jako wspierająca szkolnictwo bardziej niż na przykład klasztory – z jej testamentu odnowiono Akademię Krakowską. Wiemy, że doceniała sztukę, w tym muzykę i literaturę; wiązana z nią skrzyneczka z kości słoniowej, dziś w muzeum katedralnym na Wawelu, świadczy o zainteresowaniu królowej świeckimi romansami. Niedoszły ślub z Wilhelmem Habsburgiem, którego chyba bardzo pragnęła, mógł być prawdziwym spełnieniem jej marzeń, co nie wskazuje na ciągoty do życia kontemplacyjnego. Długosz z kolei zanotował, że przed ślubem z Jagiełłą zaniepokojona Jadwiga wysłała Zawiszę z Oleśnicy z misją sprawdzenia wyglądu przyszłego małżonka – Jagiełło wziął rycerza do łaźni, a Zawisza dzięki temu mógł Jadwigę uspokoić, zapewniając ją, że nie jest źle. Wydaje się zatem, że cielesne aspekty małżeńskiego życia były dla Jadwigi ważne. O tym, że jej małżeństwo z Jagiełłą nie było udane, miałby świadczyć m.in. fakt, że małżonkowie jadali osobno i mieli własnych kucharzy – ale, jak zauważa część badaczy, mogło to raczej być zakorzenione w ówczesnych dworskich zwyczajach, a także wynikać z odmiennych przyzwyczajeń żywieniowych. Jagiełło chyba wolał cięższą kuchnię polsko-litewską, podczas gdy Jadwiga preferowała delikatniejsze i wykwintniejsze dania wywodzące się z kulinarnych tradycji włoskich i francuskich. Ten fakt też nie wskazuje na nadmierne zamiłowanie królowej do ascezy, choć oczywiście pobożnie przestrzegała ona postów.
Niewątpliwie Jadwiga otaczała kultem św. Brygidę Szwedzką (poleciła wykonanie przekładu “Objawień” św. Brygidy na język polski, a także ufundowała do katedry na Wawelu ołtarz śś. Erazma i Brygidy), czyli czternastowieczną mistyczkę, która po śmierci swego męża założyła zakon brygidek. Ważna dla Jadwigi Andegaweńskiej była też św. Jadwiga Śląska (która po urodzeniu siedmiorga dzieci namówiła męża na ślub czystości; słynęła z zamiłowania do ascezy, a życie zakończyła w 1243 roku w klasztorze w Trzebnicy), czy też otoczona kultem w Krakowie księżna Kinga, która z Bolesławem Wsydliwym żyła w czystości, a po jego śmierci została klaryską. Do tych świętych niewiast z pewnością pasowała koncepcja próby łączenia narzuconego urodzeniem życia czynnego z upragnionym życiem kontemplacyjnym. Czy jednak sama Jadwiga Andegaweńska marzyła skrycie o przywdzianiu habitu? Czy myślała o sobie jako o Marcie, zmuszonej do “czynnego” życia, pragnąc jednocześnie być Marią, poświęcającą się kontemplacji? Nie wydaje mi się, żeby był na to jakiś dowód.
Gdy myślę o Jadwidze i o jej pobożności, szczególnie biorąc pod uwagę jakim kultem otoczyła Ukrzyżowanego Chrystusa, i nawet przyjmując założenie, że królowa faktycznie dążyła do połączenia życia czynnego i kontemplacyjnego, przychodzi mi do głowy inny pomysł na odszyfrowanie monogramu MM. Czy nie mogło to być po prostu nawiązanie do Marii Magdaleny, bez kontekstu ewangelicznej Marty?
W późnośredniowiecznym Krakowie (i szerzej – w Małopolsce) kult Marii Magdaleny był dosyć rozwinięty (z pewnością bardziej niż św. Marty, która uchodziła za siostrę Magdaleny). Maria Magdalena była kluczową postacią wielkanocnych dramatyzacji liturgicznych: tą, ktora do końca stała pod krzyżem, która uczestniczyła w złożeniu ciała Zbawiciela do grobu, a potem odkryła, że zmartwychwstał. W późnośredniowiecznej sztuce „Noli me tangere“ (ukazanie się Zmartwychwstałego Marii Magdalenie – pisałam o tym TU) było jedną z kluczowych scen. To właśnie Magdalenę Chrystus wybrał na Apostołkę Apostołów – jej powiedział, że ma zanieść jego uczniom wieść o zmartwychwstaniu.
W relacji Chrystusa i Marii Magdaleny niezwykle ważny był wątek miłości – średniowieczne Biblie Pauperum, zestawiające sceny ze Starego i Nowego Testamentu, ukazywały „Noli me tangere“ obok Oblubieńca i Oblubienicy z Pieśni nad Pieśniami. Jestem przekonana, że wówczas to właśnie Maria Magdalena mogła funkcjonować jako Mistyczna Oblubienica Chrystusa, czyli personifikacja Kościoła. To zresztą mogło doprowadzić do specyficznych późnośredniowiecznych przedstawień ciężarnej Marii Magdaleny (o tym pisałam TU).
Ponadto od czasów Jadwigi, czyli od schyłku XIV wieku, w Środkowej Europie zaczęły pojawiać się wizerunki włochatej Marii Magdaleny (o tym TU i TU), przeżywającej ekstazę. Wedle legendy, ostatnie dekady swego życia Magdalena spędziła na pustyni, gdzie codziennie aniołowie unosili ją ku niebu. Wczesnym przykładem takiego przedstawienia jest inicjał D w Antyfonarzu z wrocławskiego kościoła św. Marii Magdaleny (1387, BUWr OR, M 1244, fol. 83 v).
Średniowieczna Maria Magdalena nie jest pokutnicą (taki jej wizerunek utrwalił się w czasach Kontrreformacji), lecz raczej ukochaną Oblubienicą Chrystusa. Owszem, jest nawróconą grzesznicą, ale jako taka uosabia całą ludzkość. To piękna i bogato ubrana kobieta ze słoiczkiem wonności, lub tęskniąca za Oblubieńcem pustelnica, która z miłości doznaje pocieszających mistycznych wizji. Analizując późnośredniowieczne przestawienia tej świętej odnoszę wrażenie, że to właśnie Magdalena mogła być tą, z którą chciała się utożsamiać Jadwiga Andegaweńska.
Podsumowując: moja zupełnie prywatna (i z pewnością nieobiektywna) propozycja rozszyfrowania splecionych liter MM w odniesieniu do królowej Jadwigi to właśnie „Maria Magdalena“. A jeśli kiedykolwiek przyjdzie mi do głowy zrobić sobie tatuaż, to będzie to właśnie ten monogram.
A więc nie porzuciła Pani pisania na blogu. Uff… Czegoś by mi jednak brakowało. ;)
O tym, że Jadwiga nie była zwykłą królową (o ile w ogóle można mówić o zwykłych królowych), a “kobietą-królem” , przypomina się w każdym popularnym artykule. Tylko jakie są na to dowody oprócz wzmianki w kalendarzu katedry krakowskiej (tak mi się przynajmniej zdaje, bo przy cytowanym setki razy “in regem Poloniae coronata” nigdy nie trafiłem na odsyłacz do źródła i nawet autor hasła w Wikipedii nie zdał sobie tego trudu)? Jeśli męski tytuł był tak ważny dla legitymizacji samodzielnego objęcia tronu przez Jadwigę, to czemu ani razu nie pojawia się w oficjalnych dokumentach, na jej pieczęciach itd.? Czy nie było po prostu tak, że anonimowy kronikarz użył formuły “in regem coronata” mechanicznie albo rozumiejąc ją jaką ogólną, odnoszącą się do koronacji na władcę bez względu na płeć? Wszak nawet dzisiaj nikt się nie dziwi, ze jakaś pani wygrała konkurs na dyrektora, czy została zaprzysiężona na posła (zaprzysiężone na posłankę też się zdarzają).
Długosz pisze o Jadwidze zwyczajnie “Poloniae Regina”; tak samo Chronica Hungarorum z 1473 roku (“Adviga vero post mortem patris in reginam Polonie extitit coronata”). Tematu jednak nie zgłębiałem, więc może istnieją jakieś mocniejsze, a nieznane mi przesłanki dla “maskulinizacji” Jadwigi?
Oczywiście, że nie porzuciłam! I ciągle obiecuję sobie, że wrócę do publikowania częściej niż raz na pół roku… ale to nie takie proste, bo przygotowanie takiego jednego wpisu (w dwóch wersjach językowych) to kilka dni pracy. A niestety gonią różne zobowiązania, no i ciężko ten czas wygospodarować.
Jeśli chodzi o Jadwigę, to wydaje mi się, że rzecz rozbija się o… feminatywy. Na ile mi wiadomo, nie ma wątpliwości, że Jadwiga miała realną władzę – od ręki przychodzi mi do głowy (a to dlatego, że kiedyś pisałam o przedstawieniach Jadwigi na przestrzeni wieków) jej pieczęć majestatyczna (https://ank.gov.pl/wystawy/archiwum-dzikowskie-tarnowskich/ – pierwsza reprodukcja po kliknięciu w “przejdź do zdjęć”). Ową pieczęć majestatyczną Jadwiga sporządziła wkrótce po objęciu władzy w Polsce; a koronował ją arcybiskup Bodzanta 16 października 1384 (podczas gdy koronacja Jagiełły nastąpiła dopiero w marcu 1386). Wydaje mi się, że nie jest kwestionowane w literaturze wspólne panowanie Jadwigi z Jagiełłą, a na pewno Długosz wspomina o tym, że poprowadziła wyprawę zbrojną na Ruś (zwycięską) oraz była oficjalną mediatorką w sporze między Witoldem a Skirgiełłą.
To podkreślanie, że Jadwiga była “królem” wynika moim zdaniem z tego, że dlaczegoś w języku polskim mamy problem z interpretacją feminatywów. Jak mówimy “królowa”, to mamy na myśli “żona króla”. Po angielsku to się przynajmniej rozróżnia czasami, teoretycznie mamy “queen” (sprawującą władzę) i “queen consort” (żonę króla). I tu chodzi o to, żeby podkreślić, że Jadwiga była właśnie królową sprawującą władzę, chociaż i tak jej mąż został królem, a nie tylko “prince consort” ;) . Po prostu chodzi o to, że średniowieczne określenie “regina” mogło oznaczać kobietę mającą władzę; łacina używała feminatywów i pewnie nikomu by nie przyszło do głowy, aby maskulinizować tytuł dla oddania istoty funkcji. Dlatego też nie zgadzam się z prof. Jerzym Gadomskim, który napisał, że wielokrotnie spotykane w krakowskich źródłach „malarki” („pictrix”, „molerin”) były to jedynie wdowy po malarzach – myślę, że mogło to także oznaczać kobiety-malarki, bo wbrew pozorom artystki działały i w średniowieczu. Tylko my coś sobie z tymi średniowiecznymi feminatywami nie radzimy. Myślę, że ciekawym przykładem jest łacińskie określenie kobiety doktora – doctrix; jak to powiedzieć po polsku? “Doktorka” powinno być chyba, ale brzmi niepoważnie. “Doktorowa” to oczywiście “żona doktora”. Więc mówimy “pani doktor”, albo tylko “doktor”, chociaż po łacinie jest normalny feminatyw. No i wedle tej samej logiki Jadwiga “Polonorum regina” (tak określona np. na wpomnianym we wpisie scyfusie) staje się w popularyzatorskim artykule “kobietą-królem”.
Dziękuję jak zawsze za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam!
Coś jest na rzeczy. Może zastosowano “męski” ceremoniał koronacyjny (ordo coronandum), bo ten normalnie przewidziany dla królowych nie był stosowny dla osoby panującej i w dodatku panny (a nie królowej-małżónki), a nie chciano naprędce improwizować? W każdym razie, oprócz owej osobliwej formuły zapisków kronikarskich “in regem coronata” (Kalendarz krakowski) i “coronatur in regem” (Rocznik Świetokrzyski), tytułu “rex” Jadwiga nie używała ani nikt nie stosował go do niej. Warto byłoby ustalić, kiedy ten temat pojawił się w naszej literaturze historycznej, przy czym nie byłbym zdziwiony, gdyby okazało się, że dopiero w XIX wieku.
Z naszą “kobietą-królem” nie jesteśmy jedyni, bo podobnie “na króla” ukoronowano… starszą siostrę Jadwigi i naszą niedoszłą królową Marię. Z tym że Maria tego tytułu (jak pisze Kantorowicz w “Dwóch ciałach króla”) używała, stając się “reginą” dopiero po zamążpójściu, a nadto tak bywa przedstawiana w ikonografii [LINK]. Co ciekawe, Marię Teresę też czasem tytułowano “królem” Węgier, jak widać na załączonym obrazku [LINK]. Może to jakiś węgierski obyczaj polityczny, mający coś wspólnego z krwawą walką o spuściznę po Ludwiku, w której to walce argument o jakoby wyłącznie męskim prawie do tronu Węgier był podnoszony w konflikcie Marii i jej matki Elżbiety z Karolem III.
Co do monogramu, to “mam pomysła!”, jak zwykł mawiać Ferdek Kiepski. Skoro mamy tylko te dwie litery i próbujemy podstawiać pod nie wszystkie możliwe, a jako tako sensowne formuły łacińskie, to ja zgłaszam swoją propozycję: “MULIER MOLIENS”. “Moliens” to participium, tu użyte przymiotnikowo, od “molior” – z natężeniem sił do ruchu pobudzić, ruszyć z miejsca co ogromnego, ;wyłamać np. drzwi (!), a także zakładać, tworzyć, budować, zamierzać, starać się o co. A w połączeniu z wyrażeniem “res novas” – jak podaje słownik łacińsko-polski Koncewicza – zrobić wstrząśnienie polityczne i przywłaszczyć sobie panowanie. Naprawdę wszystko pasuje jak ulał do naszej Jadwigi, włącznie z wyłamywaniem drzwi siekierą, żeby zbiec z zamku do ukochanego Wilhelma. ;)
No proszę, i pomysł na artykuł naukowy gotowy! Jak by Pan miał chęć, to jako redaktorka zapraszam do wysłania abstraktu do RIHA Journal :D
Konwalia to po francusku “le muguet”, więc MM pasowałoby do Pani imienia i nazwiska.
O, faktycznie, idealnie! Pozdrawiam serdecznie :)